Polska na krawędzi, a rząd ma się dobrze
Władza nie może być wyspą samozadowolenia i zasobności - mówił premier w swoim expose dwa lata temu. Dziś Polska staje w obliczu wielkiego krachu finansowego, a rząd zamiast cięć np. w administracji, jeszcze je rozbudowuje.
Zamierzamy uczynić państwo tańszym i sprawniejszym. Oszczędności zaczęliśmy od siebie. Już jest mniej ministrów, a będzie mniej dyrektorów, radnych, prezesów. Wprowadzimy regulacje prawne, wymuszające zmniejszenie zatrudnienia w administracji. W morzu ludzkiej biedy, bezrobocia, braków budżetowych władza publiczna nie może być wyspą samozadowolenia i zasobności - tak pięknie przemawiał w Sejmie Leszek Miller.
Podkreślmy: "zamierzamy", "oszczędności", "od siebie", "zmniejszenie zatrudnienia w administracji" I co? I nic. "Zamierzaliśmy" dwa lata temu, a dziś sytuacja się zmieniła i postanowiliśmy nieco zmienić nasze plany. Słowem hasła bardzo ładnie brzmią, ale poza sloganami nic nie zostało. Dla przykładu sprawdziliśmy, jak wyglądają "oszczędności" i zatrudnienie w Kancelarii Premiera.
Premier Miller rozpoczął urzędowanie od oszczędzania na żarówkach i prądzie. Zmienił też salę, w której odbywają się posiedzenia Rady Ministrów, bo w tej nowej jest ponoć więcej okien. Na tym jednak cięcia się skończyły. Przyszłoroczny budżet Kancelarii Premiera ma już wynieść prawie 97 mln złotych, czyli o 1,5 mln zł więcej niż tegoroczny. Pieniądze są potrzebne m.in. na płace, bo ponad 500-osobowa rzesza pracowników kancelarii zarabia 2,2 mln złotych miesięcznie.
Jest jeszcze mniej eksponowana armia ludzi Millera, ukryta w tzw. gospodarstwie pomocniczym Rady Ministrów. Niestety, z oficjalnych danych nie dowiedzieliśmy się tego. A przypomnijmy: Polska stoi na krawędzi wielkiego krachu finansowego. Przyznaje to samo Ministerstwo Finansów, choć na razie jedynie w nieoficjalnym dokumencie. Mówiąc wprost, coraz bliżej nam do załamania finansów państwa. Pomysłu, jak tego uniknąć, na razie rządzący nie mają.