Polska nadal węglem stoi
Plany rządu zakładające wprowadzenie w 2020 r. zakazu używania węgla do opalania naszych domów są z wielu różnych względów nierealistyczne. Podobnie jak planowanie rozwoju energetyki opartej nie na węglu kamiennym i brunatnym, lecz w bardziej odległej przyszłości na odnawialnych źródłach energii i siłowniach atomowych. Do rozwoju energetyki jądrowej nasz kraj nie jest nadal przygotowany.
Z zastępowaniem węgla, jako podstawowego paliwa zużywanego w naszych elektrowniach do produkcji prądu, odnawialnymi nośnikami energii radzimy sobie najgorzej m.in. z powodu braku odpowiedniego wsparcia finansowego ze strony państwa, jak również braku jasnych przepisów regulujących rynek energii pochodzącej ze źródeł odnawialnych.
Być może bardziej realistyczną wizją okaże się budowa w najbliższej przyszłości nowych bloków energetycznych opalanych gazem ziemnym, o ile, rzecz jasna, będziemy dysponowali wystarczającą podażą tego gazu z eksploatowanych skał łupkowych.
Nie należy starać się wyrugować węgla ani z naszych mieszkań, ani tym bardziej z naszych elektrowni. Realistyczną wizją jest dalsze korzystanie z tego nośnika energii w oparciu o czyste technologie spalania węgla. Należy pamiętać o tym, że na terytorium naszego kraju znajduje się 90 proc. zasobów węgla kamiennego i 25 proc. brunatnego całej Unii Europejskiej.
Wydawać by się więc mogło, że to właśnie Polska zaopatruje Unię w ten surowiec i sporo zarabia na sprzedaży węgla do pozostałych krajów UE. Niestety, tak dobrze nie jest, bo kraje Unii sprowadzają z naszego kraju tylko ok. 18 mln ton węgla rocznie, a resztę swojego zapotrzebowania na ten surowiec uzupełniają z wielu innych, pozaunijnych krajów, gdzie koszty jego wydobycia są niższe niż w Polsce.
Węgiel kamienny, a jeszcze bardziej brunatny, ma zasadniczą wadę, a mianowicie jego spalanie prowadzi do dużej emisji dwutlenku węgla (CO2). W dobie walki z globalnym ociepleniem stanowi to poważny problem. A w naszym kraju aż 93 proc. energii elektrycznej nadal pochodzi ze spalania węgla kamiennego i brunatnego (odpowiednio 60 proc. i 33 proc.). Elektrownie opalane gazem wytwarzają tylko ok. 2,6 proc. prądu w Polsce, zaś energetyka wodna niespełna 2 proc. Jak w takiej sytuacji marzyć o tym, że od 2020 r. aż 15 proc. zużywanej przez nasz kraj energii będzie pochodzić z odnawialnych źródeł?
Zadanie to, nałożone na nasz kraj przez Unię Europejską, jest raczej niewykonalne. Dla porównania, w Chinach 80 proc. energii elektrycznej wytwarzane jest w elektrowniach opalanych węglem, w Australii także 80 proc., w Niemczech 43 proc., a w Stanach Zjednoczonych ok. 40 proc. W tym ostatnim kraju, w wyniku podjęcia od 2008 r. na dużą skalę wydobycia gazu łupkowego, systematycznie spada wydobycie węgla i coraz więcej elektrowni opalanych jest właśnie gazem ziemnym.
W Polsce nadal brakuje zarówno odpowiedniego klimatu biznesowego, jak i przyjaznych przepisów prawnych, które sprzyjałyby podjęciu eksploatacji naszych zasobów gazu łupkowego. Innymi słowy, Polska nadal węglem, a nie gazem łupkowym, stoi i trzeba ten fakt uwzględniać przy planowaniu zarówno rozwoju energetyki, jak również wprowadzaniu różnych ograniczeń wykorzystywania węgla do ogrzewania naszych domów.
Faktem jest, że w porównaniu do ropy naftowej, a szczególnie gazu ziemnego, węgiel kamienny i brunatny charakteryzują się najwyższą emisję dwutlenku węgla. Przykładowo produkcja 1 MWh energii elektrycznej z paliwa węglowego powoduje emisję ok. 0,7-0,8 tony CO2 do atmosfery. Natomiast gaz potrzebny do wytworzenia tej samej ilości energii elektrycznej powoduje emisję ok. 0,35 tony dwutlenku węgla.
Produkcja prądu w elektrowniach atomowych nie powoduje żadnej emisji CO2. Jednak te ostatnie generują inne, często groźniejsze zagrożenia, czego przykładami mogą być katastrofy w Czarnobylu i niedawna awaria japońskiej siłowni nuklearnej w Fukuszimie. W naszym kraju brakuje zgodności poglądów, jaką energetykę należy rozwijać w najbliższej przyszłości oraz jak racjonalnie i bezpiecznie dla środowiska naturalnego wykorzystywać nasze zasoby węgla kamiennego.
Rozwój energetyki opartej na tradycyjnych technologiach spalania węgla będzie oczywiście przyczyniać się do dalszego zanieczyszczenia atmosfery. A to z kolei będzie się wiązało z koniecznością wnoszenia dosyć wysokich opłat za emisję gazów cieplarnianych do atmosfery. Wiadomo też, że do 2030 r. zapotrzebowanie na energię elektryczną w Polsce zwiększy się o ok. 55 proc. Nie będzie jednak można wytworzyć do tego roku potrzebnej ilości prądu z innych niż węgiel nośników energii. A przyjęty przez wszystkie państwa członkowskie Unii Europejskiej (w grudniu 2008 r.) pakiet klimatyczno-energetyczny wprowadza opłaty za emisję dwutlenku węgla w wysokości od 25 do 40 euro za tonę CO2.
Wprowadzenie tych opłat za kilka lat zmniejszy rentowność energetyki węglowej. Pomimo tego dodatkowego obciążenia finansowego, w polskiej polityce energetycznej założono gruntowną modernizację istniejących bloków węglowych, które mają mieć tę samą moc, co obecnie, ale będą zużywać o około jedną piątą mniej węgla brunatnego i o jedną siódmą mniej węgla kamiennego. Inną opcją jest zwiększenie o jedną trzecią mocy wytwórczych w sektorach energetyki odnawialnej (energii wiatrowej, słonecznej i wodnej) oraz budowa do 2024 r. planowanych dwóch elektrowni atomowych, każda o mocy 3000 MW za łączną kwotę 100 mld zł.
Dotychczasowe bardzo wolne tempo rozbudowy sektora energetyki odnawialnej oraz brak decyzji odnośnie do budowy w najbliższym czasie siłowni atomowych pozwalają przypuszczać, że polska energetyka będzie w okresie najbliższych 20 lat nadal skazana na węgiel. Elektrownie opalane tym surowcem będą po 2030 r. dostarczać ponad połowę wytwarzanej w naszym kraju energii elektrycznej.
Zamiast więc prowadzenia sporów, czy i kiedy oraz gdzie należy budować elektrownie atomowe, należy zwiększyć nakład na rozwój technologii czystego węgla. Czasu zostało niewiele, gdyż Polska może ewentualnie uzyskać po 2020 r. na pewien okres prawo do bezpłatnej emisji CO2. Zależeć to będzie także od tempa wprowadzenia w większości naszych elektrowni tzw. technologii czystego węgla, które przyczynią się do obniżenia emisji zanieczyszczeń do atmosfery.
Konieczna wydaje się także poprawa sprawności procesów przemiany energetycznej (spalania) węgla, poprzez dodawanie różnych związków chemicznych redukujących emisję gazów cieplarnianych oraz usuwanie zanieczyszczeń ze spalin powstałych przy spalaniu węgla. Na tego rodzaju dosyć drogie technologie nie będą mogły sobie pozwolić kraje biedniejsze, takie jak np. Indie czy Chiny.
Polscy producenci energii elektrycznej starają się od kilku lat obniżyć koszty produkcji prądu nie poprzez wprowadzanie nowych technologii czystego węgla, lecz głównie poprzez import tańszego węgla z Ukrainy i Rosji, gdzie koszty wydobycia są niższe niż w naszym kraju. Niestety, w Polsce koszty wydobycia węgla należą do najwyższych na świecie, co wynika m.in. z faktu, że pokłady węgla w naszym kraju znajdują się na znacznej głębokości (od 350 do 1000 metrów pod ziemią).
Za czasów PRL-u, kiedy Polska była węglową potęgą, nie przejmowano się tymi kosztami. Szczyt wydobycia węgla kamiennego osiągnęliśmy w 1979 r., kiedy wydobyto 180 mln ton tego surowca, a w 2009 r. wydobycie wyniosło 95 mln ton, natomiast w 2012 r. tylko ok. 80 mln ton. Obecnie czynnych jest w naszym kraju ok. 30 kopalń, zatrudniających 115 tys. pracowników. Wartość rocznych wpływów do budżetu państwa i gmin to ok. 6,5 mld złotych.
Do połowy pierwszej dekady obecnego stulecia państwo dopłacało do każdej tony wydobywanego węgla. Koszt jej wydobycia wynosił tyle, ile wynosiła cena tony węgla na rynku światowym. Od 2006 r. największe spółki węglowe (Jastrzębska Spółka Węglowa, Kompania Węglowa, Katowicki Holding Węglowy i Lubelski Węgiel Bogdanka) zarabiają na tonie węgla średnio 20-30 złotych. Większe zyski ma JSW, ponieważ w kopalniach tej spółki wydobywany jest najcenniejszy węgiel koksowy. Spółka wydobyła w 2012 r. 13,5 mln ton, a Kompania Węglowa 39,3 mln ton węgla.
W tej pierwszej spółce zatrudnienie wyniosło 22,8 tys., a w drugiej 60 tys. pracowników. Zysk netto za pierwszy kwartał 2013 r. wynosił odpowiednio 145 i ok. 100 mln złotych. Dla porównania w spółce Lubelski Węgiel Bogdanka zatrudnionym było w pierwszej połowie 2013 r. tylko 4,5 tys. pracowników, którzy wydobyli w tym okresie 4,08 mln ton węgla, a zysk netto na pierwsze półrocze wyniósł aż 70 mln złotych.
Już w 2008 r. Polska stała się importerem netto węgla kamiennego. Import do naszego kraju wyniósł w tym roku 10,1 mln ton, a eksport tylko 3,7 mln ton. Natomiast w 2010 r. wyeksportowano z naszego kraju 7,5 mln ton węgla, a sprowadzono z zagranicy 11 mln ton tego surowca. Nie ma raczej szans, aby Polska zwiększyła eksport węgla, gdyż produkcja tego surowca spada z roku na rok.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Sporo zależeć będzie m.in. od postępów w eksploatacji odkrytych w naszym kraju złóż gazu łupkowego. Według niektórych szacunków, można będzie wydobywać ok. 10 mld metrów sześciennych gazu ziemnego rocznie, a docelowo nawet 20-50 miliardów. Uniezależniłoby to Polskę od dostaw bardzo drogiego gazu ziemnego z Rosji (w ilości ok. 12 mld metrów sześciennych) i pozwoliłoby przestawić krajową energetykę z węgla na gaz ziemny, który, jak potwierdzają doświadczenia USA, byłby wtedy w Polsce o wiele tańszy niż obecnie.
Jednak przez najbliższe 20, a może nawet 30 lat, węgiel pozostanie w naszym kraju jednym z głównych nośników energii. I trzeba ten fakt uwzględniać przy sporządzaniu planów rozwoju naszej energetyki, które powinny być planami realistycznymi, a nie utopijnymi wizjami, których nie da się zrealizować.
prof. Adam Gwiazda
Autor jest ekonomistą, politologiem, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy