Polski Andersen ma szansę się oczyścić
Duleep Aluwihare, prezes polskiego działu Andersena, całą winą za rozpad spółki obarcza kolegów z Huston. Połączenie z Ernst & Young, daje mu jednak wszystko, czego potrzebuje - nie skażoną skandalem nazwę. Reszta, czyli struktura spółki, pracownicy i styl pracy - pozostaną bez zmian.
Duleep Aluwihare, prezes Andersena, nie kryje pretensji do kolegów z amerykańskiego oddziału, który był sprawcą afery związanej z Enronem, amerykańskim gigantem energetycznym, co przyspieszyło jego upadek. W efekcie oddziały Andersena na całym świecie do pospiesznego szukania nowych właścicieli i zmiany szyldów.
- Jakość zarządzania sprawdza się właśnie w sytuacjach kryzysowych. Moi amerykańscy koledzy nie poradzili sobie z tym. Bankructwo Enrona skończyło się rozpadem Andersena - mówi Duleep Aluwihare.
Nowy szyld
Podkreśla co prawda, że markę tworzą pracownicy, ale przyznaje, że nazwa Andersen została zniszczona.
- Za rok byłoby nam bardzo ciężko działać pod tym szyldem - uważa prezes.
Jego zdaniem, w Europie klienci pozostali wierni lokalnym oddziałom Andersena. Ponieważ w różnych krajach łączyły się one z innymi członkami ,,wielkiej piątki'' - np. we Włoszech, Hiszpanii, Portugalii i Brazylii z Deloitte & Touche, spowoduje to przetasowania wśród klientów, którzy w ślad za Andersenem przejdą do nowych firm najpierw w kraju, w którym mają siedzibę, a potem na całym świecie. Polski Andersen może więc stracić koncerny z Hiszpanii czy Włoch. Na szczęście nie od razu.
- Ten proces potrwa 2-3 lata. Nasi konkurenci po prostu nie są w stanie od razu przejąć klientów z zagranicy, bo mają za mało pracowników - ocenia Duleep Aluwihare.
Zaznacza on jednak, że Ernst & Young nie dość, że połączy się z Andersenem w krajach Europy Środkowej i Wschodniej, we Francji i Niemczech, dzięki czemu firmy z tych krajów będą korzystały z usług Ernst & Young także w Polsce, przejął też najwięcej klientów Andersena w USA.
- Bardzo liczymy na rozwój współpracy gospodarczej między Polską a USA, a to oznacza napływ amerykańskich spółek, które staną się naszymi klientami - mówi prezes.
Cena jakości
Ale nie to było powodem, dla którego polski Andersen postanowił połączyć się z Ernst & Young.
- Negocjacje prowadził z nami szef firmy na świat. W przypadku Delloite & Touche oraz KPMG byli to szefowie na region Europy Środkowej i Wschodniej ó tłumaczy Duleep Aluwihare.
Współpraca z KPMG nie była możliwa także z innego względu.
- Chodzi o różnice jakościowe. Mieliśmy doświadczenie z firmami, w których wcześniej audyt przeprowadzał KPMG - mówi Duleep Aluwihare, nie chcąc zdradzić szczegółów.
Niewykluczone, że ma na myśli m.in. takich klientów, jak Elektrim czy PZU. W przypadku Elektrimu KPMG w opinii do sprawozdania finansowego za 1998 r. nie miał do spółki żadnych zastrzeżeń.
Tymczasem rok później rewidenci Andersena zauważyli, że w związku z błędem w księgowaniu Elektrim wykazywał zaniżone zobowiązania wynikające z umowy restrukturyzacyjnej wysokości 121,8 mln zł. Z kolei w 1996 r. audytorzy KPMG podkreślili, że PZU wykazywał deficyt środków własnych do marginesu wypłacalności wysokości 462,519 tys. zł, ale nie zauważyli popełnionych błędów w księgowaniu, co skutkowałoby mniejszą o ponad 177 mln zł stratą rok później ó wyliczyli księgowi Andersena.
Dwaj giganci
PwC nie był brany pod uwagę jako partner do połączenia, bo jako największy w Polsce audytor zatrudnia też najwięcej pracowników i nie obyłoby się bez zwolnień.
- Tymczasem nie będzie żadnych zwolnień związanych z połączeniem. Oczywiście, będą redukcje, ale takie, jak co roku, czyli obejmujące 10 proc. zatrudnionych we wszystkich spółkach. Jednocześnie przyjmiemy w tym roku 100 nowych pracowników ó zapowiada prezes.
Jego zdaniem, tylko w ten sposób możliwe będzie wyprzedzenie na rynku dotychczasowego lidera - PwC. Właśnie z tą firmą Ernst & Young ma zamiar opanować rynek audytu i konsultingu w Polsce. Pozostaną oczywiście Delloite & Touche oraz KPMG, ale na miejsce Andersena nie "wskoczy" nikt inny.
Zmiana nazwy
Ernst & Young "zdobył" Andersena jeszcze jedną obietnicą.
- Globalny partner zarządzający Ernst & Young zapewnił nam możliwość zaszczepienia naszych zasad i stylu pracy w polskim dziale swojego koncernu ó opowiada Duleep Aluwihare.
Wszystko wskazuje więc na to, że Ernst & Young stanie się większym Andersenem. Świadczy o tym także nowa struktura spółki: będzie ona miała wszystkie działy, z których składał się Andersen. Także konsultingowy, chociaż w 2000 r. Ernst & Young sprzedał ten dział, a po aferze Enrona i podwójnej roli Andersena jako audytora i doradcy spółki, wielu specjalistów uważa, że łączenie tych usług powoduje konflikt interesów.
- Nie obawiamy się tego. Jeśli zachowa się przejrzystość działania i oddzieli konsulting od audytu - przecież zajmują się tym inni ludzie i odrębne są zyski z ich działalności, nie należy obawiać się nieuczciwości ó mówi Duleep Aluwihare.
Krzysztof Kielbratowski, prezes Ernst & Young, będzie szefem nowej spółki i zajmie się nadzorem nad połączeniem. Duleep Aluwihare zostanie jego zastępcą i będzie odpowiedzialny za pracę z klientami.
Połączenie firm nie będzie kosztowne.
- To raczej koszty czasowe. Pracownicy działu audytu będą np. potrzebowali tygodniowego szkolenia. Konieczna stanie się też unifikacja baz danych i oprogramowania, ale te koszty są na tyle niskie, że nawet ich nie obliczaliśmy - zapewnia Duleep Aluwihare.