Polskie bezrobocie
Główny Urząd Statystyczny ma podać dziś dane dotyczące bezrobocia za styczeń. Prognozy dalekie są od optymizmu. Według analityków, mogło ono wynieść nawet 18 procent.
Niektórzy specjaliści przewidują, że w ciągu roku sięgnie 20 procent. Już w grudniu zeszłego roku było bardzo wysokie - 17,4 procent, to oznacza, że pracy nie miało 3 miliony 115 tysięcy ludzi. To prawie o sto tysięcy więcej niż w listopadzie.
Bezrobotni stanowią ponad 17 procent ludzi czynnych zawodowo. Zwolnienie z pracy to dramat nie tylko dla zwalnianych, ale także dla pracodawców i budżetu państwa. Rosnące bezrobocie to więcej ludzi, którzy mają prawo do zasiłku. Jednocześnie spada liczba pracujących i płacących podatki. W zeszłym roku na jedną ofertę zatrudnienia przypadało 585 bezrobotnych. W 2000 roku - 473 osoby. Do urzędów pracy zgłoszono znacznie mniej ofert, bo zaledwie 465 tysięcy, podczas gdy rok wcześniej - 607 tysięcy.
Prawdziwym zagłębiem bezrobocia jest region słupski. Tysiące ludzi nie ma pracy, a ofert zatrudnienia jest jak na lekarstwo, bo zaledwie 20. Szansą dla regionu były programy specjalne. Krajowy Urząd Pracy pokrywał konkretnej firmie koszty zatrudnienia bezrobotnego. W Słupsku i okolicach prowadzono kilkadziesiąt takich programów. W tym roku kolejnych już nie będzie, ponieważ nie ma na to pieniędzy.
W zeszłym roku stopa bezrobocia najbardziej wzrosła w województwie wielkopolskim - o prawie 23 procent. Niemal równie źle było na Śląsku, Mazowszu i Pomorzu. Na wzrost bezrobocia mają wpływ różne czynniki. Pod koniec roku ludzi bez pracy jest zwykle więcej, gdyż kończą się prace w budownictwie i rolnictwie. Poza tym, przedsiębiorcy zmniejszają koszty produkcji- zwalniając pracowników. Polskim problemem jest także mała wydajność pracy - obecnie stanowi 35-40 procent tego co w Unii Europejskiej.