Premier Belgii poległ przez Fortis
Premier Belgii Yves Leterme, oskarżony o próbę wpływania na decyzję sędziów w ciągnącej się od tygodni sprawie ratowania banku Fortis poprzez sprzedaż francuskiemu BNP Paribas, ogłosił w piątek dymisję swojego rządu.
Według jego rzecznika prasowego, premier zgłosił propozycję na pilnym posiedzeniu rządu, a ministrowie się na nią zgodzili.
Zarzuty wysunięte w czwartek przez prezesa Sądu Kasacyjnego Ghislaina Londersa są poważne: premier miał przez swoich współpracowników starać się zapobiec wyrokowi sądu wstrzymującemu na wniosek drobnych akcjonariuszy sprzedaż znacjonalizowanego przez rząd banku Fortis bankowi BNP Paribas.
Mimo nacisków wyrok zapadł 12 grudnia, pogrążając rząd w nie lada tarapatach. Dokończenie rządowego planu ratowania Fortisu przed bankructwem zostało de facto wstrzymane.
Nieoczekiwany wyrok był policzkiem dla Leterme'a, który zdecydowanymi działaniami rządu pod koniec września skutecznie zdołał uratować Fortis, jedną z pierwszych w UE ofiar kryzysu finansowego. Sprawa, która zjednoczyła wielopartyjny rząd, odsunęła chwilowo na dalszy plan niekończący się kryzys polityczny w Belgii.
Nie wiadomo, czy król Belgów Albert II przyjmie dymisję, która oznaczałaby pogłębienie kryzysu politycznego: Leterme stanął na czele wielopartyjnego rządu ledwie w marcu, po dziewięciomiesięcznym konflikcie między francuskojęzycznymi Walonami z południa i niderlandzkojęzycznymi Flamandami z północy kraju na tle flamandzkich roszczeń autonomicznych.
Zgodnie z konstytucją, monarcha może dymisję rządu przyjąć, odrzucić, albo wyznaczyć politykom czas na "refleksję", czyli zaproponowanie sposobu wyjścia z impasu.
Ochrzczona przez media mianem "Fortisgate" afera trwa od kilku dni, skłaniając prasę do ocen, że Leterme "się ośmieszył", zaś opozycję - do apeli o dymisję rządu. W środę Leterme przyznał się oficjalnie do kontaktów jego gabinetu z sędziami prowadzącymi sprawę Fortisu. Przeciwko jednemu z członków gabinetu wszczęto nawet postępowanie dyscyplinarne. Premier zapewnił wówczas, że on sam nie miał z tym nic wspólnego, a "kontakty" nie oznaczają niedopuszczalnego nacisku na niezależny wymiar sprawiedliwości.
Pogrążył go jednak przedstawiony w piątek raport prezesa Sądu Kasacyjnego, najwyższej sądowej instancji Belgii. Oświadczył on, że nie ma co prawda "dowodów w sensie prawnym", że rząd rzeczywiście jest odpowiedzialny za naciski, ale są ku temu "poważne wskazówki".
Krótko po przedstawieniu raportu, dymisję ogłosił minister sprawiedliwości Jo Vandeurzen. Uznał, że w obliczu ujawnionych zarzutów - nawet jeśli się one nie potwierdzą - stracił wiarygodność niezbędną na zajmowanym stanowisku.