Premier potrafi się chwalić

Premier Kazimierz Marcinkiewicz powiedział wczoraj, że wzrost gospodarczy to wynik działań jego rządu. Tymczasem przez pierwsze pół roku od zaprzysiężenia nie rozwiązano żadnego z najistotniejszych problemów ekonomicznych kraju.

"Rzeczpospolita" skonfrontowała wypowiedź szefa rządu z faktycznymi działaniami podejmowanymi przez jego ministrów. Ocena jest bardzo słaba .

Premier od autokreacji

Co innego twierdzi premier, któremu jednego nie można odmówić - umiejętności kreowania swojego wizerunku. Kiedy podsumowywał 100 dni swoich rządów powiedział, wśród rozmaitych osiągnięć, wymienił także historyczne wzrosty na warszawskiej giełdzie papierów wartościowych. Podobnie jest teraz. Premier przypisuje sobie cudze zasługi.

We wczorajszych "Sygnałach Dnia" w Programie I Polskiego Radia powiedział: "Podejmujemy działania, które wzmacniają rozwój gospodarczy, finanse publiczne i zachęcają inwestorów do lokowania w naszym kraju".

Reklama

Ile w tym jest prawdy? Kilka dni temu Krajowa Izba Gospodarcza przejrzała ustawy głosowane w Sejmie pod kątem ich przydatności dla przedsiębiorców i gospodarki. Z analizy wynika, że rządząca partia - PiS - oraz jej koalicjant - Samoobrona - są najmniej progospodarczymi ugrupowaniami w parlamencie, a zgłaszane przez nie projekty często są szkodliwe dla przedsiębiorczości w Polsce.

Kilka niezbyt istotnych projektów

Do podobnych wniosków dochodzi "Rzeczpospolita", która sprawdziła, jakie rząd podejmował działania w kierunku usprawnienia gospodarki. Okazuje się, że w komisjach od pół roku, czyli od początku kadencji Sejmu, nie pojawiły się oczekiwane przez przedsiębiorców najważniejsze projekty - pisze "Rz".

Komisja Ustawodawcza przez sześć miesięcy zaopiniowała zaledwie kilkanaście dokumentów, z czego cztery odrzuciła jako niezgodne z konstytucją. W tej chwili zajmuje się tylko dwoma rządowymi projektami niezbyt istotnych dla gospodarki ustaw.

Według informacji wiceprzewodniczącego Komisji Ustawodawczej Rafała Wiecheckiego z LPR w Sejmie, owszem, leży około 500 rządowych dokumentów. - Ale w większości to zmiana terminu wejścia w życie jakiegoś aktu, zmiana jednego z punktów obowiązujących przepisów bądź zwykłe sprawozdania - wyjaśnia. - Ustaw podatkowych czy gospodarczych nie ma. Albo są jeszcze w fazie przygotowywania, albo - jak ustawa o nadzorze finansowym - mimo pozytywnego zaopiniowania przez Radę Ministrów do dziś do Sejmu nie trafiły.

Zmarnowany czas

Nie ma najlepszego zdania o wsparciu gospodarki przez PiS również Jeremi Mordasewicz z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan.

- Z punktu widzenia legislacyjnego minione pół roku to zmarnowany czas - wyjaśnia. - Rząd jest non stop w fazie tworzenia. Jego zdaniem PiS przede wszystkim wybiera takie sprawy, które mogą się przekładać na głosy wyborców.

Jako przykład podaje dopłaty do kredytów mieszkaniowych. - Zamiast dopłacać z budżetu, powinno się ułatwić pozyskiwanie gruntów pod budowę - twierdzi Mordasewicz. Tymczasem za przygotowanie projektu ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym nikt się nie zabrał. Dopiero w kwietniu do Sejmu wpłynął rządowy projekt ustaw o agencji inwestycji zagranicznych, choć premier obiecywał, że zostanie opracowany przed końcem 2005 r.

Nie ma co liczyć na zmianę po powstaniu koalicji. Wręcz przeciwnie. Już wcześniej rząd przez wiele tygodni nie chciał zajmować się projektem ustawy o dużych sklepach autorstwa Samoobrony, bo jej nie chciał, a bał się reakcji przyszłych koalicjantów. Teraz będzie musiał jeszcze raz przedyskutować opracowane już pomysły, m.in. dotyczące podatków.

INTERIA.PL/Rzeczpospolita
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »