Prezenty z Anglii będą skromniejsze

Prezes Banku Anglii, Mervin King jest znany ze swojego przywiązania do przewidywalności polityki monetarnej. To jego stwierdzenie, że "dobra polityka monetarna to nudna polityka monetarna" stało się maksymą wielu bankowców i analityków polityki pieniężnej. Tymczasem Bank Anglii poszedł w ślady Banku Kanady i obniżył stopy procentowe o ćwierć punktu procentowego, wbrew oczekiwaniu większości obserwatorów.

Kiedy wybuchła pierwsza fala kryzysu związanego z niewypłacalnością gospodarstw domowych, Fed oraz ECB pospieszyły rynkom z pomocą zwiększając płynność na rynku międzybankowym. Zarząd Rezerwy Federalnej posunął się nawet do obniżenia stopy dyskontowej o 50 bp a następnie do cięcia wszystkich stóp o kolejne 50 bp. W tym samym czasie Bank Anglii powstrzymywał się od jakichkolwiek działań, a prezes King mówił, iż zarówno banki jak ich klienci muszą ponosić konsekwencje swoich działań. Tymi konsekwencjami był dla banków istotny wzrost kosztu pieniądza. Ponieważ banki nie do końca wiedziały co jest w księgach ich konkurentów, bardzo niechętnie pożyczały sobie nawzajem pieniądze. Miesięczny LIBOR dla funta przekraczał stopę referencyjną o ponad 100bp, a banki mimo tego nie spieszyły się do udzielania pożyczek.

Reklama

Nastawienie banku centralnego zmieniła dopiero sprawa banku Northern Rock. Banku mocno zaangażowanego w segment kredytów hipotecznych o skromnej bazie depozytowej, a zatem polegającym na rynku międzybankowym. Zaistniała sytuacja oznaczała dla banku automatyczny kryzys płynności, który przyczynił się do pierwszego od lat szturmu Brytyjczyków na kasy bankowe i gdyby nie interwencja Banku Anglii, Northern Rocka dziś by już nie było. W ostatnich tygodniach Rada Banku zapowiadała już kolejne działania mające poprawić sytuację na rynku w ostatnim miesiącu roku (kiedy banki potrzebują większych funduszy). Wskazywała jednak, że obniżka stóp jest niemożliwa ze względu na zagrożenia inflacyjne - ostatnie badania mówią o oczekiwaniach inflacyjnych na poziomie 2,8%, wobec celu inflacyjnego na poziomie 2%. Ostatecznie jednak i ten argument został odparty i Bank w obawie przed odpowiedzialnością za ewentualne dalsze turbulencje na międzybanku obniżył główną stopę do 5,5%, sprawiając londyńskiemu City gwiazdkowy prezent.

Prezent wątpliwy dla tysięcy Polaków pracujących w Wielkiej Brytanii. Po dzisiejszej decyzji funt był najsłabszy w relacji do dolara od dwóch i pół miesięcy i choć później kurs GBPUSD wzrósł o 0,5% (wynikało to z odbicia na parze EURUSD), nie zmienia to faktu, że brytyjska waluta staje się coraz słabsza w relacji do euro czy franka. Na to nakłada się jeszcze silne umocnienie złotego wobec wszystkich podstawowych walut i w efekcie kurs GBPPLN wynosi już tylko 4,98, podczas gdy na początku roku wynosił nawet 6,00. Istotnego wzrostu do końca roku raczej nie należy się spodziewać. Nawet jeśli złoty trochę odreaguje po grudniowym posiedzeniu RPP, funt może zrównoważyć to dalszą stratą do euro i dolara, gdyż inwestorzy będą wiedzieć już, że Bank Anglii nie zawaha się użyć jakichkolwiek środków aby uchronić rynek przed sytuacją kryzysową. Pieniędzy na prezenty Polaków wracających na święta z wysp będzie zatem znacznie mniej niż przed rokiem.

Przemysław Kwiecień

x-Trade Brokers DM SA
Dowiedz się więcej na temat: bank | polityka | prezent` | polityka monetarna | prezenty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »