Problem ferm przemysłowych
W Sejmie omawiany jest problem ferm przemysłowych oraz ich wpływu na społeczeństwo i środowisko. Konferencję zorganizowała konfederacja społeczna "Stop Fermom" zabiegająca o redukcje w produkowaniu żywności przemysłowej.
Przemysław Boruszak ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki przekonuje, że fermy przynoszą zysk jedynie ich właścicielom. Szkodzą zaś okolicznym mieszkańcom z powodu fetoru, degradują też środowisko: "Mówi się, że fermy redukują koszty, ale ogólne ujęcie tych kosztów na pewno jest większe, niż przy normalnej hodowli. Tereny dookoła są wycięte z turystycznych regionów kraju, nie ma agroturystyki, wycieczek. Potworny fetor wpływa na jakość powietrza, wód - o tym wiedzą przyjeżdżający" - wylicza.
Na konferencji podnoszono temat ferm drobiowych czy trzody chlewnej, ale także zwierząt futerkowych. Przemysław Boruszak jest zwolennikiem zakazu tego rodzaju działalności. Mówi o tym także nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt, którą złożono w Sejmie:
"Ten produkt nie jest potrzebny społeczeństwu polskiemu. U nas w zasadzie nie ma wewnętrznego popytu na skóry i futra. Wszystko wysyłamy do Chin czy Finlandii. To jedynie spowoduje brak zysków dla osób, które dziś się tym zajmują i tych, którzy odgórnie rządzą tym biznesem" - dodaje Przemysław Boruszak.
Problem działalności ferm dostrzegają także parlamentarzyści. Przewodniczący sejmowej komisji rolnictwa Jarosław Sachajko z Kukiz'15 przekonuje, że fermy można zastąpić silnymi gospodarstwami rodzinnymi oraz spółdzielniami: "Okazuje się, że kiedyś można było dostarczać żywność z małych podmiotów, a dziś w dobie ferm one nam wmawiają, że wyżywią świat. To chory pomysł. Fermy generują olbrzymie koszty dla środowiska. Prywatyzuje się zyski, uspołecznia koszty" - uzasadnia poseł.
Do konfederacji "Stop Fermom" należą 24 organizacje dbające o dobrostan zwierząt. Oprócz prac nad zmianą regulacji dotyczących ochrony zwierząt, uczestniczą one w konsultacjach dotyczących ustawy antyodorowej. Prace prowadzi resort środowiska.