Problemem prywatyzacji jest popyt

Rozmowa z Wiesławem Kaczmarkiem, ministrem Skarbu Państwa

Rozmowa z Wiesławem Kaczmarkiem, ministrem Skarbu Państwa

- W tym roku wpływy z prywatyzacji mają osiągnąć 6,6 mld zł. Na koniec maja było tylko 660 mln zł, czyli 10 proc. Z czego weźmie się reszta, czy tylko ze sprzedaży G-8 i Stoenu?

- Nie mogę mówić o szczegółach, jednak zapewniam, że jest więcej projektów. Nie widzę więc zagrożenia dla uzyskania założonych wpływów. Niestety, każda transakcja jest obarczona ryzykiem, że nie dojdzie do skutku - mimo że wszystko zostało przygotowane, w ostatniej chwili inwestor się wycofuje. Tylko w czerwcu planujemy sześć czy osiem transakcji. Mogę natomiast zapewnić, że oba wspomniane projekty - G-8 i Stoen będą realizowane.

Reklama

- A Rafineria Gdańska?

- To byłby raczej dochód pośredni, ponieważ projekt jest realizowany za pośrednictwem Nafty Polskiej. Dzisiaj trudno wyrokować, czym się skończy okres due diligence dla konsorcjum Rotch i Łukoila, które kończy się 18 czerwca.

- Czy jeśli ta transakcja nie dojdzie do skutku, można oczekiwać zakupu RG przez PKN Orlen?

- To nie takie proste - musiałaby to być decyzja całego rządu, bowiem oznaczałoby to konieczność zmiany strategii prywatyzacyjnej sektora paliwowego. Natomiast mogę powiedzieć, że odczuwamy silny lobbying, czasem na granicy dobrego smaku, uprawiany przez spółkę prywatną, notowaną na giełdzie. Rozumiem, że spółka ma prawo walczyć o swoje interesy. Rząd musi jednak patrzeć na interes całego sektora paliwowego, w tym uwzględniać kwestię bezpieczeństwa energetycznego państwa. Na pewno nie będzie w tej sprawie żadnego werdyktu przed zakończeniem obecnego procesu związanego z prywatyzacją Rafinerii Gdańskiej. Zakup RG przez PKN Orlen nie jest przecież jedynym możliwym rozwiązaniem. Możliwy jest alternatywny scenariusz, który nie opiera się o sojusz strategiczny RG z grupą Orlen.

- Poza G-8 i Stoenem nie widać jednak spółek, z których resort mógłby zrealizować założone przychody?

- Zostało rozpisanych wiele przetargów, m.in. na elektrociepłownie, firmy z branży energetycznej, ruszyła ponownie prywatyzacja WSiP, być może uda się sprywatyzować Ruch.

- To wszystko raczej mniejsze spółki, które nie przyniosą wielkich wpływów...

- Należy zadać pytanie, czy dzisiaj na naszym rynku są spółki, które mogą się okazać hitami prywatyzacyjnymi. Utrzymanie poziomu wpływów z prywatyzacji w najbliższych latach na poziomie 6 mld zł może okazać się bardzo trudne. Zmniejszają się bowiem zasoby jakimi dysponuje skarb państwa. Myślę, że ci, którzy nawołują do przyspieszenia prywatyzacji, nie zdają sobie sprawy z kondycji sektora państwowego, jak i z popytu inwestycyjnego. Dzisiaj prywatyzacja nie jest problemem podaży, ale popytu. I taka bariera właśnie występuje. Jeżeli np. mówimy o energetyce, to mamy świadomość, że wprowadzenie akcyzy na energię spowodowało wstrzemięźliwość inwestorów, zwłaszcza że na skutek pewnych umów i struktury taryf nie płaci jej w całości finalny odbiorca. W największym stopniu obciąża ona sektor. Ta decyzja nie stworzyła sprzyjającego klimatu do prywatyzacji w tej branży.

- A co z PZU, gdzie chętny by się może i znalazł?

- Zawsze podkreślam, że w każdym procesie prywatyzacyjnym potrzebna jest wola obu stron.

- Czy ta firma może być partnerem dla PKO BP w sferze bankassurance?

- Każde towarzystwo może być biznesowym partnerem tego banku. Przypominam, że nie przewidywałem w swojej strategii powstania finansowej supergrupy złożonej z aktywów PKO BP i PZU.

- Kiedy zostanie przyjęty nowy harmonogram przekształceń branży energetycznej, i czy ministerstwa skarbu i gospodarki uzgodniły już stanowisko w sprawie budowy Bełchatowa II i liczby grup dystrybutorów energii?

- Ta sprawa musi zostać uzgodniona w trójkącie: minister skarbu, minister gospodarki i Urząd Regulacji Energetyki. W tym lub przyszłym tygodniu dojdzie do kolejnego spotkania. Myślę, że ostateczne rozstrzygnięcia zapadną do połowy czerwca. Mamy również konkretny projekt rozwiązania w sprawie dystrybucji. Jeśli zaś chodzi o Bełchatów, kilkanaście dni temu zobowiązaliśmy się do wykonania analizy finansowej tego projektu. To oczywiste, że nie powinniśmy realizować przedsięwzięć, które mogą być obciążone ryzykiem finansowym. Widzimy celowość realizacji projektu Bełchatów II, gdyż powinniśmy rozwijać te obszary wytwarzania energii, które są oparte o najtańszy surowiec energetyczny, jakim jest węgiel brunatny. Nie możemy jednak "wylewać dziecka z kąpielą" i tworząc grupę Bełchatów - Opole - Turów uniemożliwić wykonanie projektu Bełchatów II. Daliśmy więc sobie trochę czasu na zweryfikowanie tego od strony finansowej. Jeśli się okaże, że struktura BOT jest zagrożeniem dla realizacji projektu Bełchatów II, to - ponieważ dla mnie Bełchatów II jest w pewnym sensie nadrzędną wartością - być może z tej grupy będzie musiał być wyłączony najbardziej obciążony finansowo Turów, bowiem produkuje najdroższą energię. Ponadto jest najbardziej obciążony procesem inwestycyjnym. Może więc okazać się, że Turów będzie prywatyzowany odrębnie.

- Harmonogram dla energetyki zakładał sprzedaż 25 proc. pakietów, ostatnio mówił Pan o sprzedaży pakietów większościowych. Czy to dotyczy tylko G-8, czy także Stoenu?

- Wniosek, który zgłosiłem na Radę Ministrów, odnosi się jedynie do grupy G-8. Natomiast konieczna jest generalna nowelizacja scenariusza prywatyzacyjnego.

- Czy nowy scenariusz będzie zakładał dla całej energetyki sprzedaż wszystkich możliwych do sprzedania pakietów akcji, czyli 85 proc.?

- Tak. Uważam, że nie ma co robić sztucznych konstrukcji, które polegały na sprzedaży pakietów mniejszościowych przy przekazywaniu inwestorom zarządzania spółką. Wolałbym, żeby z punktu widzenia inwestorów układ był przejrzysty. Zwłaszcza ważna jest pewność transakcji. Trzeba pamiętać, że przy prywatyzacji energetyki mamy do czynienia z dwiema prywatyzującymi instytucjami - drugim jest MSWiA. W grę wchodzą bowiem podmioty, które dysponują wieloma nieruchomościami, a na ich sprzedaż wydaje zgodę ten właśnie resort. Z punktu widzenia inwestora prywatyzacja przez kupno większościowych udziałów jest dużo bardziej przejrzysta i bezpieczna, niż narażanie się na ewentualne kłopoty przy zwiększaniu swojego zaangażowania później.

- Jak by Pan skomentował pogłoski, że TP SA, ze względu na jej nieruchomości, jest przedmiotem zainteresowania właściwych instytucji.

- Trudno mi komentować działania instytucji, które się tym zajmują. Tę transakcję zastaliśmy w resorcie jako zakończoną. Na pewno nie mogę zaliczyć jej do przejrzystych - w takim tempie, w jakim była ona zawierana, mogła być obarczona pewnym ryzykiem błędów. Jednak nie znam żadnych konkretnych uchybień. Na razie zbieram tylko "owoce" tej transakcji, związane przede wszystkim z kooperantami TP SA. Wraz ze zmianą strategii inwestycyjnej tej spółki skończył się dla nich pewien rynek. W konsekwencji - co widać chociażby w przemyśle kablowym, ale nie tylko - niektóre firmy w związku ze zmianą strategii monopolisty przeżywają poważne kłopoty, niekiedy kończące się upadłością, jak w przypadku Ożarowa.

- To znaczy, że powstanie druga część raportu o spółkach z udziałem skarbu państwa?

- Jeżeliby dzisiaj w ogóle rozważać kontynuację tego raportu, to należałoby raczej poprosić wojewodów o opisanie, co zastali w spółkach, które im podlegają. Wolałbym raczej poświęcić energię na stworzenie sprawnego i nowoczesnego systemu nadzoru właścicielskiego, bo z tego raportu wynika wystarczająco wiele wniosków, ujawniających słabości tego systemu. Zamiast zajmować się analizą przeszłości, chciałbym skoncentrować swoją aktywność na tym, by do tego typu zjawisk nie dochodziło w przyszłości. Nie wykluczam kontynuowania tej prezentacji, ale jeśli do tego dojdzie, to nie wcześniej niż za kilka miesięcy i główny ciężar jej przygotowania będzie należał do wojewodów.

- Nie obawia się Pan, że kolejny taki raport sprawi, że następny sondaż na temat prywatyzacji będzie jeszcze gorszy, niż ten opublikowany przez "Gazetę Wyborczą", w którym źle ocenia ten proces 87 proc. ankietowanych?

- Na rzeczywistość nie ma co się obrażać. Natomiast te wyniki są sumą paru procesów i zjawisk. Na pewno nie bez wpływu pozostawało to, że politycy wykorzystują prywatyzację do zrealizowania doraźnych celów politycznych - najczęściej jest to krytyka prywatyzacji, a nie prezentacja dobrych projektów. To jest często wzmacniane przez media. Jeśli połączymy to ze stagnacją gospodarki, rosnącym bezrobociem, to okazuje się, że wszystkiemu jest winna prywatyzacja, która przez instytucje prywatnych właścicieli dość brutalnie zweryfikowała rzeczywistość przedsiębiorstw, które do niedawna funkcjonowały jako państwowe. One zwykle charakteryzowały się niskim poziomem efektywności, produktywności, ukrytym bezrobociem. Jeśli miały one stać się konkurencyjne na rynku, to niezbędna była ich restrukturyzacja, często związana z redukcją zatrudnienia. Dlatego wielu osobom prywatyzacja kojarzy się z utratą pracy. Musimy liczyć się ze społeczną opinią o prywatyzacji, ale nie może być to uzasadnienie dla jej hamowania. Taka opinia raz jeszcze przypomina, jeśli tak można powiedzieć, że prywatyzować powinniśmy racjonalnie, tak aby prywatyzacja służyła - zgodnie z założeniem rządu - pobudzeniu wzrostu gospodarczego.

Rozmawiali: Kazimierz Krupa, Marcin Zaremba, Adam Sofuł

Prawo i Gospodarka
Dowiedz się więcej na temat: popyt | Orlen | skarbu | prywatyzacja | Bełchatów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »