Proces szefów Totalizatora Sportowego

Władysław Jamroży jest oskarżony o wyrządzenie spółce 55,5 mln zł strat. Sławomir Sykucki - 250 tys. zł.

Władysław Jamroży jest oskarżony o wyrządzenie spółce 55,5 mln zł strat. Sławomir Sykucki - 250 tys. zł.

Dziś przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Pragi rozpocznie się proces karny byłych władz Totalizatora Sportowego (TS). To efekt śledztwa prowadzonego przez warszawską prokuraturę od grudnia 2001 r. Sprawa, którą jako pierwszy opisał "PB", dotyczy nieprawidłowości w zarządzaniu spółką za czasów kojarzonego z lewicą Sławomira Sykuckiego (był prezesem TS od czerwca 1995 r. do kwietnia 2000 r.) i związanego z prawicą Władysława Jamrożego (szefował spółce od kwietnia 2000 r. do marca 2001 r.). Na ławie oskarżonych zasiądzie z nimi Zbigniew W., były członek zarządu TS. Wszystkim grozi do 10 lat więzienia.

Reklama

Jesteśmy niewinni

Sławomir Sykucki oskarżony jest o wyrządzenie spółce straty 250 tys. zł przy obrocie długami Polskich Kolei Państwowych (PKP). Sprawa sięga kwietnia 2000 r., kiedy były szef TS najpierw sprzedał, a za kilkanaście dni odkupił wierzytelności PKP.

- Jestem niewinny - zapewnia Sławomir Sykucki.

Według niego, państwowy gigant zarobiłby na wierzytelnościach PKP, gdyby nie to, że wkrótce po ich ponownym zakupie prezes został odwołany...

Zastąpił go Władysław Jamroży. Także on, zdaniem prokuratury, obracał tymi długami w sposób niekorzystny dla TS - spółka straciła kolejne 4,4 mln zł.

To właśnie na byłym szefie PZU (jest oskarżony o wyrządzenie szkód także ubezpieczycielowi) ciążą najpoważniejsze zarzuty. Według organów ścigania, dzięki jego działaniom, TS stracił łącznie 55,5 mln zł. Poza długami PKP chodzi o zakup nie zabezpieczonych obligacji krakowskiej firmy Code (współpodejrzanym jest tu Zbigniew W., strata to 49,4 mln zł) i sprzedaż weksli spółki Forinvest (kolejne 1,7 mln zł).

- Akt oskarżenia jest oparty na wątłych podstawach i nie uwzględnia ani teorii, ani praktyki inwestycji finansowych. Wykażę, że zarzuty prokuratury są bezpodstawne - zapewnia Władysław Jamroży.

Temida nierychliwa

Niezależnie od tego, komu sąd przyzna rację, nie stanie się to szybko.

- Sprawa jest na tyle skomplikowana, że na wydanie wyroku trzeba będzie poczekać co najmniej rok - twierdzi nasz informator zbliżony do sądu.

Także ten termin może być trudny do dotrzymania. Już zakończenie śledztwa przez prokuraturę było wielokrotnie przesuwane. W rok po jego rozpoczęciu (w grudniu 2002 r.) sprawę pod swój osobisty nadzór (dzięki naszej interwencji) wziął nawet Zygmunt Kapusta, ówczesny szef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. Efekt? W sierpniu 2003 r. akta sprawy trafiły do sądu. Na pierwszą rozprawę czekały prawie dwa lata...

Dawid Tokarz

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: PKP | władysław jamroży | sportowe | oskarżeni | szefowie | procesy | prokuratura
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »