Proszek ognisty ratunkiem dla spragnionych podróżników
Człowiek potrzebuje momentu ekstazy. W naszej kulturze takiej chwili zwyczajowo towarzyszy alkohol, a zwykle idąc na imprezę, zaopatrujemy się w "niebiański" płyn. Za niedługo, zamiast nadwyrężać siły, dźwigając szkło, będziemy mogli zapakować do kieszeni saszetkę magicznego proszku.
Historia napojów alkoholowych nie jest dokładnie znana. Przyjęło się uważać, że jednym z pierwszych, który dokonał destylacji był arabski alchemik Geber, a jego patent rozwinęli spragnieni euforycznych napitków Europejczycy. Według niektórych naukowców, nabycie umiejętności produkcji alkoholu jest początkiem przeistoczenia się człowieka dzikiego w cywilizowaną istotę.
Teraz wkraczamy w nową erę. Prekursorem rewolucyjnej przemiany wysokoprocentowych płynów w proszek jest Amerykanin Mark Philips. Pan Mark imał się różnych zajęć: był akwizytorem, wynajmował limuzyny, w końcu stał się koneserem win, napisał o szlachetnym trunku parę książek, był autorem programów telewizyjnych.
Poza tym, uwielbia aktywny wypoczynek w wolnym czasie. Kajaki, góry, rowery, znowu góry. A jak już dopłynie wyczerpany do brzegu, czy osiągnie szczyt, lubi napić się kieliszek, albo szklaneczkę jakiegoś dobrego alkoholu. To jednak za każdym razem wiąże się z większym balastem na plecach.
Dumając nad tym pewnego dnia, stwierdził, że zamiast uciążliwego dźwigania, które może doprowadzić do uszkodzenia kręgosłupa, mógłby mieć ze sobą sproszkowany alkohol, który można upłynnić, choćby w szklance wody pobranej z górskiego strumienia na szlaku. Bingo! Szybko zrobił rekonesans, czy ktokolwiek wpadł na ten pomysł.
Sproszkowany alkohol został po raz pierwszy opatentowany w latach 70. zeszłego wieku przez amerykańską firmę General Foods Corporation, która jednak nie zrobiła na tym wielkich pieniędzy i szybko wycofała się z produkcji. Mark Philips twierdzi, że sam wpadł na ten genialny pomysł i po latach eksperymentów udało mu się to uzyskać, dzięki współpracy z licznymi chemikami na całym świecie. Swój produkt nazwał Palcohol (od powder alcohol) i stworzył trzy podstawowe wersje - na bazie wódki, rumu oraz wariant koktajlowy: Mojito, Margarita lub Lemon Drop.
Wynalazkiem szybko zainteresowała się amerykańska firma Lipsmark i natychmiast przystąpiła do dzieła, zwracając się do instytucji odpowiedzialnej za dopuszczanie wyrobów alkoholowych i tytoniowych do obrotu (Alcohol and Tobacco Tax Trade Bureau). Powyższa instytucja pozytywnie rozpatrzyła wniosek, ale... po paru dniach wycofała zezwolenie, tłumacząc się pomyłką. Firma Lipsmark twierdzi, że wynika to z błędnych danych dotyczących masy sproszkowanego produktu i wkrótce wszystko się wyjaśni, a jesienią ruszy sprzedaż Palcoholu w całych Stanach Zjednoczonych.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Jedna saszetka Palcoholu zawiera proszek o masie ok. 2 dkg, który rozpuszcza się w 150 ml wody lub innej pitnej cieczy, przez co uzyskuje się napój o mocy do 12 proc. alkoholu. Produkt jest bezglutenowy, zawiera dodatki smakowe i jest źródłem 80 kalorii. Podobno wódka jest czterokrotnie destylowana, a bazą dla rumu jest wyśmienity portorykański pierwowzór.
W pierwszym odruchu łatwo złapać się na dywagacjach natury: Czy aby na pewno warto było zamieniać go w proszek? Przy większej rozwadze, z zadumą patrząc na sprawę, można powiedzieć: Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz...
Michał Mądracki