Pryska mit offsetu
Miliardy dolarów, które miały spaść na Polskę jak manna z nieba i ożywić naszą gospodarkę, powoli tracą blask. Negocjacje z Lockheed Martin dotyczące programu offsetowego, czyli inwestycji amerykańskich wynikających z zakupu przez Polskę samolotów F-16, przeciągają się.
Nie wiadomo, kiedy podpisana będzie ostateczna umowa offsetowa.
Do tej pory wytykano winę tylko Amerykanom, że stosując tajemnicze mnożniki, zmniejszyli wartość inwestycji z 10 do 6 mld dolarów, że oferują kiepskie i niekorzystne dla nas inwestycje, ale to tylko część prawdy. Wiele błędów popełnił też polski rząd. Ministrowie nie informują się wzajemnie o zgłoszonych projektach albo targują się o te najbardziej korzystne inwestycje, aby wylądowały w ich okręgach wyborczych.
Rząd rozbudził ogromne nadzieje, że inwestycje offsetowe wywołają boom gospodarczy i rozwiną nowe technologie informatyczne. Tymczasem jak się okazało, polscy negocjatorzy sami nie mają kompleksowego planu rozwoju gospodarki, pomysły powstają spontanicznie: za amerykańskie pieniądze chcielibyśmy m.in. modernizować Rafinerię Gdańską, budować części do śmigłowców, produkować ekologiczne smary czy budować hale sportowe.
Podobnych, często bezsensownych propozycji nie brakuje. A tymczasem tak naprawdę nie wiadomo, jak wysoki będzie offset. Możliwe, że będzie to jedynie 600 mln dolarów rocznie, przez 10 lat. Dla porównania wszystkie inwestycje zagraniczne w Polsce wynoszą 7 mld dolarów rocznie.
Poza tym, żeby wchłonąć offset potrzeba sporych nakładów ze strony polskich przedsiębiorstw. Czy znajdą się na to pieniądze - to kolejny znak zapytania.