Przed nami ostateczna rozgrywka
Strona polska zachowuje optymistyczną postawę i uważa, iż w Kopenhadze nie będzie sytuacji -przyjmujecie warunki, albo wyjeżdżajcie- - tak przynajmniej uważa główny negocjator Jan Truszczyński.
Jestem pewien, że kraje kandydujące potrafią dać dowód elastyczności we właściwym momencie - powiedział przewodniczący Komisji Europejskiej Romano Prodi w przededniu kopenhaskiego szczytu, który ma zdecydować o rozszerzeniu UE. Szef duńskiej dyplomacji Per Stig Moeller był bardziej bezpośredni: - nie możemy już nic więcej wyciągnąć z naszych kieszeni.
Wczoraj Rada Ministrów odroczyła do czwartku dyskusję o stanowisku Unii Europejskiej w kwestii polskich postulatów, tłumacząc to brakiem oficjalnego dokumentu Rady UE na ten temat. Biorąc jednak pod uwagę wcześniejsze wypowiedzi zarówno Duńczyków jak i pozostałych członków Unii, można się spodziewać, iż nie zgodzą się na polskie żądania. W kwestiach finansowych walka idzie m.in. o dodatkowe 1,6 mld euro ponad planowane 40 mld, które Duńczycy zaproponowali bez zgody reszty "piętnastki".
W stosunku do Polski chętnie mówi się o konieczności zachowania elastycznej postawy i rezygnacji z partykularnych interesów na rzecz zbiorowych korzyści dla całej wstępującej do UE dziesiątki. Argumenty ekonomiczne zostały zastąpione politycznymi. Padło również wyraźne ostrzeżenie, iż negocjacje zostaną zakończone tylko z tymi, którzy przyjmą proponowane warunki.
Strona polska zachowuje optymistyczną postawę i uważa, iż w Kopenhadze nie będzie sytuacji "przyjmujecie warunki, albo wyjeżdżajcie" - tak przynajmniej uważa główny negocjator Jan Truszczyński. On również twierdzi, że do osiągnięcia powodzenia potrzebna jest elastyczność. Może to oznaczać zapowiedź złagodzenia polskich postulatów.