Przełom: Unia dopłaci ci do wczasów?

Już niebawem dalekie podróże zagraniczne będą w zasięgu ręki niemal każdego obywatela Unii Europejskiej. To za sprawą prawdziwego przełomu w unijnym prawodawstwie - informuje "Polska The Times".

Bruksela ogłosiła, że turystyka jest niezbywalnym prawem człowieka.

Tak więc według unijnych polityków, prawo do zagranicznych wyjazdów powinno być zagwarantowane dla emerytów, rencistów, młodzieży i osób ubogich.

Bruksela stoi bowiem na stanowisku, że podróże powinny mieć dofinansowanie z budżetu Unii.

Niebawem powstanie specjalny program pomocowy. W ramach jego działania emeryci, renciści, dzieci i osoby do 25. roku życia, a także ludzie znajdujący się w ciężkiej sytuacji materialnej mają mieć dostęp do tanich wyjazdów zagranicznych raz w roku.

Reklama

Program ten ma na celu uświadomienie obywatelom Unii Europejskiej, a zwłaszcza dzieciom, jak zróżnicowana kulturowo jest cała Europa.

O tym więcej pisze dziś "Polska The Times".

- - -

Nadeszła godzina prawdy: pierwsze emerytury z nowego, kapitałowego systemu emerytalnego otrzyma w tym roku najstarszy rocznik ubezpieczonych i należących do Otwartych Funduszy Emerytalnych (OFE, czyli II filar).

Są to kobiety urodzone w 1949 r., które kończą 60 lat i mają uprawnienia emerytalne. Jest ich zaledwie 2600 i na tej pionierskiej, rzec można, grupie skupia się uwaga przyszłych emerytów. A tych, z kolejnych roczników jest ponad 13 milionów. W latach 2009 - 2013 świadczenia z ZUS i OFE będą dostawać wyłącznie kobiety, mężczyźni ze względu na dłuższy o pięć lat wiek emerytalny wypłaty z OFE zaczną pobierać od 2014 r.

Ile odłożysz, tyle dostaniesz...

Panikę wywołują medialne informacje, że emerytury z OFE mogą być aż o 1/3 niższe od obecnie wypłacanych w starym ZUS-owskim systemie (tzw. I filar) a najniższa to 70 zł, to jest ta bulwersująca granica, która straszy. Mogą, ale dopiero za pięć lat.

Przypomnijmy: OFE, prywatne otwarte fundusze emerytalne o charakterze kapitałowym, zarządzane przez powszechne towarzystwa emerytalne (PTE) powstały wraz z wdrażaną od 10 lat reformą emerytalną. Większość Polek i Polaków musiała wówczas podjąć decyzję o powierzeniu jednemu z kilkunastu Funduszy, zarządzania częścią ich obowiązkowo opłacanej składki na ubezpieczenie emerytalne (tzw. składka ZUS-owska). Od tej pory 7,3 proc. jej podstawy wymiaru płynęło do wybranego Funduszu. Pierwsze emerytury, na które oszczędzano w OFE tylko przez 10 lat, były więc relatywnie bardzo niskie, gdyż generalna zasada jest taka: ILE ODŁOŻYSZ, TYLE DOSTANIESZ. Chcąc uniknąć "szoku przejścia" zdecydowano się na system mieszany, który przypomina okresową narkozę. Odchodzący na emeryturę przez najbliższe 5 lat będą ją dostawać z dwóch źródeł: z ZUS - na starych zasadach, czyli z pomocą państwa i z OFE, czyli "po nowemu". W 2009 r. będzie to 80 proc. z ZUS i 20 proc. z OFE, w kolejnych latach część ZUS-owska będzie maleć, a OFE-owska rosnąć, aż do roku 2013, w którym 20 proc. emerytury będzie pochodzić z ZUS, a 80 proc. z OFE.

Ryzykowne fundusze

W 2014 r. emerytura w 100 procentach będzie już liczona z naszych własnych składek, czyli tak: suma oszczędności dzielona przez liczbę miesięcy, które prawdopodobnie przeżyjemy na emeryturze (wskaźnik przeciętnego trwania życia oblicza się na podstawie GUS-owskich tabel, a przeciętne mają być takie same dla kobiet i mężczyzn, na czym zyskają kobiety, bo żyją dłużej. Gdyby przeciętne były różne, ich oszczędności trzeba by podzielić przez większą liczbę miesięcy. Może być jeszcze o to spór - przewidują eksperci). Ta okresowa, czyli do 2013 r. emerytura dla kobiet, według szacunków MPiPS wyniesie od 935 zł do ok. 3 tys. zł i ma być waloryzowana, ale dożywotnia emerytura kapitałowa, czyli ta wypłacana od 2014 r. tylko z OFE, już nie. Była o to awantura w Sejmie przy uchwalaniu ustawy o emeryturach kapitałowych (17 października 2008 r.). Brak waloryzacji budzi bowiem sporo uzasadnionych kontrowersji, gdyż wysokość OFE-oskich emerytur będzie zależała nie tylko od składek, ale także od zysków lub strat OFE.

Na koncie Funduszy na początku zeszłego roku znajdowało się 95,5 mld zł ze składek, a wartość aktywów netto wynosiła 140 mld zł. W przyszłości może to być nawet 500 mld zł - informowano w Sejmie.

Nowy system emerytalny - jak widać - to gra warta świeczki, o szokujących dla przeciętnego szaraczka kulisach. Tak naprawdę dopiero tuż przed startem tegorocznych emerytur kapitałowych dotarło do opinii publicznej co to naprawdę znaczy: tyle dostaniesz - ile odłożysz w OFE. W pamięci odcisnęły się bowiem emerytalne reklamówki, z palmami, pięknymi samochodami i dziewczynami. "Twoje pieniądze pracują, OFE je pomnaża" - taki przekaz poszedł w naród. Ale to, że OFE może, jak ostatnio, utracić nasze pieniądze, jakoś nam się nie utrwaliło. Tymczasem przez finansowy kryzys i spadki na giełdach Fundusze, które lokowały pieniądze w akcjach straciły już blisko 24 mld zł, czyli połowę zysków zarobionych od momentu powstania. Emerytalne oszczędności topnieją i odrobienie tych strat w krótkim czasie nie będzie raczej możliwe. Dopiero teraz OFE i autorzy tej kapitałowej koncepcji reformy emerytalnej myślą o pewnych zabezpieczeniach na wypadek giełdowych krachów.

Ale ten okresowy, finansowy dół jedynie pogłębi zagrożenia tkwiące w samej koncepcji systemów kapitałowych. Najkrócej mówiąc i upraszczając całe złożone tło reformy emerytalnej, nowy system, w którym wysokość emerytury zależy od zgromadzonego kapitału, jest - generalnie rzec biorąc - dobry dla ludzi, którzy przez całe życie, bez żadnych przerw pracują i całe życie wnoszą do niego stosunkowo wysokie składki. Jeśli natomiast ktoś ma przerwy w pracy, bo musi, bo ma na przykład małe dziecko, czy dzieci, których nie można oddać do żłobka lub pod czyjąś opiekę, bo ma starych, chorych rodziców, bo sam chorował lub miał inne powody, które zmuszają go do przerw w pracy, to wówczas, niestety, ten nowy system nie gwarantuje wysokich emerytur. Podobnie jak nie gwarantuje ich ludziom pracującym w nisko opłacanych zawodach. Wówczas emerytury mogą być bardzo niewielkie, a w skrajnych wypadkach dramatycznie niskie.

Stopa zastąpienia, czyli relacja emerytury do naszego wynagrodzenia, może być średnio o ok. 20 pkt. proc. niższa, czyli w starym systemie dostalibyśmy emeryturę w wysokości ok. 60 proc. naszego wynagrodzenia, w nowym w wysokości 40 proc. (Szacunki te przytoczyła w rozmowie z "NŻG" prof. Aleksandra Wiktorow, b. prezes ZUS, ekspert IBnGR).

W starym systemie ubezpieczeń społecznych rozłożenie ryzyka socjalnego podyktowane było interesem słabszych, w nowym jest odwrotnie. A to rodzi różnego typu wątpliwości, gdyż do nowego systemu (czyli do II filara) musieliśmy przystąpić, nie było wyboru, był przymus. W nowym systemie nie ma tego elementu, który od lat był we wszystkich systemach emerytalnych na świecie, czyli redystrybucji: ci, co więcej zarabiają, oddają trochę tym co mniej zarabiają. Czy społeczeństwo może prawidłowo funkcjonować patrząc tylko na tych, którym powodzi się najlepiej, bądź co najmniej dobrze, czy też musi brać pod uwagę tych, którym powodzi się gorzej nie z ich własnej winy? Jest to oczywiście "temat na osobne opowiadanie", przywołam więc jedynie przykład zawodów nisko opłacanych jak pielęgniarki czy nauczyciele, których społeczna użyteczność nie budzi wątpliwości, a których emerytury, w porównaniu z bankowcami a nawet z panią z okienka w banku, będą dużo niższe.

Społeczna reakcja przerażenia na pierwsze emerytury z OFE wskazuje, że to tradycyjne podejście - pewnej redystrybucji, pewnego wyrównywania dochodów ze względów społecznych, jest mocno zakorzenione, także wbrew niektórym opiniom, w młodym pokoleniu. Oczywiście, najpierw się krzyczy: tyle zapłaciłem, tyle muszę dostać, ale tylko do tego momentu, w którym zobaczy się, ile się naprawdę dostanie.

OFE pod lupą

Nawet na konferencji w BCC pt. Krajobraz po reformie emerytalnej. Bilans zysków czy strat? (19 stycznia w Warszawie) zadano pytania: Czy zmieniliśmy system we właściwym kierunku? Wprawdzie prof. Wiktorow deklarowała: Jestem przeciwniczką wycofywania się z systemu OFE i budowania czegoś nowego. To byłoby groźne, bo nie wiemy, co to miałoby być, ale to nie zmienia faktu, że pięcioletni okres przejścia do nowego systemu "pod narkozą" wydaje się być dobrą okazją do jego weryfikacji, właśnie z punktu widzenia społecznych reperkusji. Zważmy, że już dziś wiadomo (a była o tym mowa właśnie u pracodawców - w BCC), że emerytalne systemy kapitałowe nie osiągnęły swoich celów w żadnym z krajów, w którym je wprowadzono. W tym, w kolebce systemu, w Chile, z której braliśmy, niestety, wzory.

Na konferencji Komitetu Diagnoz PAN "Polska 2000 Plus", poświęconej problemowi starzenia się społeczeństwa (21 stycznia) przypomniano, a raczej wypomniano autorom koncepcji reformy emerytalnej z końca lat 90., że jej tworzeniu nie towarzyszyła debata publiczna, że nie skorzystano z sugestii naukowców, zwłaszcza polityków społecznych. "Nowy system wprowadzono przy pomocy ludzi biznesu, którzy otrzymali ogromne pieniądze za przygotowanie tej koncepcji" - napisał w materiałach konferencyjnych prof. Antoni Rajkiewicz (UW), nestor środowiska polityków społecznych. Różnice w ocenie reformy tzw. ekonomistów emerytalnych i polityków społecznych są porażające. PAN-owskie, profesorskie grono proponuje, by powołać specjalną grupę złożoną z naukowców, przedstawicieli OFE oraz społeczności emeryckich dla monitorowania wprowadzania nowego, kapitałowego systemu.

...nie mamy armat

Zgodnie z zaleceniami Międzynarodowej Organizacji Pracy partnerzy społeczni czyli np. pracodawcy, pracownicy i inne osoby chronione systemem ubezpieczeniowym, powinni - przynajmniej w charakterze doradczym - uczestniczyć w podejmowaniu decyzji dotyczących kształtu polityki ubezpieczeń oraz w nadzorze instytucji, które wykonują tę politykę - uważa znany ekspert tego problemu Krzysztof Hagemajer (por, pismo "Dialog" nr 3 2006 r.). Moim zdaniem, jeśli nawet przyjąć, że jesteśmy z różnych przyczyn skazani na system kapitałowy, to nie znaczy, że musimy być skazani na wszystkie jego wady. Modyfikacje i uzupełnienia są konieczne i możliwe, czego najlepszym przykładem jest decyzja dotycząca zmniejszenia kosztów administracyjnych funduszy - prowizje w OFE spadną o połowę, a ich klienci będą mieli możliwość innego sposobu inwestowania składek - poinformowało (2 bm.) MPiPS. Prowizje, to problem ważny, ale ważniejsza jest oczywiście wysokość przyszłych świadczeń, czy łącząca się z tym kwestia waloryzacji emerytur kapitałowych. Brak mechanizmu waloryzacji posłowie Lewicy chcą zaskarżyć do Trybunału Konstytucyjnego.

- Problemów w systemie emerytalnym jest bez liku i one nigdy się nie skończą - mówiła na konferencji w BCC prof. Wiktorow. Przypomniała, że przez ostatnie dziesięć lat ZUS był bardzo źle postrzegany i oceniany (bo: marmury, których nie było, bo pracownicy, którzy jeżdżą na atrakcyjne wczasy itp. itd.).

A emerytury z ZUS były przedstawiane jako coś uwłaczającego godności, można by rzec wręcz symbol "Czerwonego". Tych, którzy nie mogli się zdecydować na wybór funduszu przynaglano pytaniami: - To co, chcesz być w tym ZUS-ie? Jakby to była hańba. Obecnie OFE stały się przedmiotem swego rodzaju nagonki; (...) Ukradliście nasze pieniądze... Tak właśnie bardzo często jest traktowany OFE jak był do niedawna traktowany ZUS. A przecież, przekonywała pani profesor, obie te instytucje muszą współpracować, współdziałać. - Mnie było bardzo przykro jak ZUS stawiano pod ścianą. System emerytalny składa się z I i II filara i nie można, jej zdaniem, deprecjonować żadnego.

A co z III filarem?

System składa się także z III filara, który w założeniu miał uzupełniać korzystnie naszą przyszłą emeryturę. - W Polsce III filar praktycznie nie istnieje. Tylko I filar, czyli US w stu procentach spełnia swoją rolę - uważa ekspert BCC i członek rady nadzorczej ZUS, Wojciech Nagel. III filar to pracownicze programy emerytalne (PPE) i Indywidualne Konta Emerytalne (IKE). Do PPE należy raptem ok. 312 tys. osób, a kwota zgromadzonych tam składek to jedynie 0,7 mld zł. IKE posiada ok. 850 tys. osób, a ich składki wynoszą 1,5 mld zł. Według szacunków Gazety Prawnej (nr 16 z br.) w zeszłym roku ponad 120 tys. osób wycofało jednak uskładane środki. Zdaniem ekspertów kryzys dobił indywidualne konta, a dokonana w końcu ubiegłego roku nowelizacja ustaw o PPE i IKE niewiele zmieni. Zwiększono wprawdzie limity składek, ale - jak mówili posłowie - większość i tak nie wykorzystywała dotychczasowych. Od 1 stycznia limit wpłat na IKE wzrósł z 1,5-krotności do 3-krotności średniego miesięcznego wynagrodzenia w roku, a limit rocznych składek wnoszonych do PPE podniesiono z trzykrotności do cztero- i pół- krotności tegoż wynagrodzenia. Nie wprowadzono jednak i na to w obecnej sytuacji się nie zanosi, ulgi podatkowej zachęcającej do oszczędzania w III filarze. - A bez ulgi ten system po prostu nie ruszy - mówiono w Sejmie. Tak więc, jak w sławnym powiedzeniu napoleońskiego generała ...po pierwsze, nie mamy armat. A co pozostaje? Apetyt na przyzwoitą emeryturę, co na razie ma charakter chciejstwa.

I. Dryll, Nowe Życie Gospodarcze

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »