Przez pryzmat partii słabo widać państwo
W ustroju tzw. minionym, gdy obowiązywała zasada "partia kieruje, a rząd rządzi", plenum KC PZPR miało dużo większe znaczenie niż - odbywające się często nazajutrz - posiedzenie Sejmu.
Ustawy były tylko dokumentami technicznymi i przełożeniem ogólnikowych uchwał KC. Podobnie kształtowały się relacje personalne - resortowy sekretarz KC przetrzymywał u siebie w poczekalni nie tylko ministra, ale i wicepremiera.
Pamiętający tamtą epokę przeżywają w tych dniach deja vu. Dzisiaj w Sejmie odbywa się doroczna debata o polityce zagranicznej, w piątek posłowie nadadzą ostateczny kształt budżetowi państwa (o czym pamiętają kolejarze...), ale wszystko to blednie wobec kadrowych roszad partyjno-rządowych.
WYDARZENIEM TYGODNIA zaś będzie sobotnie posiedzenie Rady Krajowej SLD. Kierująca partia rozpatrzy program oszczędnościowy wicepremiera Jerzego Hausnera, wyznaczy jego granice i wyda polityczne dyspozycje rządowi, który we wtorek jedynie formalnie je przyjmie.
W nadanym Polsce przez Konstytucję ustroju parlamentarno-gabinetowym relacje między Radą Ministrów a jej politycznym zapleczem są rzeczywiście sprawą ważną, skomplikowaną i delikatną. Jednak w obliczu spadających notowań rządu i SLD, Leszek Miller postanowił utrzymać obie kierowane przez siebie firmy na powierzchni państwa za wszelką cenę i wykonuje zaskakujące ruchy. SLD-owski Senat wywrócił sposób przeliczenia na mandaty głosów w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Najnowszym przykładem zaś jest partyjno-rządowa żonglerka osobami Krzysztofa Janika i Józefa Oleksego na stanowisku szefa MSWiA.
Ta kadrowa roszada podobno ma posłużyć zdyscyplinowaniu klubu SLD w celu nadrobieniu legislacyjnych zaległości wobec UE oraz przeprowadzeniu przez parlament bez strat programu Jerzego Hausnera. Jeśliby tak się stało - przyniosłaby pożytek PAŃSTWU, na razie jednak oznacza tylko przesilenie w PARTII...