QInvest i Fortis nie chcą budować statków
Holendersko-katarski fundusz, założony przez Fortis Bank i QInvest, nie zamierza inwestować w stocznie. Wcześniej pojawiły się takie właśnie spekulacje. Nowo powstały fundusz zamierza zająć się inwestycjami w same statki, a nie w ich budowę - usłyszała jednak od rzecznika holenderskiego banku reporterka RMF FM Agnieszka Witkowicz.
Według wcześniejszych informacji, QInvest z Kataru i holenderski bank Fortis założyły wart 200 milionów dolarów fundusz, który w ciągu najbliższych 18 miesięcy miał skupować tanie aktywa stoczni i czekać na wzrost ich wartości. Pojawiły się spekulacje, że fundusz może być zainteresowany również stoczniami w Gdyni i Szczecinie.
Obie firmy interesowały się już polskimi zakładami i to co najmniej dwukrotnie. Pojawiły się przy okazji ostatniej, nieudanej próby sprzedaży majątku stoczni. Należący do banku fundusz Fortis Intertrust był jednym z udziałowców firmy United International Trust, która wygrała czerwcowy przetarg. Później minister skarbu Aleksander Grad ujawnił, że za tajemniczym inwestorem stoi katarski QInvest, a gwarantem finansowego powodzenia całej transakcji miał być jego właściciel - Qatar Islamic Bank.
Ten sam kapitał starał się zresztą o stocznie już dwa lata temu - w czerwcu 2007 roku. Wówczas na ręce ministra skarbu Wojciecha Jasińskiego Fortis Intertrust złożył ofertę zakupu wszystkich trzech stoczni, a także innych przedmiotów sektora stoczniowego w Polsce. Tłumaczył, że robi to w imieniu swoich wieloletnich klientów z Zatoki Perskiej. Oferta została wtedy odrzucona.
Czytaj również:
NIK skontroluje sprzedaż stoczni Katarczykom
KE: Polska poprosiła o dodatkowy czas w sprawie stoczni
Gdzie są katarskie pieniądze za stocznie?
Stoczniowcy chcą specjalnej ochrony
Po niedoszłej transakcji z Katarczykami stoczniowcy mają coraz mniej szans na pracę przy produkcji statków. Domagają się więc rozmów z rządem na temat specjalnej ochrony i świadczeń - pisze "Dziennik". Do tej pory niechętnie przyjmowali oferty pracy, przygotowane przez obsługującą ich firmę DGA. Różnica w zarobkach była bowiem zbyt duża.
Na razie stoczniowcy zapowiadają kolejne protesty. - Rząd musi usiąść z nami do rozmów i zastanowić się nad wypłaceniem świadczeń dla tych, którzy nie znajdą pracy - mówi "Dziennikowi" Krzysztof Fidura z komisji zakładowej "Solidarności" w Stoczni Szczecińskiej. O szczegółach akcji związkowcy mają poinformować dzisiaj na konferencji prasowej w Szczecinie.
Czytaj również:
Stoczniowcy nie chcą dotacji z UE
Solidarność zapowiada protest w Szczecinie
18 września w Szczecinie ma się odbyć manifestacja w obronie zagrożonych miejsc pracy w Zachodniopomorskiem oraz przemysłu stoczniowego w Polsce - zapowiedział w środę przewodniczący Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność" Pomorza Zachodniego Mieczysław Jurek. Do udziału w proteście Solidarność zaprasza również inne związki i robotników z całego kraju.
Według Jurka, protest jest odpowiedzią na brak dialogu z rządem i brak odpowiedzi na złożone 20 sierpnia postulaty. - Brak jasnej odpowiedzi na pytanie, co będzie z miejscami pracy w stoczni uniemożliwia jej byłym pracownikom jakiekolwiek działania. Cały czas byliśmy zwodzeni obietnicami bez pokrycia. Chcemy wiedzieć, co zamierza rząd w sprawie stoczni - powiedział.
Związkowcy zapraszają na 18 września do Szczecina premiera Donalda Tuska, ponieważ chcą wręczyć mu swoje postulaty.
Solidarność oczekuje przedłużenia działania specustawy stoczniowej co najmniej o trzy miesiące, zdymisjonowania ministra skarbu Aleksandra Grada, powołania Sejmowej Komisji śledczej w celu wyjaśnienia przyczyn upadku sektora stoczniowego w Polsce oraz powołania zespołu kompetentnych ekspertów dla opracowania warunków funkcjonowania sektora stoczniowego w Polsce, tak aby nie rozwiązywać tego problemu przez upadłość. - Chcemy również, by kolejny przetarg na majątek stoczniowy odbywał się w inny sposób niż ten pierwszy, nie przez internet. Nie może być tak, że minister gospodarki sam nie wie kto kupił stocznie - powiedział Jurek.
Przewodniczący Solidarności ze stoczni szczecińskiej Krzysztof Fidura stwierdził, że stoczniowcy są już bardzo zmęczeni stałą niepewnością o miejsca pracy "ale nie aż tak zmęczeni, by przestać się bronić".
Rzecznik rządu Paweł Graś poinformował w środę, że premier nie ma w planach na najbliższe dni spotkania ze stoczniowcami, ale - jak podkreślił - szef rządu nie unika ani spotkań, ani rozmów. Graś dodał, że premier daje sobie jeszcze kilka dni na decyzję, co do przyszłości ministra skarbu.
Wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik powiedział PAP, że żadna prośba od stoczniowców w sprawie spotkania nie wpłynęła do resortu. Dodał, że specustawa stoczniowa wyczerpała możliwości wypłaty odszkodowań dla zwalnianych stoczniowców. - To jest bardzo trudna sytuacja. Jest wiele grup społecznych, które są dotknięte także przez kryzys - powiedział.
Manifestacja ma wyruszyć 18 września spod bramy głównej stoczni szczecińskiej i przejść ulicami miasta. - Nie chcemy widzieć na naszej manifestacji polityków, posłów i senatorów, którzy nic jak dotąd dla naszej sprawy nie zrobili. Zapraszamy inne związki zawodowe i pracowników zakładów m.in. górników z całego kraju, mieszkańców miast, których zwolnienia bezpośrednio dotyczą - wszystkich, którzy chcą walczyć o miejsca pracy w likwidowanych zakładach - powiedział Jurek.
W manifestacji oprócz stoczniowców mają wziąć udział przedstawiciele zakładów z woj. zachodniopomorskiego zagrożonych zwolnieniami, m.in. z Zakładów Chemicznych Police, Enei, Portu Szczecin.
Po tym, jak fundusz Stichting Particulier Fonds Greenrights nie wpłacił pieniędzy za stocznie w Gdyni i Szczecinie, nad zaangażowaniem się w projekt przejęcia ich majątku zastanawiała się rządowa agencja Qatar Investment Authority. Na decyzję miała czas do końca sierpnia; w ostateczności nie zdecydowała się na inwestycję. Resort skarbu zwrócił się więc do Komisji Europejskiej o wyznaczenie nowego terminu sprzedaży majątku stoczni.