R. Bugaj: Negatywne opinie o Polsce mogą się stać samosprawdzającą się przepowiednią
Zdaniem prof. Ryszarda Bugaja faktem jest, że opinie agencji ratingowych o Polsce mają znaczenie dla inwestorów, a to może się obrócić przeciwko naszemu krajowi. Zwłaszcza, że na podjęte przez rząd zobowiązania może zabraknąć pieniędzy.
- O firmach ratingowych nie mam dobrego mniemania, ale one ciągle są obecne i ciągle stwarzają standardy inwestycyjne, to nie ulega wątpliwości - mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor ekonomista prof. Ryszard Bugaj. - Zresztą odwoływanie się przez nich do czynników politycznych jest całkiem rozsądne. Od polityki w gospodarce niesłychanie wiele zależy, np. paradoksalnie od tego, czy będziemy mieli dobrze działający Trybunał Konstytucyjny, bo od tego zależy, czy stabilność prawa będzie podtrzymana, w szczególności w tym wyobrażeniu inwestorów, którzy są przywiązani do takiej liberalnej formuły trwałości norm prawnych.
Trzy wielkie agencje ratingowe rządzą światem ocen inwestycyjnych: Fitch, Moody's i Standard & Poor's. Pierwsza podejmie decyzję w piątek; druga w maju zdecydowała się na obniżenie perspektywy, ale nie ratingu, choć większość ekonomistów spodziewała się bardziej radykalnej decyzji. Największym szokiem była styczniowa obniżka oceny przez Standard & Poor's, nie tylko dlatego, że była pierwsza, ale też nastąpiła przy pozytywnej perspektywie. Wszystkie trzy instytucje nie ukrywają, że czynniki polityczne mają przy ich decyzjach większe znaczenie niż wskaźniki gospodarcze, które na razie są zdaniem ekspertów w miarę dobre.
- Wiele będzie zależeć od polityki rządu, czy utrzyma się poparcie dla rządu, które się utrzymuje jak na razie na dosyć przyzwoitym poziomie. W długim okresie jednak jest dość prawdopodobne, że będzie gorzej - przewiduje Bugaj. - Jeżeli rozpowszechnią się opinie, a one mogą się rozpowszechnić poprzez działanie trochę przypadkowe, trochę stereotypowe, jeżeli rozpowszechnią się opinie negatywne, to mogą one budować taką negatywną samosprawdzającą się prognozę.
Jak w ostatnim raporcie napisał Narodowy Bank Polski, w I kwartale 2016 r. zarejestrowano rekordowo wysoki odpływ kapitału zagranicznego z rynku polskich papierów wartościowych, który wyniósł 25,3 mld zł i był najwyższym kwartalnym odpływem inwestycji portfelowych w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Ujemne saldo było przede wszystkim rezultatem wynoszącego 26,9 mld zł odpływu kapitału inwestowanego w obligacje skarbowe. Był to skutek zarówno popytu na nie ze strony polskich banków, jak i negatywnych efektów zmiany ratingu przez S&P w styczniu oraz powolnego, ale jednak, zacieśniania polityki monetarnej przez Fed - konkluduje NBP.
- Sprawą ciągle kluczową jest stopa wzrostu oczywiście. Jeżeli ta stopa wzrostu by była w Polsce w dłuższym okresie, kilku lat, poniżej 4 proc. średniorocznie, jeżeli z Unii będzie mniej pieniędzy, a będzie mniej pieniędzy, to z jednej strony oczywiście zmniejszenie stopy wzrostu oznacza mniejsze dochody sektora finansów publicznych, z drugiej strony mniejsze zasilenie brukselskie - mówi ekonomista.
W lipcowej projekcji inflacji NBP obniżył swoją prognozę wzrostu PKB (w stosunku do marcowej) w br. z 3,8 proc. do 3,2 proc., w 2017 roku z 3,8 proc. do 3,5 proc., a w 2018 - z 3,4 proc. do 3,3 proc. Ta różnica to dziesiątki miliardów złotych. Tymczasem zobowiązania rządu, takie jak Rodzina 500 plus czy obniżenie wieku emerytalnego, jak podkreśla prof. Bugaj, kosztują. To pierwsze ponad 20 mld zł rocznie, drugie - co najmniej 40 mld zł w ciągu czterech lat, i to według wyliczeń będącej inicjatorem tego kroku Kancelarii Prezydenta.
- Sztywne wydatki będą rosnąć, więc powstanie zagrożenie deficytem. I trzeba będzie odpowiedzieć na bardzo trudne pytania, czy ciąć niektóre wydatki. Już mówiłem poprzednio, że się tak strasznie nie boję o zadłużenie, ale to nie znaczy, że nie ma problemu, że nie ma żadnych granic, że można się zadłużać do woli, to na pewno nie - przestrzega Bugaj. - Stanie przed polityką gospodarczą dramatyczne pytanie, czy ciąć niektóre wydatki, czy sięgnąć po podatki. Na te pytania na razie wszyscy uczestnicy sceny politycznej nie chcą odpowiedzieć twierdząco, ani na jedno, ani na drugie.