Rapciak: Zamiast bać się kryzysu, przygotujmy się do koniunktury
Przestrzegają nas przed nim ekonomiści, boją się go przedsiębiorcy, nie w smak jest politykom. Kryzys. Czy jesteśmy do niego przygotowani? Raczej nie. Bo w gospodarce globalnej na większość czynników po prostu nie mamy wpływu. Przygotujmy się zatem do lepszych czasów - pisze Zbigniew Rapciak, były wiceminister i były prezes spółki Polskie LNG.
Coraz większe napięcia gospodarcze w strefie euro nie napawają optymizmem, a ich negatywny wpływ odczujemy zapewne w najbliższych kwartałach. Jak długo to potrwa, zależy od rządzących i od pomysłów, które się pojawią w głowach ekonomistów. Po ostrym finiszu inwestycyjnym przed piłkarskim Euro 2012, raczej wszyscy są zgodni, że polska gospodarka "siądzie". Co zrobić, żeby wstała i była już w pełnym biegu, gdy wróci koniunktura?
Od wielu lat jestem zaangażowany w największe projekty infrastrukturalne w kraju, stąd moje przekonanie, że najbliższe lata to najlepszy czas na ich dokończenie. Drogi, porty, lotniska, sieci przesyłowe to dobra publiczne, które mają ogromny wpływ na konkurencyjność całości gospodarki. Krótkoterminowo takie inwestycje są skutecznym sposobem na ograniczanie bezrobocia i ożywiają szeroki wachlarz usług. Długoterminowo - podnoszą potencjał wytwórczy i transportowy całości gospodarki. Naszym atutem - a nie przekleństwem - ma być położenie geograficzne. Musimy tworzyć wartość, którą realizować będziemy dzięki dostępowi do morza, sąsiedztwu największych gospodarek europejskich i tranzytowi.
Dotychczasowe błędy w ich szacowaniu spowodowały niemałe zamieszanie nie tylko w pierwotnych planach finansowych sztandarowych inwestycji - w wielu przypadkach rozbiły ich harmonogramy. Co było powodem błędów, które zmiotły z rynku budowlanego największych polskich wykonawców? Inwestycyjny entuzjazm, który prawdopodobnie miał się przeciwstawić podstawowym prawom ekonomii. Państwo się cieszyło, że buduje za półdarmo, a wykonawcy wierzyli, że później jakoś to się załatwi. Zapewne to dzięki masowo prowadzonym projektom publicznym Polska przez ostatnie dwa lata pozostawała zieloną wyspą na ekonomicznej mapie Europy. To właśnie w tym czasie wydano połowę środków z POiŚ z siedmioletniej puli unijnego wsparcia. Keynesowskie recepty na pobudzanie wzrostu gospodarczego, właśnie poprzez inwestycje publiczne, musiały przynieść pozytywne skutki. Zapomniano jednak o tym, że zwykle realizacja tego rodzaju prac na wielką skalę niesie za sobą znaczne zwiększenie kosztów.
Czas
Zakładając, że jest przed nami kilka lat do najbliższego szczytu cyklu koniunkturalnego, musimy efektywnie wykorzystać ten okres. Po presji na osiąganie przejezdności autostrad na kilka dni przed terminem Mistrzostw Europy, nadszedł czas na spokojne - co nie oznacza powolne - zakończenie tych inwestycji. Niepokojąco brzmią zapowiedzi GDDKiA o wstrzymaniu na dwa lata - z powodu braku środków - nowych projektów drogowych. Oznacza to brak pozytywnych impulsów gospodarczych z tego sektora i ograniczenie zamówień dla branży budowlanej. Nadzieja zatem w innych inwestycjach np. kolejowych i energetycznych.
Priorytety
Już dziś wiadomo, że dla konkurencyjności naszej gospodarki kluczowy jest dostęp do tańszych źródeł energii. Dlatego tak ważna jest dobrze rozwinięta infrastruktura przesyłowa. Jej rozwój zależy od konsekwentnej realizacji głównych projektów w tym sektorze - terminalu LNG i sieci przesyłowej oraz projektów energetycznych. Jak najszybciej należałoby rozstrzygnąć, czy w przyszłości będziemy samowystarczalni czy też drogą do niezależności energetycznej stanie się import gazu szlakami morskimi. Dzisiejsze dylematy i wiązanie funkcjonalności gazoportu z planami dotyczącymi wydobycia gazu z łupków, może zaszkodzić harmonogramowi tej inwestycji. Już w 2014 roku moglibyśmy korzystać z nowych możliwości, jakie da nam gazoport - dostępu do surowca energetycznego z dowolnego miejsca na świecie. Dotrzymanie tego terminu jest szczególnie ważne zwłaszcza dziś, gdy rząd walczy o utrzymanie kontroli nad sektorem chemicznym, największym odbiorcą gazu ziemnego w Polsce.
Nie martwmy się zatem spowolnieniem gospodarczym. Dopóki będziemy realizować projekty infrastrukturalne i efektywnie wykorzystywać wsparcie unijne, europejski kryzys nadal nie będzie dla nas bolesny. Dbajmy o strategiczne projekty publiczne między innymi poprzez zapewnienie im najlepszej sprawdzonej w projektach kadry kierowniczej. One bowiem będą decydować o naszej sile ekonomicznej w Europie przez wiele następnych lat. Choć obecnie europejskie gospodarki są w poważnych tarapatach, to prędzej czy później zaczną z nich wychodzić. Dlatego my już dziś musimy myśleć, jak z nimi konkurować. Zagrożeniem dla nas nie jest sam kryzys, a wyłącznie grzech zaniechania dalszych inwestycji.
Zbigniew Rapciak
Biznes INTERIA.PL na Facebooku. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze