Reforma pod znakiem zapytania
Po rozpadzie koalicji SLD-UP--PSL szanse na przeprowadzenie reformy finansów publicznych drastycznie zmalały.
Nie wiadomo także, czy sytuacja polityczna nie odbije się na wynikach referendum akcesyjnego. Jednak prawie pewne jest, że zamieszanie na scenie politycznej opóźni wejście Polski do unii monetarnej.
Każdy z możliwych trzech scenariuszy - czyli
1) rząd mniejszościowy,
2) próba znalezienia nowego partnera do koalicji oraz
3) przedterminowe wybory - ma swoje złe strony.
- Warunki funkcjonowania rządu mniejszościowego w Polsce są znacznie gorsze niż w krajach zachodnich, praktycznie jest to niemożliwe, aby rząd mniejszościowy przetrwał - uważa Bogusław Grabowski, członek Rady Polityki Pieniężnej. - Z kolei na pozyskanie partnera koalicyjnego szanse są zerowe, a współpraca ze strony mniejszych grup to za mało. Rząd, aby był w stanie forsować swoje propozycje w parlamencie, musi mieć większość także w trakcie prac w komisjach, a nie tylko przy głosowaniach. Z powodu braku mniejszości w komisjach opozycja bez problemu jest w stanie sparaliżować prace w parlamencie. W tej sytuacji jako jedyny możliwy jawi się scenariusz przedterminowych wyborów, jednak jawi się w niezbyt jasnych kolorach, biorąc pod uwagę nastroje w społeczeństwie. Mało prawdopodobne jest, aby po wyborach powstała większość, która będzie w stanie realizować potrzebne reformy.
Referendum i reforma
Najważniejsze dla rynków - zdaniem analityków - będą dwie sprawy: wynik referendum akcesyjnego, w którym Polacy mają zdecydować o przystąpieniu do UE, i to, czy zostanie przeprowadzona reforma finansów publicznych.
- W sprawie referendum jest pewien kłopot - co będzie z poparciem PSL dla wejścia Polski do UE - uważa Jacek Wiśniewski, szef biura prognoz i analiz Pekao SA. - Może się bowiem okazać, że obie partie chłopskie - PSL i Samoobrona - będą przeciw akcesji. Rynki więc będą większą uwagę zwracać na ich postawę.
Na razie jednak rynki wydają się spokojne, gdyż w sondażach przeważają zwolennicy członkostwa Polski w Unii. To jest powód, dla którego po początkowym szoku złoty nieco się wzmocnił i ustabilizowały się ceny obligacji skarbowych.
O wiele więcej wątpliwości budzi jednak możliwość przeprowadzenia reformy finansów publicznych.
- Szanse przeprowadzenia głębokiej reformy podatkowej są coraz mniejsze. Podobnie jest z ograniczeniem wydatków socjalnych. To oznacza, że 2004 i 2005 r. mogą być bardzo trudne ze względu na wielkość deficytu budżetowego i możliwości jego finansowania - mówi Maciej Grabowski z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.
Większość ekspertów uważa, że rząd mniejszościowy ma dwa wyjścia: albo zrezygnuje z wprowadzania reformy, bazując na wzroście nastrojów populistycznych w społeczeństwie, albo postawi wszystko na jedną kartę i spróbuje zawrzeć z opozycją sojusz programowy na rzecz zmian w finansach publicznych. To drugie może się udać, jednak do przedstawionych przez wicepremiera Grzegorza Kołodkę założeń należałoby wprowadzić wiele zmian.
- Trudno będzie znaleźć zwolenników po prawej stronie i w centrum sceny politycznej dla propozycji zmian w podatkach. Zgodnie z tymi założeniami, wzrosną obciążenia dla klasy średniej, którą reprezentują niektóre partie centroprawicowe - uważa Maciej Grabowski.
Będą musieli obniżyć
Rafał Antczak, ekonomista Fundacji CASE, uważa, że z tego właśnie powodu lewicy będzie bardzo trudno porozumieć się z opozycyjnymi partiami - np. z Platformą Obywatelską.
- Gdyby Platforma poparła projekt przedstawiony przez wicepremiera, to mogłoby to podważyć zaufanie do niej jako do liberalnego ugrupowania. PO mogłaby przełknąć tak skonstruowany system podatkowy, jeśli w zamian rząd zaproponowałby głębokie cięcia wydatków, co w efekcie szybko dałoby nadwyżkę budżetową. To jednak wymaga diametralnych zmian w założeniach reformy finansów publicznych - ocenia Rafał Antczak.
Jego zdaniem jednak, paradoksalnie, wyjście PSL z koalicji daje szanse na dokonanie takich zmian.
- Mam na myśli przede wszystkim reformę KRUS. Dla SLD jest to szansa na wykreowanie swego wizerunku, jako partii reform - partii, która wprowadziła Polskę do Unii Europejskiej. Jest tylko jeden warunek: te reformy trzeba przeprowadzić - mówi Rafał Antczak.
Szanse na poparcie dla reformy finansów publicznych kosztem zmian w propozycjach ministra Kołodki widzi także Jacek Wiśniewski.
- Mam na myśli np. redukcję ulg podatkowych z jednoczesną obniżką stawek czy reformę KRUS - powiedział. - W przypadku KRUS ta reforma mogłaby być nawet głębsza niż ta, która powstałaby w rządzie SLD-UP-PSL.
Euro z opóźnieniem
Mimo wszystko jednak szanse na taką reformę finansów publicznych, która umożliwiłaby Polsce obniżenie deficytu budżetowego w 2005 r. poniżej 3% PKB, zmalały. I właściwie nikt nie ma wątpliwości, że pierwszym skutkiem rozpadu koalicji będzie zapewne opóźnienie wejścia Polski do unii monetarnej.
- Obecnie rząd ma inne problemy polityczne, niż data wejścia Polski do Eurolandu - powiedział Bogusław Grabowski. - Jest więc mało prawdopodobne, żeby wkrótce rząd złożył deklarację, dotyczącą terminu wprowadzenia euro. A nawet gdyby się pojawiła, byłaby niezbyt wiarygodna jako składana przez rząd mniejszościowy.
Marek Chądzyński, Marek Siudaj
Co będzie dalej?
Po rozpadzie koalicji SLD-UP-PSL możliwe są trzy scenariusze:
1. Władzę sprawuje rząd mniejszościowy, który szuka poparcia dla swoich projektów u różnych partii opozycyjnych. Takie rozwiązanie jednak jest stosunkowo nietrwałe - zapewne skończyłoby się to rozwiązaniem parlamentu w styczniu przyszłego roku, przy okazji uchwalania budżetu na 2004 r. Pierwszą ofiarą rządu mniejszościowego byłaby reforma finansowo-podatkowa w kształcie, który w piątek zaproponował minister finansów Grzegorz Kołodko. Musiałaby zostać tak zmieniona, aby jedna z partii opozycyjnych mogła poprzeć propozycje. Analitycy wskazują przede wszystkim na PO - jednak rząd musiałby zdecydować się na obniżkę obciążeń fiskalnych w zamian za likwidację ulg. Innym elementem, który miałby szanse akceptacji, jest reforma KRUS. Jednak rząd mniejszościowy byłby o wiele bardziej podatny na naciski i skłonny do szafowania groszem publicznym, aby kupić pokój społeczny. Wzrost wydatków spowodowałby osłabienie złotego ze względu na oddalającą się perspektywę wejścia Polski do unii monetarnej. Nie wiadomo, jak rząd postępowałby wobec rolników - wyjście PSL z koalicji spowodowało, że obie partie ludowe są w opozycji, co może spowodować głosowanie tej części społeczeństwa na "nie" w referendum akcesyjnym.
2. SLD-UP znajduje w Sejmie partnerów, którzy wchodzą do koalicji. To chyba najmniej prawdopodobne rozwiązanie. Przede wszystkim - nie widać chętnych do mariażu z Sojuszem. Politycy tej partii chętnie współpracowaliby z PO, jednak to ugrupowanie - przynajmniej na razie - możliwość koalicji z SLD wykluczyło. Nawet wśród małych ugrupowań nie widać chęci do głębszej współpracy z SLD. W rezultacie stworzenie w obecnym składzie parlamentu stabilnej większości wydaje się mało prawdopodobne.
3. Szybkie przedterminowe wybory. To, jak wybory wpłynęłyby na sytuację gospodarczą, zależy przede wszystkim od terminu, w którym miałyby się odbyć - czy z referendum akcesyjnym, czy w późniejszym terminie. Zgodnie bowiem z projektem ustawy, w sytuacji, gdyby do głosowania stawiło się mniej niż 50% uprawnionych, traktat może zostać ratyfikowany przez Sejm. W obecnym składzie parlamentu jest szansa na poparcie go przez ugrupowania opowiadające się za członkostwem naszego kraju w UE - SLD, UP, PiS i PO. Jednak w tej sytuacji na drugi plan zejdzie sprawa reformy finansów publicznych.
Gdyby jednak do wyborów doszło wraz z referendum, sytuacja może się zmienić. Przede wszystkim wejście Polski do UE stałoby się głównym elementem kampanii, co mogłoby spowodować wzrost liczby przeciwników wstąpienia naszego kraju do Unii. Nawet partie, które obecnie popierają wejście Polski do UE, mogłyby pod naciskiem kampanii zmienić w tej sprawie zdanie. Gdyby zaś referendum nie przyniosło rozstrzygnięcia, ratyfikacja zostałaby opóźniona ze względu na proces wyboru nowego rządu. Nie wiadomo także, czy w nowym parlamencie zwolennicy Unii dysponowaliby większością głosów.
Marek Siudaj