Rezerwy ukryte pod ziemią
Efektywność polskiego górnictwa można porównywać jedynie z tymi krajami, gdzie wydobywa się węgiel w podobnych warunkach górniczo-geologicznych. W polskich kopalniach wciąż tkwią rezerwy - ich niewykorzystanie może okazać się groźne.
Od górnictwa ukraińskiego polskie jest pięć razy efektywniejsze, natomiast jesteśmy porównywalni z górnictwem czeskim - ocenia Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki. - Jesteśmy o połowę mniej wydajni od Niemców, ale za to pięciokrotnie tańsi, jeśli chodzi o koszt wydobycia węgla.
W czeskich kopalniach koncernu New World Resources pracuje się siedem dni w tygodniu. Ale tam uprzednio wykorzystano wszystkie inne możliwe rezerwy. Główny właściciel New World Resources, a zarazem jeden z najbogatszych Czechów, Zdenek Bakala - zanim wprowadził pracę w soboty i niedziele - wykorzystał wszelkie inne możliwości wpływające na efektywność wydobycia.
- Między innymi wprowadził w dni robocze cztero-, a nawet pięciozmianowy system pracy w samych ścianach - podkreśla Markowski. - Ponadto Bakala wykonał mnóstwo robót udostępniających pokłady węgla, a także zainwestował w maszyny i urządzenia. Zainwestował też w transport na dole kopalń. Zdecydował się na to, by górnicy pracowali w soboty i niedziele, kiedy już wykorzystał wszelkie inne możliwości. Tak samo powinno być u nas. Najpierw trzeba doinwestować kopalnie, uruchomić nowe fronty wydobywcze.
Jerzy Markowski, mówiąc o efektywności pracy w polskich kopalniach, zwraca uwagę na problem transportu górników na dole kopalń.
- Czasem odległość między szybami a ścianami jest tak znaczna, że dojście z szybu do ściany i z powrotem zajmuje połowę dniówki - zaznacza Jerzy Markowski. - Bywa, że górnik musi iść, jeśli nie ma transportu na dole kopalni, nawet i ze dwie godziny. Załogi górnicze powinny się zmieniać w ścianach, a nie w łaźniach.
Inaczej jest w Czechach, gdzie mieli dobrze rozbudowany system kolejek spągowych. W Polsce należałoby więc zainwestować w transport ludzi i materiałów na dole kopalń. Z kolei zmiana załóg w ścianach wymagałaby zwiększenia zatrudnienia. A z tym już teraz spółki węglowe mają wielki problem - brakuje fachowców, którzy mogliby podjąć pracę w kopalniach. Poza tym większe zatrudnienie to konieczność większych nakładów na wynagrodzenia.
Jerzy Markowski wskazuje, że przykładowo w Rosji jest zupełnie inaczej, tam jest bowiem inny model kopalń. Tamtejsze kopalnie mają po kilkanaście kilometrów kwadratowych, a u nas po ok. 50. Poza tym kopalnie odkrywkowe i głębinowe to już zupełnie coś innego. W kopalni odkrywkowej może pracować ok. 20 osób, a w głębinowej zwykle kilkaset.
- Musimy sobie zdać sprawę, że problemów będzie coraz więcej, bo kopalnie się starzeją, trzeba schodzić coraz głębiej z wydobyciem, a to z kolei wiąże się ze wzrostem zagrożeń naturalnych - ocenia prezes zarządu Jastrzębskiej Spółki Węglowej Jarosław Zagórowski. - Jedyne proste rezerwy do uruchomienia, jakie nam pozostały, to wprowadzenie szóstego dnia pracy, zwiększenie wydajności, optymalizacja czasu pracy i inwestycje w bardziej wydajne urządzenia.
Jarosław Zagórowski zaznacza, że od początku swej pracy w JSW tłumaczy liderom związkowym, iż brak szóstego dnia pracy kopalni (pracownik zgodnie z kodeksem i porozumieniami ma mieć pięć dni pracy) oznacza marnowanie pieniędzy i sprzętu oraz utratę dobrej okazji rynkowej.
- Na całym świecie kopalnie w okresie koniunktury pracują w ruchu ciągłym - podkreśla Zagórowski. Prezes JSW zaznacza przy tym, że sześciodniowy tydzień pracy nie oznaczałby, iż zatrudniony miałaby pracować sześć dni w tygodniu. To już sprawa odpowiedniego zorganizowania pracy i układania harmonogramu zmian.
Poza tym w soboty, bądź ewentualnie także i w niedziele, miałyby być prowadzone prace przygotowawcze i zbrojeniowe, a nie samo wydobycie. Dlatego że wydobywanie węgla przez siedem dni w tygodniu oznaczałoby szybkie wyeksploatowanie złóż.
- Obyśmy tylko nie popełnili grzechu zaniechania - mówi Jarosław Zagórowski. - Powinny zostać w kopalniach wprowadzone systemy efektywnościowe, dodatkowy szósty dzień pracy jest naprawdę potrzebny. Można by wówczas skoncentrować się na pracach przygotowawczych. Obecnie jest dobra sytuacja na rynku węgla i nie wolno jej przespać.
Podobnego zdania jest Marek Growiec, dyrektor JOY Maszyny Górnicze.
- Uważam, że polskie górnictwo powinno pracować w ruchu ciągłym - ocenia Growiec. - Nie chodzi o to, by człowiek pracował przez siedem dni w tygodniu. To wszystko trzeba odpowiednio zaplanować i zorganizować. Natomiast w przypadku kopalń głębinowych zaniechanie wydobycia często trzeba później "odrabiać", bo na przykład są opady stropu. Przyroda nie pyta, czy akurat mamy dzień roboczy czy wolny.
Marek Growiec zwraca uwagę, że w Stanach Zjednoczonych kopalnie pracują w ruchu ciągłym. Tamtejszy sprzęt wykorzystywany jest przez siedem dni w tygodniu. - Tam nikt nikogo nie zmusza do pracy, ludzie dobrze zarabiają, więc chcą pracować - mówi Marek Growiec. - To nie związki zawodowe powinny u nas ustalać, w jakim systemie dana kopalnia pracuje. To zadanie dla menedżerów, a nie dla związkowców. Według Growca, najpierw potrzebna jest prywatyzacja polskiego górnictwa. Bez niej trudno będzie bowiem zrobić krok do przodu.
Jerzy Dudała