Rezygnacja szefa RN PKE

Szef rady nadzorczej Południowego Koncernu Energetycznego (PKE) Filip Grzegorczyk zrezygnował z pełnionej funkcji i zapowiedział odejście z rady. Działające w koncernie związki oceniają, że pomoże to uspokoić sytuację w firmie, oczekują jednak dalszych działań w tym kierunku.

Szef rady nadzorczej Południowego Koncernu Energetycznego (PKE) Filip Grzegorczyk zrezygnował z pełnionej funkcji i zapowiedział odejście z rady. Działające w koncernie związki oceniają, że pomoże to uspokoić sytuację w firmie, oczekują jednak dalszych działań w tym kierunku.

Decyzja szefa rady oraz stanowisko związków to efekt trwającego od września konfliktu w PKE, którego apogeum była groźba odwołania ze stanowiska wieloletniego szefa koncernu, Jana Kurpa. W jego obronie stanęły związki zawodowe. 21 września prezes i szef rady wspólnie zaapelowali o spokój społeczny i dali sobie miesiąc na wyjaśnienie spornych spraw.

Rada nadzorcza PKE spotkała się wczoraj po raz pierwszy od wrześniowego posiedzenia, któremu towarzyszyła burzliwa manifestacja związkowców. Na spotkanie zaproszono przedstawicieli związków i zarząd. Posiedzenie trwało do później nocy i zakończyło się dziś. Po nim ogłoszono, że Grzegorczyk zrezygnował z szefowania radzie, a z końcem miesiąca przestanie być jej członkiem.

Reklama

- Zależy mi przede wszystkim na spokoju w firmie. Jeżeli moja osoba ma być przeszkodą w efektywnym i spokojnym działaniu, to w poczuciu odpowiedzialności za spółkę rezygnuję z zadań, związanych z uczestnictwem w radzie. Uważam, że to naturalna decyzja w sytuacji, kiedy nie ma się możliwości realizowania wizji funkcjonowania spółki - wyjaśnił Grzegorczyk.

Według niego, wbrew powszechnej opinii, u podstaw sporu w PKE nie leżał konflikt personalny z prezesem Kurpem (według związków i prasy Grzegorczyk dążył do jego odwołania).

- To spór o pewne pryncypia, o sposób zarządzania i o to, czy PKE ma być nowoczesną, kolegialnie i sprawnie zarządzaną spółką akcyjną, czy przedsiębiorstwem państwowym. Do tego dążyłem jako członek rady nadzorczej. Ale skoro problem został sprowadzony do kwestii personalnych, rezygnuję - dodał.

Według niego, koncern potrzebuje spokoju, m.in. aby sprawnie przeprowadzić sprawę rozwiązania kontraktów długoterminowych i dokończyć budowę nowego bloku energetycznego w Elektrowni Łagisza. O konieczności spokoju i stabilizacji mówią też przedstawiciele działających w PKE związków, jednak - ich zdaniem - samo odejście Grzegorczyka to za mało.

Jak powiedział szef "Solidarności" w koncernie Zdzisław Przydatek, związkowcy domagają się także odwołania Grzegorczyka z funkcji wiceprezesa spółki Tauron Polska Energia, do której należy PKE. Związki zamierzają zwrócić się z tym żądaniem do nowego ministra skarbu.

Grzegorczyk powiedział, że o ile związkowcy wyrażali wiele zastrzeżeń pod jego adresem jako szefa rady PKE, o tyle nikt nigdy nie zarzucał mu złej pracy jako wiceprezesowi Tauron Polska Energia. Podkreślił, że w swojej pracy kieruje się zawsze dobrem firmy i kodeksem spółek handlowych. Podkreślił, że nie boi się krytyki, a prawem związków jest wyrażanie opinii.

Grzegorczyk nie chciał dywagować, na ile cała sprawa ma podłoże polityczne. Według wcześniejszych sugestii prasowych, odejście kojarzonego z PiS Grzegorczyka było przesądzone po przegranych przez tę partię wyborach.

Na następnym posiedzeniu rada nadzorcza ma także głosować w sprawie odwołania dwóch kojarzonych z Grzegorczykiem wiceprezesów PKE: Igora Styna i Piotra Pecki, o których odwołanie wnioskował członek rady z ramienia załogi; oni sami także zgłosili zamiar rezygnacji. We wrześniu właśnie chęcią rezygnacji wiceprezesów Grzegorczyk tłumaczył konieczność ustabilizowania sytuacji w koncernie, w tym zmian w zarządzie.

Według wtorkowego komunikatu związków zawodowych, jako zarzuty wobec Kurpa szef rady przedstawił niezrealizowane zadania: brak wprowadzenia zmian w treści regulaminu zarządu, nieprzygotowanie strategii zarządzania kadrami (przekazano ją radzie w sierpniu) oraz brak przejrzystej polityki samochodowej.

"W opinii związków zawodowych powyższe kwestie są drugorzędne i potwierdzają jedynie polityczny oraz stricte personalny charakter przypuszczonego we wrześniu 2007 bezpardonowego ataku ze strony pana Filipa Grzegorczyka na prezesa Jana Kurpa (...) Związki nie widzą możliwości dalszej współpracy z panem Filipem Grzegorczykiem w jakiejkolwiek formie" - napisali związkowcy.

Związki zarzucają mu m.in. inspirowanie wynajęcia przeciwko związkowcom ochroniarzy oraz bezprawny zamach na wolności związkowe.

Jan Kurp, którego broniły związki, należy do najbardziej znanych i najdłużej pełniących swoją funkcję śląskich menedżerów. Od początku kariery związany był z Elektrownią Jaworzno, dziś należącą do PKE. Siedem lat temu był głównym inicjatorem powstania PKE z siedmiu elektrowni i do dziś kieruje koncernem. W ostatnich wyborach Kurp, jako kandydat niezależny, bez powodzenia ubiegał się o mandat senatora.

PKE należy do największych w Polsce producentów energii elektrycznej. Od maja tego roku należy do grupy Tauron Polska Energia (d. Energetyka Południe), której wiceprezesem jest Filip Grzegorczyk. Po rezygnacji Grzegorczyka statutowo 12-osobowa rada nadzorcza PKE liczy 10 członków - 5 kojarzonych z byłem szefem rady i 5 sympatyzujących z Kurpem. We wrześniu zrezygnował jeden z członków rady, wspierający Kurpa.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »