Ropa naftowa. Paliwa w Polsce najdroższe od 9 lat

Za baryłkę ropy brent i WTI płaci się na rynkach światowych niewiele mniej niż miesiąc temu, kiedy surowiec osiągał cenowe szczyty. Od dziś kartel OPEC+ zwiększa produkcję o 400 tysięcy baryłek dziennie. Większość analityków jest jednak zdania, że podwyższona podaż surowca nie wywoła spadku cen. Na polskich stacjach benzynowych jest najdrożej od 2012 roku.

W zeszły miesiącu baryłka ropy brent osiągała cenę 78 dolarów i tym samym zbliżała się do szczytu notowań z 2018 roku. Teraz płaci się za nią niewiele mniej - około 75 dolarów. Amerykańska ropa WTI na początku lipca znalazła się na granicy 77 dolarów. Dziś rano baryłka kosztowała ponad 73 dolary.

Ceny szybko nie spadną

Bart Melek, dyrektor do spraw strategii towarowych w TD Securities uważa, że surowiec WTI w trzecim kwartale tego roku może osiągnąć poziom 80 dolarów. W skali 12 najbliższych miesięcy powinien jednak powrócić do 70 dolarów.

Z kolei analitycy banku inwestycyjnego ANZ jeszcze niedawno prognozowali, że baryłka podrożeje do 85 dolarów. Zakładali przy tym, że kraje członkowskie OPEC+ nie dojdą do porozumienia w sprawie zwiększenia dostaw surowca w sierpniu. Okazuje się jednak, że od dziś kartel zwiększa dostawy o 400 tysięcy baryłek dziennie. Zdaniem większości analityków rynek bez problemu wchłonie dodatkową podaż, w związku z czym nie należy spodziewać się spadku cen.

Reklama

Nadal jednym z kluczowych czynników na rynku ropy jest kwestia pandemii. Rozprzestrzenianie się wirusa w wersji Delta spowodowało powstanie wielu nowych ognisk Covid-19. Sytuacja jest poważna w takich krajach Azji Południowo-Wschodniej, jak Tajlandia czy Indonezja, gdzie notowana jest duża liczba nowych zachorowań. Pandemia nasiliła się także w państwach Ameryki Południowej, głównie w Kolumbii i Ekwadorze.

Jednak dominuje pogląd, że skuteczna w skali całego świata walka z koronawirusem jest gwarancją utrzymywania się wysokich cen "czarnego złota". - Wpływ wirusa na ceny ropy naftowej będzie niewielki, dopóki nic nie zaszkodzi szybkiej odbudowie gospodarek najbardziej rozwiniętych ulokowanych na półkuli północnej. Ludność tej części świata jest w dużej mierze zaszczepiona, czyli odporna na nowe zagrożenia epidemiczne - stwierdził Jeffrey Halley, analityk OANDA.

Z kolei Dorota Sierakowska z DM BOŚ jest zdania, że "stronie popytowej na rynku ropy sprzyja powrót inwestorów do większego apetytu na ryzyko, a także spadek zapasów surowca w Stanach Zjednoczonych". - Inwestorzy na tym rynku są jednak ostrożni. Notowania ropy idą w górę mało dynamicznie, biorąc pod uwagę zarówno dane o stanie zapasów, jak i obserwowane właśnie osłabienie dolara - dodaje polska analityczka.

W opinii wielu ekspertów, cenom ropy przysłużyło się także ostatnie oświadczenie Rezerwy Federalnej, że "ożywienie ekonomiczne w Stanach Zjednoczonych jest nadal na dobrej drodze". W dodatku, Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje, że światowa gospodarka wzrośnie w tym roku o 6 proc. w porównaniu ze spadkiem o 3,2 proc. w 2020 roku.

Drogo na polskich stacjach

Wysokie notowania ropy na rynkach światowych nie pozostają bez wpływu na sytuację w Polsce. Firma e-petrol co tydzień prezentuje prognozy cenowe dla krajowych stacji paliw. Z jej przewidywań dotyczących okresu od 2 do 8 sierpnia wynika, że za litr benzyny Pb95 powinniśmy płacić 5,70-5,81 zł, a za Pb98 5,94-6,05 zł. Cenę litra oleju napędowego eksperci wyznaczają na 5,40-5,51 zł, natomiast przewidywania dla autogazu LPG to 2,69-2,76 zł. Przez ostatnie dwa miesiące najmniej podrożał litr oleju napędowego - o około 30 groszy. Cena pozostałych trzech paliw w tym samym czasie poszła w górę o 40-50 groszy.

To, ile płacimy na krajowych stacjach jest wypadkową kilku elementów: cen surowca, kursu dolara i stawek podatkowych. Podatki w cenie litra polskiej benzyny stanowią 60 proc. Ministerstwo Finansów mogłoby ulżyć kierowcom obniżając stawkę VAT, ale takie posunięcie wymagałoby akceptacji Komisji Europejskiej. Inne rozwiązanie to zmniejszenie akcyzy. Jednak można przypuszczać, że cała operacja nie spowodowałaby obniżki cen detalicznych, gdyż producenci i dystrybutorzy paliw silnikowych zyski zostawiliby dla siebie.

Rachunki Orlenu

Głównym producentem i sprzedawcą paliwa w hurcie jest PKN Orlen. To w tej firmie zaopatruje się większość stacji benzynowych w Polsce. W drugim kwartale tego roku Orlen wypracował bardzo wysoki zysk netto na poziomie 2,2 miliarda złotych. Jednocześnie ceny płacone przez kierowców są najwyższe od co najmniej 9 lat.

Ropę do produkcji paliw importujemy, a rozliczamy się w dolarach. Kupowany na rynkach światowych surowiec jest najdroższy od 2 lat. W dodatku złoty jest słaby, musimy więc płacić coraz więcej. Pod koniec lipca cena hurtowa (bez podatku VAT, ale z akcyzą) za metr sześcienny (tysiąc litrów) benzyny bezołowiowej wynosiła 4447 złotych, a oleju napędowego 4243 złote. W 2012 roku średnia cena metra benzyny w hurcie była na poziomie 4400 złotych. Za olej napędowy płacono niemal tyle samo.

Paliwo na naszych stacjach benzynowych jest drogie, jednak - jak podkreślają rynkowi relatywiści - jeśli brać pod uwagę zarobki Polaków sprzed dekady i dzisiejsze, to stać nas na więcej. Za średnią krajową pensję 10 lat temu (wynosiła 3700 złotych brutto) można było zatankować około 650 litrów paliwa. Dziś przy średnim wynagrodzeniu w wysokości 5800 złotych brutto jest to 1000 litrów.

Jacek Brzeski

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ropa naftowa | ceny paliw | paliwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »