Rosja. Niskie ceny ropy rujnują gospodarkę
Koronakryzys cofnął Rosję do roku 2002, przynajmniej pod względem ceny ropy naftowej, najważniejszego rosyjskiego towaru eksportowego.
Pod koniec marca br. cena ropy naftowej spadła do najniższego poziomu w okresie 18 lat. Jedna baryłka europejskiej ropy Brent kosztowała nawet mniej niż 22 dolary, notowania rosyjskiej ropy Ural były poniżej 17 dolarów.
Rekordowo niskie ceny ropy na światowym rynku wynikają z wygaśnięcia ograniczenia wydobycia ropy w ramach OPEC+, umowy zawartej między kartelem OPEC i jego partnerami kooperacyjnymi, do których należy także Rosja i Kazachstan. Umowa obowiązywała od roku 2017 i kilkakrotnie była przedłużana. Kiedy w obliczu pandemii koronawirusa i globalnego spadku popytu na energię Arabia Saudyjska i inni członkowie kartelu upierali się przy dodatkowym ograniczeniu produkcji ropy, rosyjski prezydent odmówił współpracy. W związku z tym cała umowa wygasła 6 marca. Od 1 kwietnia wszystkie strony umowy, czyli członkowie OPEC i ich partnerzy, mogą wydobywać tyle ropy, ile chcą i mogą. W reakcji na odmowę Putina saudyjski następca tronu Muhammad Bin Salman natychmiast rozpoczął wojnę cenową.
W rozmowie z DW ekspert Commerzbanku ds. surowcowych Eugen Weinberg zaznaczył, że Saudyjczycy oferują europejskim rafineriom, będącym głównymi odbiorcami rosyjskiej ropy, swoją własną ropę w cenie o 10 dolarów niższej niż notowania ropy Brent, co jest absolutnym ewenementem. Wobec takiej oferty faktycznie nie ma sensu kupować rosyjskiej ropy. Według analizy berlińskiej Fundacji Nauka i Polityka celem tej ryzykownej strategii jest skompensowanie niskiej ceny ropy poprzez zwiększenie eksportu tego surowca.
Szybko jasne staje się, co taka strategia oznacza dla Federacji Rosyjskiej, jeżeli przyjrzeć się kalkulacji rosyjskiego ministra finansów Antona Siłuanowa. Na początku marca zaznaczył on, że zrównoważony budżet Rosji zagwarantowany jest przy cenie 42 dolarów za baryłkę. Wtedy jeszcze notowania ropy Brent były nieco wyższe. Na początku roku ropa kosztowała jeszcze prawie 70 dolarów. Obecnie cena jest na poziomie, którego rosyjscy ekonomiści nie przewidzieli nawet w najczarniejszych scenariuszach.
Grożący teraz Rosji ogromny deficyt budżetowy nie jest jednak największym wyzwaniem dla putinowskiej Rosji. Jakby nie było, obecnie praktycznie wszystkie państwa w walce z koronawirusem zaciągają ogromne długi. Największym problemem dla rosyjskiej gospodarki jest to, że rekordowo niska cena ropy, uszczuplająca wpływy dewizowe, automatycznie oznacza dewaluację rosyjskiej waluty. Sytuacja taka wystąpiła już w roku 2014. Jej następstwem była trwająca dwa lata recesja i praktycznie topniejące realne dochody ludzi przez sześć lat. Obecnie grozi powtórka z tego kryzysu, tym gorsza, że następuje wyhamowanie działalności wielu branż przez coraz ostrzejsze państwowe restrykcje w walce z Covid-19.
Ze względu na niezrównoważoną strukturę gospodarki i handlu zagranicznego Rosja nie będzie mogła wyciągnąć żadnych większych korzyści z dewaluacji swojej waluty. Za to uderzą w nią wszystkie niekorzystne zjawiska. Słabsza waluta wychodziła zawsze na dobre eksportowi, ponieważ przy utrzymujących się cenach w dolarach czy euro do rosyjskiej kieszeni wpływałoby więcej rubli. Jednak Rosja zasadniczo ma tylko trzy grupy towarów, które są konkurencyjne na światowym rynku: surowce naturalne, broń i produkty rolne.
Jednak popyt na surowce energetyczne i metale spadł na całym świecie w czasach walki z koronawirusem i nikt przypuszczalnie nie będzie teraz na większą skalę kupował broni. Rosja mogłaby co prawda eksportować więcej zbóż, ale akurat to nie wchodzi w rachubę, ponieważ rząd w Moskwie obawia się kryzysu zaopatrzenia na krajowym rynku. Dlatego od 1 kwietnia na trzy miesiące wprowadzone zostały ograniczenia i sztywne kontyngenty eksportu pszenicy, żyta, kukurydzy i jęczmienia. Czyli Rosja nie wyciągnie większych korzyści z wyjątkowej sytuacji, że tona rosyjskiej pszenicy kosztuje obecnie więcej niż tona rosyjskiej ropy.
Dewaluacja rubla będzie miała jednak jeszcze bardziej bolesne konsekwencje, ponieważ rosyjska gospodarka w dalszym ciągu jest bardzo uzależniona od importu, począwszy od maszyn i urządzeń, poprzez dobra konsumpcyjne i szereg produktów rolnych. Jeszcze w grudniu ub.r. Walentina Matwijenko, przewodnicząca rosyjskiej Rady Federacji, wyższej izby rosyjskiego parlamentu, stwierdziła, że "jeżeli jest jakiś jakaś dziedzina, w której jednoznacznie jesteśmy uzależnieni od naszych zagranicznych partnerów, to jest to materiał siewny". Rosyjskim rolnikom potrzebne są nie tylko importowane nasiona kukurydzy i pszenicy czy sadzeniaki, ale nawet nasiona pietruszki, koperku czy sałaty muszą być sprowadzane z zagranicy. Będą one teraz droższe, podobnie jak inne prefabrykaty do towarów produkowanych w Rosji, jak np. chińskie surowce farmaceutyczne czy części do produkcji samochodów, pochodzące przede wszystkim od niemieckich poddostawców.
O ile jedno euro kosztowało na początku roku jeszcze 68 rubli, dziś trzeba za nie zapłacić już 90. Czyli rosyjskie firmy i konsumenci muszą liczyć się ze zmasowanymi podwyżkami cen i to w sytuacji, w której wszędzie topnieją dochody.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
W podobnej sytuacji jak Rosja jest także Kazachstan, największy partner Rosji w Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej. Pośrednio spadkiem cen ropy dotknięte są także inne kraje Azji Środkowej: Kirgistan, Tadżykistan, Uzbekistan. Ogromne znaczenie dla ich narodowych gospodarek mają pieniądze przekazywane przez miliony ich obywateli, pracujących w Rosji. Teraz, ze względu na koronakryzys i ogólnie gorszą sytuację gospodarczą Rosji, będą oni tracić pracę i wracać do domu bez większych ekonomicznych perspektyw. Załamanie na rosyjskim rynku pracy dotknie także gastarbeiterów z Białorusi.
Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2019
Ale akurat Białorusi spadek cen ropy wychodzi częściowo na zdrowie. Przez lata całe Moskwa dostarczała do dwóch rafinerii swojego zachodniego sąsiada ropę naftową po preferencyjnych cenach, a rafinerie te należą do najważniejszych źródeł dewiz dla Białorusi. Kiedy jednak prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenka pod koniec ubiegłego roku nie zgodził się na dalsze zbliżenie z Rosją na warunkach dyktowanych przez Kreml, Rosjanie zakręcili kurek z ropą, licząc na to, że Mińska na dłuższą metę nie będzie stać na import tego surowca po cenach obowiązujących na światowym rynku. A teraz, ponieważ ceny zjechały dół, a saudyjską ropę można dostać na rynku za bezcen, Moskwa szybko przystała na warunki Łukaszenki, żeby zabezpieczyć sobie chociaż ten rynek zbytu.
Redakcja Polska Deutsche Welle