Rosja trafiła na kukułcze jajo?
Rosja będzie musiała wiele zainwestować w gospodarkę Krymu, choć dużo zależy od tego, jak władze krymskie rozstrzygną z Kijowem sprawę dostaw z Ukrainy wody i prądu; nie wiadomo też, co będzie dalej z turystyką na Krymie - mówi PAP ekspert OSW Arkadiusz Sarna.
Analityk warszawskiego Ośrodka Studiów Wschodnich przypomina, że dotychczas półwysep był dotowany z budżetu centralnego w Kijowie. Wskazuje, że Krym jest uzależniony od dostaw wody i prądu z Ukrainy, a w przewidywalnej perspektywie nie jest możliwe zastąpienie ich dostawami z Rosji.
Sarna przywołuje szacunki, według których zapewnienie Krymowi niezależnych od Ukrainy dostaw wody wymagają 1,5 mld USD oraz czasu na realizację inwestycji. Dziś Krym jest uzależniony od dostaw wody ze zbiornika kachowskiego na Dnieprze w obwodzie chersońskim; dostawy dla północnego i centralnego Krymu są realizowane przez kanał północnokrymski. - Nie wyobrażam sobie, w jaki sposób można zorganizować dostawy wody na Krym alternatywne wobec dotychczasowego systemu - mówi ekspert.
- Szacuje się, że 80-85 proc. zapotrzebowania półwyspu na energię elektryczną zaspokajane jest z ukraińskiego systemu energetycznego - dodaje. Prąd pochodzi głównie z dwóch elektrowni na południu Ukrainy: kachowskiej i zaporoskiej. Co prawda, w ostatnich latach intensywnie rozbudowano na Krymie energetykę solarną, ale w sumie łączne moce produkcyjne miejscowej energetyki odpowiadają jedynie ok. 20 proc. zapotrzebowania. - Rozbudowa lokalnej energetyki wymagałaby i czasu i ogromnych nakładów, liczonych w setki milionów a nawet w miliardy dolarów - mówi Sarna.
Tak więc - podkreśla - w kwestii wody i prądu "Krym wydaje się dziś nie mieć alternatywy dla współpracy z kontynentalną Ukrainą", i bez jakieś formy porozumienia z Kijowem będzie miał ogromne problemy z zaopatrzeniem w te surowce.
Najbardziej realne wydaje się - według Sarny - uniezależnienie Krymu od Ukrainy w dostawach gazu. Byłoby to możliwe w oparciu o wydobycie gazu przez przedsiębiorstwo Czornomornaftohaz, które obecnie może zaspokoić do 80 proc. zapotrzebowania półwyspu na błękitne paliwo.
Wymaga to jednak rozbudowy infrastruktury gazowej i zwiększenia produkcji przez Czornomornaftohaz. Prorosyjskie władze Krymu już ogłosiły przejęcie tej firmy. Jednak należy ona w 100 procentach do państwowego koncernu Naftohaz Ukraina, tak więc uregulowanie tej sytuacji od strony formalno-prawnej stoi w tej chwili pod znakiem zapytania - zauważa ekspert.
Jak podkreśla, choć teraz władze krymskie liczą na szybką pomoc Rosji dla wsparcia lokalnego budżetu, to w dalszej perspektywie "poważniejszą kwestią wydaje się to, jak ułożą się relacje ekonomiczne Krymu z Kijowem".
Powiązany z Ukrainą jest bowiem i system finansowy Krymu, w którym trwają teraz poważne zmiany. - Wprowadzany jest rosyjski rubel, któremu przez pewien czas towarzyszyć ma utrzymywana w obiegu ukraińska hrywna. Trudno przewidzieć, jaki będzie koszt tej transformacji, tym niemniej i mieszkańcy półwyspu, i działające tu banki odczuwają związane z tym procesem perturbacje. Wprowadzane są m.in. ograniczenia w wypłatach środków z banków - mówi Sarna.
Przypomina, że działające na półwyspie banki to w większości oddziały banków ukraińskich, które "teraz nagle okazują się niby inwestorami zagranicznymi", tak więc "niektóre banki ograniczają działalność na Krymie i zamykają część placówek".
Innym problemem jest transport, bo jedyne połączenia drogowe i kolejowe wiążą Krym z Ukrainą lądową. Z Federacją Rosyjską Krym ma połączenie promowe przez Cieśninę Kerczeńską. Jednak - stworzenie tutaj pełnowartościowego połączenia komunikacyjnego w ramach planowanej budowy mostu nad cieśniną (...) również wymaga czasu i nakładów, szacowanych co najmniej na 1,4 mld dolarów - mówi Sarna.
Krym ma dwa lotniska - w Symferopolu i Sewastopolu - ale - jak zwraca uwagę ekspert - "pytanie, kto będzie z nich korzystał, kto będzie podróżował na Krym w warunkach zmilitaryzowania półwyspu".
Pytany o to, jakich nakładów od Rosji będzie wymagała gospodarka Krymu, analityk wskazuje, że z jednej strony, są to nakłady infrastrukturalne, z drugiej - utrzymanie krymskiego budżetu. Dotąd budżet ten opierał się nawet w 2/3 na dotacjach z Kijowa.
- Rosja sygnalizuje wstępnie możliwość wsparcia finansowego Krymu w wysokości ponad 2 mld dolarów rocznie. Koszt niezbędnych pierwszoplanowych inwestycji infrastrukturalnych szacuje się na 5-6 mld dolarów. Precyzyjnie tych nakładów obecnie określić nie można. Pojawiały się jednak i takie - rosyjskie - szacunki, zgodnie z którymi +pełnowartościowa aneksja+ i zagospodarowanie Krymu kosztować będzie ponad 80 mld dolarów - mówi Sarna.
Wskazuje, że są to również koszty wyrównywania poziomów standardów socjalnych na Krymie z tymi w Rosji - znacznie wyższymi niż na Ukrainie - i wyrównania poziomu wynagrodzeń sfery budżetowej. Z drugiej strony - zauważa Sarna - Kijów nie zaprzestał wypłat pensji i emerytur mieszkańcom Krymu, którzy są przecież obywatelami Ukrainy.
Na pewno - jak mówi Sarna - można się spodziewać, że branża turystyczna na Krymie w tym roku poniesie niebywałe straty. Dotąd z łącznie 6 mln turystów spędzających wakacje na półwyspie Rosjanie stanowili około 2 mln. Zdecydowaną większością byli przyjezdni z Ukrainy. Nie wiadomo, jak teraz będzie kształtował się ten strumień turystów ukraińskich.
Przyszłość gospodarki Krymu w największym stopniu zależy od strategii Moskwy wobec Krymu i Ukrainy - mówi Sarna. Przytacza opinię Andrieja Iłłarionowa, byłego doradcy, a obecnie krytyka prezydenta Władimira Putina, według którego Krym będzie traktowany przez Moskwę jako obszar o szczególnym znaczeniu wojskowym. Jeśli tak się stanie - i półwysep nie zostanie zdemilitaryzowany - wówczas jego charakter i renoma wiodącego ośrodka turystycznego na obszarze byłego ZSRR mogą zostać utracone, a roztaczane w Rosji perspektywy nowego turystycznego Eldorado można będzie między bajki włożyć - podsumowuje ekspert OSW.