Rosjanie już piszczą o South Stream
Rosyjsko-ukraiński spór o ceny gazu dla Ukrainy uderza w... South Stream.
KE nie wyklucza, że w piątek w Berlinie, gdzie na trójstronnych rozmowach gazowych spotykają się przedstawiciele UE, Ukrainy i Rosji poruszona zostanie kwestia South Streamu. Rosja chciałaby wyłączenia tego gazociągu spod restrykcyjnych przepisów UE.
Głównym celem berlińskiego spotkania będzie omówienie tematu rosyjsko-ukraińskiego sporu o ceny gazu dla Ukrainy. Rosja przerwała w czerwcu dostawy tego surowca, po tym jak Kijów odmówił płacenia za niego po zawyżonych cenach. Bruksela jest pośrednikiem w negocjacjach w tej sprawie.
Rzeczniczka KE ds. energii Marlene Holzner podkreślała na wtorkowej konferencji prasowej w Brukseli, że to właśnie na tej sprawie skupi się spotkanie. Dodała jednak, że przewidziane są też dwustronne unijno-rosyjskie rozmowy i "nikt nie może powstrzymać Rosji od poniesienia kwestii South Streamu".
Rosja nie chce, by wobec tego gazociągu (a także innych) stosowany był liberalizujący unijny rynek trzeci pakiet energetyczny. Zakłada on oddzielenie sprzedaży gazu od przesyłu, uzgadnianie taryf przesyłowych przez niezależnego operatora oraz zapewnienie dostępu większej liczbie dostawców do infrastruktury przesyłowej.
- Nasze stanowisko ws. South Streamu nie zmieniło się. Zawsze mówiliśmy, że jeśli strona rosyjska zwróci się o wyjątek od unijnych przepisów energetycznych, możemy o tym rozmawiać - oświadczyła Holzner.
Zaznaczyła, że KE nie otrzymała żadnego formalnego wniosku w tej sprawie. - Ale jesteśmy gotowi, żeby o tym rozmawiać, jeśli strona rosyjska chciałaby - dodała.
Nie wykluczyła, że w Berlinie poruszona może zostać też kwestia umów, zawartych przez kilka państw unijnych z Rosją ws. budowy tego gazociągu. W grudniu 2013 roku KE zaleciła Bułgarii, Węgrom, Grecji, Słowenii, Chorwacji i Austrii renegocjację porozumień międzyrządowych z Rosją w sprawie South Stream, gdyż w jej ocenie są one sprzeczne z tzw. trzecim pakietem energetycznym UE. W czerwcu wobec Bułgarii KE uruchomiła procedurę o naruszenie unijnego prawa w związku z wyborem inwestora bułgarskiego odcinka South Stream.
W opinii KE umowy te dają nadmierne prawa Gazpromowi, m.in. zarządzanie gazociągiem, wyłączny dostęp do niego czy ustalanie taryf przesyłowych. KE została upoważniona w imieniu tych sześciu krajów do prowadzenia rozmów z rosyjskim rządem w sprawie zmiany umów, ale na szczeblu politycznym negocjacje zostały zamrożone ze względu na działania Rosji na Ukrainie.
- To jest coś czemu się przyglądamy. Ta kwestia może być omawiana, jeśli zostanie podniesiona - oświadczyła rzeczniczka KE.
Na mocy unijnych przepisów Gazprom musiałby zapewnić innym dostawcom dostęp do South Streamu, a jego własne dostawy przez ten rurociąg mogłyby zostać ograniczone nawet do 50 proc. Jednak w określonych okolicznościach trzeci pakiet energetyczny przewiduje możliwość wyjątków od pewnych wymogów; takie specjalne traktowanie przyznano czasowo Opalowi, lądowej odnodze Gazociągu Północnego, przebiegającego z Rosji do Niemiec po dnie Bałtyku.
Liczący 3600 km South Stream to wspólny projekt rosyjskiego Gazpromu i włoskiej firmy ENI, mający zapewnić dostawy gazu z Rosji do Europy Środkowej i Południowej. Rura ma prowadzić z południa Rosji przez Morze Czarne do Bułgarii, a następnie do Serbii, na Węgry, do Austrii i Słowenii. South Stream ma być kolejnym - po Nord Streamie - rurociągiem omijającym Ukrainę.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze