Rosną obawy, że w Polsce zabraknie węgla
Rząd zaproponował gospodarstwom opalającym domy węglem 3 tys. zł dodatku węglowego. To nie rozwiązuje problemu niedoboru surowca. Kluczowe jest, czy Polacy będą mieli się gdzie zaopatrzyć się w surowiec przed zimą, czy firmy zdołają sprowadzić wystarczającą ilość węgla i wreszcie czy porty poradzą sobie z rozładunkiem, a kolej z dalszą dystrybucją po kraju. Posłowie opozycji podczas debaty w Sejmie wskazywali też na potrzebę objęcia dopłatami tych, którzy używają również innych paliw.
Dyskusja była gorąca. Opozycja mówiła o kłamstwach przedstawicieli PiS, którzy zdecydowali się na natychmiastowe wprowadzenie embarga na rosyjski węgiel, nie przygotowując odpowiednio wcześnie dostaw z alternatywnych kierunków. Podkreślała, że PiS po raz kolejny dzieli Polaków, tym razem na tych, którzy na dopłaty zasługują i tych, którym się one nie należą. Z kolei przedstawiciele partii rządzącej zarzucali oponentom, że zmienili front w sprawie górnictwa węgla, zmieniając się z grabarzy polskiego górnictwa w jego obrońców w momencie, gdy sprzyja temu kurs polityczny.
Jeszcze przed debatą Jacek Sasin wskazywał winnych obecnego stanu rzeczy. - Mam nadzieję, że jesteście szczerzy w swoim prowęglowym nawróceniu i że nie myślicie tylko o zbijaniu kapitału politycznego na problemach, które mamy, a które spowodowaliście wy sami, polityka Unii Europejskiej i Putin - mówił, zwracając się do opozycji.
Także Witold Czarnecki z PiS podkreślał, że problemy wywołała wojna. Kraje unijne solidarnie ograniczają pozyskiwanie paliw z Rosji, co przekłada się na niewystarczającą podaż i wysokie ceny. - Winni są agresorzy rosyjscy. Nakładanie na nich embarga jest koniecznością, chcemy ich zmusić w ten sposób, by przestali prowadzić działania wojenne. Wzrost cen energii da się obiektywnie wytłumaczyć - zaznaczał.
Tradycyjnie już Janusz Kowalski przywołał postać szefa PO. - Jak reagowaliście, gdy próbowaliśmy bronić polskiego węgla? To wina wasza i brukselskiej polityki. Podwyżki cen energii elektrycznej mają twarz Donalda Tuska, podczas gdy my broniliśmy polskiego węgla, wy broniliście niemieckich wiatraków i ruskiego (pisownia oryginalna - red.) węgla - grzmiał w stronę opozycji.
Przedstawiciele partii opozycyjnych zapowiadali, że będą składać poprawki do projektu. Podkreślali, że w składach węglowych są pustki. Zamiast węgla proponuje się ludziom pieniądze, za które będą oni mogli kupić najwyżej tonę surowca, o ile pojawi się on w sprzedaży. - Węgla nie da się dodrukować - ironizowali. Zarzucali rządzącym, że zbyt późno zajęli się kwestią zaopatrzenia kraju w surowiec z alternatywnych kierunków. Podkreślali, że dodatkowym problemem jest przepustowość polskich portów i dalsza dystrybucja węgla po kraju. Dotychczas węgiel rosyjski sprowadzano do Polski koleją.
Dariusz Wieczorek z Lewicy informował, że brakuje rzetelnych informacji dotyczących bilansu węglowego. Nie wiadomo, ile węgla potrzeba jeszcze, by zabezpieczyć potrzeby energetyczne kraju w najbliższym sezonie grzewczym. - Nawet energetycy, mimo że pozatrudnialiście partyjnych nominatów, podkreślają, że sytuacja jest trudna - mówił.
Opozycja wskazywała, że pomoc potrzebna jest nie tylko tym, którzy opalają domy węglem, ale też korzystającym z innych paliw. Zaznaczała, że dorzucenie na rynek 11,5 mld zł, bo na tyle przewidywana jest pomoc państwa, pogłębi problemy z inflacją. Kwota ta pochodzić ma z funduszu przeciwdziałania COVID. Joanna Senyszyn z PPS pytała, skąd rządzący wezmą środki na walkę z pandemią, jeśli jesienią dojdzie do kolejnej poważnej fali zachorowań.
Anita Sowińska z Lewicy uważa, że błędem jest kierowanie pomocy finansowej do wszystkich gospodarstw opalających domy węglem. Jej zdaniem lepszym rozwiązaniem są dopłaty dla tych, którzy najbardziej potrzebują pomocy. Nie powinny one ograniczać się do konsumentów węgla, ważne jest, by trafiły również do zużywających inne paliwa. W podobnym tonie wypowiadała się Urszula Zielińska z KO. - My, polscy Zieloni, proponujemy kryterium dochodowe przy udzielaniu pomocy - mówiła. Zarzucono też PiS, że przez wiele lat blokował rozwój lądowych farm wiatrowych, wprowadzając zasadę 10H i nie wykorzystując potencjału odnawialnych źródeł energii.
Podkreślano, że poprzednio uchwalona ustawa o rekompensatach dla sprzedawców węgla, która miała gwarantować gospodarstwom domowym zakup do trzech ton węgla w cenie 996,6 zł za tonę, okazała się wielką klapą. Ze względu na zaproponowane niekorzystne warunki, sprzedawcy nie zgłosili się do programu. Obawiali się, że będą musieli dopłacać do biznesu.
Po tej burzliwej dyskusji, podczas której prowadzący obrady musiał wielokrotnie uciszać wszystkie strony debaty, głos zabrała minister klimatu i środowiska, Anna Moskwa. - Dla wszystkich obrońców węgla znajdzie się miejsce w naszej partii. Cieszymy się, że doszliście do tych samych wniosków co my. My od lat bronimy węgla i górników - zaczęła półżartem swoje wystąpienie.
Odpierała zarzuty, że pomoc kierowana jest wyłącznie do odbiorców węgla. Przypomniała, że podjęto szereg działań, m.in. uruchomiono tarczę antyinflacyjną, zaproponowano przedłużenie taryfy na gaz do 2027 roku, wprowadzono dodatek osłonowy, który ma zniwelować rosnące ceny energii, gazu i żywności.
Powtórzyła, że do kwietnia do Polski trafiło z Rosji 2,7 mln ton węgla. - Węgiel z innych kierunków płynie i będzie płynął. Do wczoraj przez polskie porty przepłynęło ponad 3 mln ton węgla. Mówię tu zarówno o węglu sprowadzonym przez spółki Skarbu Państwa jak i przez podmioty prywatne. Na wczoraj zakontraktowano ponad 7 mln ton, dziś pewnie jest to już większa ilość - mówiła. Zaznaczała, że każdego dnia zawierane są nowe umowy. Informowała, że surowiec sprowadzany przez spółki Skarbu Państwa pochodzi głównie z Kolumbii i Indonezji. Prywatni importerzy kupują także węgiel w USA i Australii.
- To oczywiście jest wyzwanie logistyczne. Nigdy tyle węgla nie trafiało do portów. Planujemy zapewnić odpowiednią przepustowość polskich portów, operacje będą wykonywane efektywnie i coraz szybciej - zapewniała.
Już wcześniej minister klimatu i środowiska zapewniała, że do Polski płynie węgiel z Kolumbii i Indonezji, sygnalizując, że poradzimy sobie bez rosyjskiego surowca. Niepokoje na rynkach wywołała jednak decyzja premiera Mateusza Morawieckiego, który nakazał spółkom skarbu państwa pilny zakup łącznie 4,5 mln ton węgla na potrzeby gospodarstw domowych. To wzbudziło obawy, że w sezonie grzewczym surowca może zabraknąć. Tym bardziej, że premier zaczął mówić wprost o chronicznym niedoborze węgla, mimo że - jak zaznaczał - kopalnie zwiększają wydobycie i zachęcał do ogrzewania domów.
Monika Borkowska