Rośnie sprzedaż, ale głównie w supermarketach

Sprzedaż detaliczna w czerwcu wzrosła o prawie 11 proc., co można uznać za oznakę utrzymywania się dużego popytu konsumpcyjnego gospodarce. Jednak wzrost sprzedaży zawdzięczamy głównie większym obrotom supermarketów, a to może sugerować, że Polacy wcale nie kupują więcej, tylko w poszukiwaniu tańszego towaru przenieśli się z małych do dużych sklepów.

W dużych niewyspecjalizowanych sklepach wartość sprzedaży wzrosła w czerwcu aż o 27,5 proc. licząc rok do roku. To jedyna kategoria, w której zanotowano tak wysoką dynamikę. Co więcej, sprzedaż w supermarketach rośnie od początku roku, w kwietniu wzrost ten wynosił blisko 46 proc., w maju - 33 proc.

Co to oznacza?

Być może konsumenci przenoszą się z małych, osiedlowych sklepów do tych dużych. To naturalne w warunkach dużego wzrostu cen - klienci szukają tańszego towaru. W statystyce ujawniają się za to transakcje, które do tej pory nie były ewidencjonowane. GUS bada sklepy, które zatrudniają minimum dziewięciu pracowników. Część osiedlowych sklepików i cały handel bazarowy nie są badane.

Reklama

O ile supermarkety mają się nieźle, o tyle sprzedaż detaliczna w innych kategoriach wyraźnie zwalnia. Dotyczy to choćby mebli, RTV i AGD, gdzie zanotowano tylko 5,3-proc. wzrost w skali roku. Jeszcze w kwietniu było to niemal 18 proc. To tzw. dobra trwałego użytku - analitycy zwracają uwagę na tę kategorię, bo jej wynik świadczy o nastrojach konsumentów.

Duża sprzedaż mebli i elektroniki świadczy zwykle o tym, że konsumenci czują się pewnie i mają pieniądze na towary, bez których mogą się obejść. To dobrze świadczy o popycie konsumpcyjnym i jest dobrym prognostykiem dla wzrostu gospodarczego. Tymczasem od dwóch miesięcy sprzedaż mebli, RTV i AGD hamuje.

Efekt bazy?

Analitycy są podzieleni w ocenie tych danych. Piotr Bujak, ekonomista BZ WBK mówi, że spadek dynamiki sprzedaży mebli i sprzętu RTV-AGD to tylko efekt wysokiej bazy z ubiegłego roku. Ale Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE Banku zwraca uwagę w swoim komentarzu na spadek dynamiki sprzedaży odzieży i obuwia. To druga kategoria świadcząca o nastrojach konsumenckich.

- Do tej pory zawirowania w tych kategoriach skłonni byliśmy uznawać za zaburzenia sezonowości, teraz coraz bardziej przypominają one symptomy odwrócenia trendu - napisał w raporcie Ernest Pytlarczyk. Analityk podkreśla, że łączna dynamika sprzedaży detalicznej spada już drugi miesiąc z rzędu.

- Skłania nas to do zapalenia żółtego światła ostrzegawczego dla konsumpcji indywidualnej. Zgodnie z naszymi obliczeniami, ścieżka konsumpcji może zostać obniżona o 0,4-1,2 pkt proc. w wyniku niekorzystnych dostosowań cenowych oraz wyższych rat kredytów hipotecznych. Uważamy, że scenariusz ten ma rosnące prawdopodobieństwo realizacji w kolejnych kwartałach, co powinno negatywnie wpływać na sprzedaż detaliczną - uważa ekonomista.

Wyraźna zadyszka

Gdyby ten scenariusz rzeczywiście miał się zrealizować byłaby to negatywna informacja dla prognoz wzrostu gospodarczego. Bo drugi silnik tego wzrostu - produkcja przemysłowa - dostał wyraźnej zadyszki. W czerwcu wzrosła ona zaledwie o 2 proc. w skali roku. To bardzo słaby wynik w porównaniu z oczekiwaniami rynku, który spodziewał się blisko 6-proc. wzrostu. Co gorsza, wszystko wskazuje na to, że hamowanie w przemyśle to efekt pogorszenia koniunktury w Niemczech.

Polscy przedsiębiorcy już na początku lipca sygnalizowali duży spadek zamówień w eksporcie, a Niemcy to główny odbiorca polskich towarów. Na razie z niemieckiej gospodarki dochodzą nie najlepsze informacje: indeks nastrojów niemieckich konsumentów GfK na sierpień 2011 r. spadł do 5,4 pkt z 5,5 pkt w lipcu. Analitycy spodziewali się wzrostu do 5,6 pkt.

Piotr Bujak jest jednak optymistą: jego zdaniem poprawiająca się sytuacja na rynku pracy powinna podtrzymać relatywnie wysoki popyt konsumpcyjny.

- Cały czas wkład konsumpcji we wzrost PKB może wynosić ponad 2 pkt proc. To będzie najistotniejszy z elementów składających się na tempo wzrostu PKB w III i IV kw. Będzie rosnąć znaczenie też inwestycji - pod koniec roku ich wkład w PKB może być nawet większy niż konsumpcji - mówi.

Jak dotąd bezrobocie systematycznie spada - w czerwcu stopa bezrobocia wyniosła 11,8 proc. w porównaniu z 12,2 proc. miesiąc wcześniej. Skala zapowiadanych zwolnień również nie jest duża: 405 firm zadeklarowało zwolnienie w najbliższym czasie 42,3 tys. pracowników, w tym z sektora publicznego 29,8 tys. osób. Rok temu do redukcji etatów przymierzało się 413 przedsiębiorstw, pracę miało stracić 46,4 tys. osób (w sektorze publicznym 26,3 tys.).

Z drugiej strony pracodawcy zgłaszają mniej ofert pracy do - w czerwcu było ich 68,3 tys. wobec 76,3 tys. w maju. Rok wcześniej było to prawie 91 tys.

Marek Chądzyński

Śródtytuły od redakcji Interia.pl

Obserwator Finansowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »