Rosyjskie diamenty tracą po oszlifowaniu swoje pochodzenie

Jak wyeliminować z handlu rosyjskie diamenty - zastanawiają się m.in. Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. Zdaniem ekspertów, pieniądze z eksportu tych kamieni zasilają rosyjską armię i toczoną przez nią wojnę w Ukrainie. Tymczasem, okazuje się, że obowiązujące na świecie prawo, m.in. rezolucja ONZ, pozwala na śledzenie tylko nieoszlifowanych kamieni. Po obróbce, nie można ustalić, z jakiego kraju pochodzą.

Stany Zjednoczone już wprowadziły sankcje, próbując zakazać rosyjskiego importu diamentów. Przed czterema dniami chęć wprowadzenia podobnego zakazu importu ogłosiła Wielka Brytania. Wcześniej kraj nałożył sankcje na państwową, rosyjską spółkę Alrosa - największego na świecie producenta diamentów i objął je 35-procentowym cłem. Do nałożenia nowych sankcji i odcięcia Rosji od dochodów z eksportu diamentów przymierzają się kraje G7. Ogłosiły to podczas niedawnego szczytu przywódców w Hiroszimie. 

Dużo chęci, mało możliwości

Eksperci ostrzegają, że zrealizowanie zamiarów nie będzie proste, bo światowy handel diamentami jest skomplikowany i brakuje mu przejrzystości. Między kopalnią a rynkiem diamenty mogą przechodzić z rąk do rąk od 20 do 30 razy. Zanim znajdą nabywcę, kamienie szlachetne przechodzą przez główne światowe centra w Antwerpii, Dubaju, Bombaju i Ramat Gan, w pobliżu Tel Awiwu. W każdym z nich handlowcy oceniają je pod kątem karatów (waga), koloru, czystości i szlifu. Według Tobiasa Korminda, dyrektora zarządzającego internetowego sklepu jubilerskiego 77 Diamonds, handlowcy i firmy strzegą źródeł pozyskiwania diamentów. 

Reklama

Eksperci wskazują, że w obowiązujących zakazach importu diamentów z Rosji istnieje luka. Ograniczenia dotyczą bowiem tylko surowych kamieni. Po oszlifowaniu i wypolerowaniu, ich kraj pochodzenia nie ma już znaczenia. - Ludzie w krajach G7 kupują około 70 proc. sprzedawanych na świecie diamentów. Zakazy mogą mieć wpływ, jeśli kamienie będzie można śledzić - wyjaśnił Hans Merket. 

Dziurawa rezolucja ONZ

W 2016 roku ONZ przyjęło rezolucję, tzw. Proces Kimberley, która ma ograniczać handel „krwawymi diamentami” - kamieniami pochodzącymi z regionów objętych działaniami wojennymi. Jej celem było przerwanie związku pomiędzy nielegalnymi transakcjami surowymi diamentami a konfliktami zbrojnymi. Rezolucja nie pozwala jednak na ustalenie kraju pochodzenia kamieni. Istnieją technologie oznaczania diamentów, a także sposób na ich skanowanie, dzięki którym można sprawdzić, z jakiego regionu geograficznego pochodzą.

Rosja jest największym na świecie eksporterem diamentów. Handel tymi kamieniami wart jest tam około 4 miliardów dolarów. Największa, państwowa firma nazywa się Alrosa i w 2021 roku wydobywała trzecią część diamentów na świecie. Według Hansa Merketa, badacza z niezależnego instytutu Międzynarodowej Służby Informacji o Pokoju, zyski z Alrosy zasilają wojenną kasę Kremla i rosyjskiej armii.

ew, BBC

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zachodnie sankcje | diamenty | Rosja | wojna w Ukrainie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »