Różne oceny gospodarki
Po raz pierwszy doszło do spotkania, na którym ocenę sytuacji ekonomicznej kraju przedstawili reprezentanci trzech polskich władz gospodarczych.
Po raz pierwszy doszło do spotkania, na którym ocenę sytuacji ekonomicznej kraju przedstawili reprezentanci trzech polskich władz gospodarczych. Posłowie Sejmowej Komisji Finansów Publicznych gościli bowiem w czwartek przedstawicieli rządu - wicepremiera Marka Belkę i jego zastępczynię z ministerstwa finansów, Halinę Wasilewską-Trenkner, reprezentantów NBP - wiceprezesów Jerzego Stopyrę i Andrzeja Bratkowskiego oraz członków Rady Polityki Pieniężnej - Cezarego Józefiaka i Grzegorza Wójtowicza.
Celem naszej dyskusji ma być współpraca trzech ośrodków - rządu, Sejmu i banku oraz synchronizacja ich działań w ten sposób, aby pojawiły się przesłanki w sytuacji wewnętrznej do tego, by RPP mogła obniżyć wyraźnie stopy proc., co przyspieszy wzrost gospodarczy i ułatwi walkę z inflacją - wyjaśnił pos. Mieczysław Czerniawski, szef Komisji.
Dyskutanci byli zgodni w diagnozie: gospodarka jest w stagnacji, a bezrobocie rośnie i będzie rosnąć. Różnili się w receptach na wyjście z tego stanu i pobudzanie rozwoju. Wicepremier M. Belka mówił o nierównowadze deflacyjnej i potrzebie zniwelowania luki popytowej rzędu 3-4 proc. PKB, odrzucił zaś możność inflacyjnego odbicia oraz pogłębienia się deficytu obrotów bieżących. Natomiast dr A. Bratkowski wskazywał, że - przeciwnie - z równowagą mamy do czynienia dziś, a chwianie popytem doprowadzi do tego, przez co przeszły Czechy, Węgry i kraje Dalekiego Wschodu, do zagrożenia najpierw kryzysem walutowym, który przeniósłby się na sferę realną - produkcję i większe bezrobocie. Wtórował mu dr G. Wójtowicz, wskazując, że problemem u nas nie tyle jest luka popytowa i poziom stóp proc., co brak kapitału na restrukturyzację i podnoszenie konkurencyjności firm. Stwierdził on, że nawet w idealnych warunkach - z szybkim wzrostem, niskimi stopami - bezrobocie w Polsce niestety nadal przekraczałoby 2,8 mln osób, gdyż bra
kuje miejsc pracy dla ludzi, a nie pieniędzy do wydawania konsumentom i rządowi. Prof. C. Józefiak przekonywał, że trzeba uwzględnić dłuższy horyzont zdarzeń, niż tylko bieżący, gdyż żadną sztuką było rozpędzić gospodarkę na kilka miesięcy, gdy potem zakończyłoby się to załamaniem i problemami na lata.
Gdy Belka mówił o dramacie 11-proc. spadku w końcu ub.r. nakładów inwestycyjnych, Bratkowski wskazywał, że i tak jesteśmy w sumie w lepszej sytuacji od Czech i Wegier. U nas od 1994 r. wzrosły one w sumie o 80 proc., gdy u sąsiadów - o 30-40 proc.