Ryzykowna gra z podnoszeniem akcyzy na alkohol. Eksperci: Finalnie budżet może na tym sporo stracić
Skutkiem podniesienia akcyzy na napoje alkoholowe powinno być zwiększenie wpływów budżetowych. Jednak, według znawców tematu, taki scenariusz nie jest przesądzony, zwłaszcza w pierwszym roku. Ma to związek ze zgromadzonymi zapasami wyrobów. Ponadto rosnące obciążenia fiskalne zachęcają do prowadzenia domowej produkcji. A w ten sposób legalnie mogą powstawać tylko wybrane trunki. Eksperci zwracają też uwagę na ewentualne powiększenie się szarej strefy i zwiększony przemyt.
Podstawowym założeniem ostatniej podwyżki podatku akcyzowego na napoje alkoholowe jest zwiększenie wpływów do budżetu państwa o ponad 500 mln zł w 2020 roku. Przekonuje o tym Witold Włodarczyk, prezes zarządu Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy. Dodaje, że tego typu działania przynosiły w przeszłości efekty zupełnie odwrotne. Ekspert powołuje się na dane Ministerstwa Finansów. Wynika z nich, że podniesienie akcyzy na wyroby spirytusowe w Polsce w 2014 roku spowodowało zmniejszenie wpływów do budżetu o przeszło 7,6 proc., tj. o ponad 0,5 mld zł.
- Z punktu widzenia budżetu wydawałoby się, że podniesienie akcyzy to pozytywne rozwiązanie, bo wpływy powinny być większe. Tak jednak nie musi być, przynajmniej w pierwszym roku, z uwagi na zapasy wyrobów, przede wszystkim spirytusowych. Dla słabszych trunków, czyli piwa i wina, nie opłaca się angażować powierzchni magazynowej. Natomiast w latach następnych wpływy mogą sukcesywnie się zwiększać - komentuje Wojciech Bronicki, partner w BBGTAX, doradca podatkowy i były dyrektor Departamentu Podatku Akcyzowego w Ministerstwie Finansów.
Jak zaznacza prezes Włodarczyk, tzw. krzywa Laffera pokazuje zależność pomiędzy stawką podatku a dochodami budżetowymi państwa. Od pewnego punktu podwyższanie akcyzy jest kontrproduktywne w stosunku do przychodów. Cała sztuka polega na znalezieniu tzw. punktu przegięcia. Według eksperta, wiele wskazuje na to, że rząd w podnoszeniu obciążeń fiskalnych związanych z alkoholem mocno "przegina". W dłużnym okresie stracą na tym konsumenci, branża oraz sam budżet państwa. Zyska jedynie przestępczość gospodarcza.
- Rząd przekonuje, że wyższa akcyza ma ograniczyć spożycie alkoholu w społeczeństwie. Z przedstawianych szacunków wynika, że cena półlitrowej butelki wódki może wzrosnąć o ok. 1,4 zł. Czy to rzeczywiście w istotny sposób zniechęci do zakupu? To jest kluczowe pytanie. Jeżeli nie będzie takiego skutku, to nałożenie wyższego podatku ma wyłącznie efekt fiskalny. Służy to zwiększeniu dochodów do budżetu - mówi ekonomista Marek Zuber.
Jak podkreśla prof. Witold Modzelewski, były wiceminister finansów, są trzy różne, częściowo konkurencyjne rynki, tj. piwa, wina i wyrobów pośrednich, a także pozostałych napojów alkoholowych. Każde podnoszenie akcyzy musi uwzględniać relacje opodatkowania między nimi oraz spodziewany efekt fiskalny i popytowy. Nie należy selektywnie wprowadzać podwyżek, a więc tylko w jednym segmencie. Trzeba brać pod uwagę również to, że część popytu przeniesie się na rynki niżej opodatkowane lub w ogóle nieopodatkowane.
- W przypadku napojów słabszych przeważnie każdy grosz podwyżki akcyzy jest przenoszony w cenę, a z napojami wysokoprocentowymi - bywa różnie. Wynika to z historii. W 2003 roku mieliśmy obniżkę tej daniny o 30 proc., ale nie nastąpił ogólny spadek cen. To sprawiło, że przez 16 lat producenci mieli swojego rodzaju bonus w tym podatku w stosunku do innych wyrobów. On powodował, że pomimo kolejnych podwyżek akcyzy, ceny piwa i wina umiarkowanie rosły. Natomiast półlitrowa wódka jest od 2003 roku na poziomie 20 zł - analizuje Wojciech Bronicki.
Prof. Modzelewski stwierdza, że mamy relatywnie najtańsze napoje alkoholowe, przynajmniej patrząc na ciąg ostatniego stulecia. One potaniały w stosunku do wielkości dochodów. Zdaniem eksperta, obniżanie akcyzy w ogóle nie wchodzi w grę. Gdyby do tego doszło, to pieniądze nie wróciłyby do konsumenta. Byłyby zyskami tych, którzy przy niższym opodatkowaniu zachowaliby ten sam poziom ceny. Były wiceminister finansów zaznacza, że w okresie rządów Marka Belki udało się obniżyć akcyzę i jednocześnie zwiększyć sprzedaż alkoholu, ale obniżka akcyzy była prawnie powiązana z nakazem obniżki ceny detalicznej.
- Przykładowo, w krajach skandynawskich jest bardzo wysokie opodatkowanie alkoholu. Jednocześnie nie ma tam tak rozwiniętego nielegalnego obrotu i przemytu jak w Polsce. A zapowiadany u nas wzrost cen półlitrowej butelki wódki o ok. 1,4 zł nie zwiększy w istotny sposób szarej strefy. Myślę, że to zbyt mała zmiana. Ona musiałaby być na poziomie co najmniej 5-7 zł - twierdzi Marek Zuber.
Im wyższa wartość podwyżki akcyzy, tym większa chęć do prowadzenia własnej, domowej produkcji, o czym przekonuje prezes ZP PPS. Jego zdaniem, trudno określić, o ile to się zmieni. Nikt bowiem nie jest w stanie dziś oszacować, od jakiej bazy miałby być ten wzrost liczony. Nie wiemy, ile hektolitrów domowego alkoholu produkuje się rocznie. Można jedynie założyć, że te ilości, które są rekwirowane, stanowią niewielki procent produkcji. Natomiast Marek Zuber szacuje, że w domach będzie powstawać o kilka procent więcej trunków. Jednak będzie to bliżej 1-2 proc. niż 8-9 proc.
- Domowym sposobem możemy wytwarzać dla własnych potrzeb wino, napoje fermentowane i piwo. Natomiast alkohole destylowane, czyli spirytusowe, nie mogą powstawać w ten sposób. Jeśli więc mówimy o legalnych działaniach, to decydują się na nie przeważnie pasjonaci. Dla nich cena tych wyrobów ma drugorzędne znaczenie, a podwyżka nie wpływa znacząco na wielkość wytwarzanych napojów - informuje były dyrektor Departamentu Podatku Akcyzowego w Ministerstwie Finansów.
Z kolei prezes Włodarczyk powołuje się na raport KPMG. Wynika z niego, że w 2011 roku szara strefa wyrobów spirytusowych stanowiła 9,5 proc. całego rynku. Po podniesieniu akcyzy na wyroby spirytusowe w 2014 roku, wzrosła do poziomu 15-20 proc. rynku w 2017 roku, na co wskazuje Raport Fundacji Republikańskiej. Według eksperta, kolejne podniesienie tego podatku doprowadzi zatem z dużym prawdopodobieństwem do istotnego rozwoju nielegalnego handlu alkoholem, pochodzącego z niepewnych źródeł.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
- Jeśli rozpatrujemy wzrost przemytu lub nielegalnego nabycia wewnątrzwspólnotowego, to takiego zjawiska związanego z alkoholami słabszymi można obawiać się w krajach ościennych UE. U naszych sąsiadów akcyza na piwo czy wino pozostaje zdecydowanie mniejsza niż w Polsce. Natomiast w przypadku wyrobów spirytusowych ma to związek przede wszystkim z ich ceną. Jednak wielkość przemytu zależy w dużej mierze od sprawności działania służb granicznych i kontrolnych w kraju - podsumowuje Wojciech Bronicki.