Rząd potrzebuje wczasów
Rząd nie może się rozstać z ośrodkami wczasowymi, chociaż, zgodnie z programem "tanie państwo", niemal wszystkie miały pójść do likwidacji. Premier zapewniał, że ostaną się tylko te o najwyższym standardzie - sześć góra osiem. Tymczasem wszystkie 99 ośrodków istnieje nadal. Dopłacamy do nich wszyscy.
"Super Express" sprawdził co dzieje się z rządowymi ośrodkami wypoczynkowymi, które Kazimierz Marcinkiewicz obiecał zlikwidować. Minęło kilka miesięcy, a ośrodki funkcjonują dalej. Do ich utrzymania co roku dokładamy wszyscy - pisze dziennik.
Zdaniem Najwyższej Izby Kontroli, rządowe domy wczasowe od lat przynoszą straty idące w miliony złotych. Wszystko przez małe wykorzystanie miejsc hotelowych i ceny ustalane poniżej kosztów. Eksperci od dawna przekonują, że trzeba je sprzedać. Nie zrobiła tego jednak poprzednia ekipa, nie kwapi się też - mimo głośnych zapowiedzi - obecna.
"Rada Ministrów przyjęła uchwałę zobowiązującą zarządców ośrodków do wyzbycia się ich. Sprawa nie jest jednak prosta. Ośrodki mają różne umocowania prawne" - mówi Joanna Fiodorow z Kancelarii Premiera.
Do końca marca na biurko premiera miały trafić raporty zarządców z dokładną informacją o stanie prawnym ośrodków oraz ich finansowej kondycji. Kilka dni temu termin minął. "Wnioski wciąż spływają. Ostateczne decyzje będą podejmowane w czerwcu" - przekonuje Fiodorow.
Kiedyś rządowe ośrodki wczasowe były niedostępne dla zwykłych obywateli. Wypoczywali w nich tylko rządowi notable. Teraz każdy może tam spędzić urlop. Rzecz w tym, że Kowalski za pobyt zapłaci normalne, czyli wysokie stawki, zaś przedstawiciele rządowej administracji mają zagwarantowane duże upusty i to bez względu na to, czy ktoś jest ministrem czy zwykłym urzędnikiem. Jak się dowiedział "Super Express" upusty te sięgają nawet 50 proc.
