Rzońca: Działania banków centralnych ratujące gospodarki przed kryzysem obniżają innowacyjność przedsiębiorstw
Skala i gwałtowność kryzysu finansowego, który wybuchł przed niespełna dekadą skłoniły największe banki centralne do podjęcia radykalnych kroków, takich jak bardzo niskie czy wręcz ujemne stopy procentowe i pompowanie pieniędzy w system bankowy na tanie pożyczki inwestycyjne. Według byłego członka RPP Andrzeja Rzońcy, choć działania okazały się skuteczne w gaszeniu pożaru, to teraz trudno powrócić na utarte tory. Zwłaszcza że taka polityka negatywnie odbija się na stopniu innowacyjności firm oraz przyczynia się do radykalizacji nastrojów społecznych.
- Główne banki centralne rozpoczęły niekonwencjonalne działania w polityce pieniężnej w reakcji na globalny kryzys finansowy. Te niekonwencjonalne działania są jak wojna, łatwo się je rozpoczyna, bardzo trudno kończy - mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor Andrzej Rzońca, przewodniczący rady Towarzystwa Ekonomistów Polskich. - Fed rozpoczął cykl podwyżek stóp procentowych w ubiegłym roku, ale te podwyżki nie dokonują się tak, jak wcześniej oczekiwano, a oczekiwania na kolejne podwyżki bardzo słabną.
Rezerwa Federalna pierwszej podwyżki stóp procentowych dokonała w grudniu ubiegłego roku po kilkumiesięcznej zwłoce. Już wtedy nie brakowało ekonomistów przekonanych, że w obecnym roku spodziewać się można raczej dwóch podwyżek niż czterech. Na razie, choć do końca roku zostały zaledwie trzy posiedzenia, stopy za oceanem ani drgnęły. Wcześniej w trzech cyklach QE amerykański bank centralny w ciągu pięciu lat wpompował w gospodarkę w postaci skupu obligacji ok. 4 bln dol.
Z kolei Europejski Bank Centralny podobnie jak Bank Japonii czy Bank Anglii kontynuują luźną politykę monetarną, skupując papiery z rynku. Ten ostatni obniżył też na sierpniowym posiedzeniu stopy procentowe do 0,25 proc. i była to pierwsza obniżka od marca 2009 r. Analitycy zakładają też kolejną obniżkę (o 15 lub 20 pkt bazowych) w listopadzie. W strefie euro stopa depozytowa pozostaje ujemna od czerwca 2014 r., przy czym po raz ostatni pogłębiono cięcie w marcu tego roku, dochodząc do poziomu -0,40 proc.
- Dzisiaj na świecie około 7 bln długu publicznego ma ujemne rentowności. To oznacza, że w przypadku tego długu to inwestorzy płacą rządowi za możliwość pożyczania - mówi Rzońca. - W Szwajcarii trzeba zapłacić rządowi nawet, jeśli pożycza mu się na 25 lat. W Niemczech, jeżeli pożycza się rządowi na 10 lat, trzeba do tego dopłacić. Ale nawet w Hiszpanii, która jeszcze kilka lat temu otarła się o kryzys fiskalny, jeśli pożycza się rządowi na okres do 3 lat, też trzeba za to zapłacić. To pokazuje, że inwestorzy oczekują utrzymywania się niekonwencjonalnych polityk pieniężnych, a nie są to polityki, które nie rodzą kosztów.
Jak zaznacza, jednym ze skutków takiej polityki jest słaby wzrost gospodarczy w krajach wysoko rozwiniętych, bo powoduje ona, że słabo działające przedsiębiorstwa są w stanie wybronić się przed bankructwem i unikają restrukturyzacji. W ich miejsce nie tworzą się też nowe firmy, które byłyby bardziej innowacyjne i bardziej dopasowane do nowych warunków gospodarczych.
- Mieliśmy największy kryzys finansowy od lat 30. XX wieku, a mimo to stopa bankructw jest najniższa w historii. Jak nie ma bankructw, to też odsetek przedsiębiorstw rozpoczynających działalność jest niższy niż w przeszłości. A to te przedsiębiorstwa napędzają innowacje, które są źródłem długofalowego wzrostu gospodarczego. To pod wpływem tych przedsiębiorstw firmy, które już działają na rynku, decydują się na innowacje, a nie na kontynuowanie status quo - podkreśla.
W lipcu Międzynarodowy Fundusz Walutowy obniżył prognozę światowego PKB na 2016 r. do 3,1 proc., przy czym dla krajów rozwiniętych wskaźnik ten sięgnie 1,8 proc. Jednocześnie konsekwencją działań banków centralnych jest pogłębianie się nierówności społecznych, bo rosną ceny obligacji i akcji, a to bogaci ich właścicieli.
- Jednocześnie spadek liczby bankructw oznacza, że trudniej niż w przeszłości przestać być bogatym. Niewielka liczba przedsiębiorstw rozpoczynających działalność oznacza, że trudniej niż w przeszłości przestać być biednym - tłumaczy Andrzej Rzońca. - Wtedy pojawia się naturalne paliwo zasilające poparcie dla partii populistycznych i to jest coś, co obserwujemy właściwie w całym rozwiniętym świecie. Rośnie poparcie dla partii skrajnie lewicowych, które mówią, że za kłopoty biednych odpowiadają bogaci i rośnie poparcie dla partii skrajnie prawicowych, które obwiniają czy wskazują obcych jako źródło problemów biednych.