Samoochrona
Oszczędzają wszyscy. Także klienci firm ochroniarskich. Branża przeżywa więc trudne chwile i broni się, jak może. Broni się między innymi poprzez konsolidację.
Dzięki niej jednak potężni gracze stają się jeszcze potężniejsi, skupiając w swych rękach coraz większe udziały w rynku. Przewaga potentatów bierze się też stąd, że ich akurat stać na kupowanie nowoczesnego wyposażenia. Mogą więc świadczyć konkurencyjne usługi, wymagające wykorzystania zaawansowanych technik i technologii. To natomiast tworzy odpowiednie warunki rozwoju na coraz bardziej specjalizującym się rynku.
- Oszczędność większości przedsiębiorstw to jedno - twierdzi Adrian Downarowicz, prezes zarządu Impel Security Polska, trzeciej pod względem przychodów firmy ochroniarskiej działającej w Polsce. - Trudna sytuacja rynku ochrony wynika także z tego, że znaczącą liczbę zleceń otrzymuje ona od klientów z sektora publicznego. A tam obowiązują przetargi. Oczywiście w stu procentach rozstrzygane według kryterium ceny.
- My ochraniamy bardzo dużo fabryk. Jak wiadomo, produkcja przemysłowa osłabła, zwłaszcza w branży automotive, więc i nas dotykają w ten sposób konsekwencje kryzysu - tłumaczy Krzysztof Bartuszek, dyrektor do praw rozwoju Securitas Polska.
Wracając do tych oszczędności, o których było powyżej: biedniejące firmy, szukając oszczędności, oczywiście znajdują je w kosztach usług zlecanych na zewnątrz. Takich jak marketing, sprzątanie czy w końcu właśnie ochrona. Często ograniczają jej zakres do minimum lub renegocjują ceny. Problem w tym, że branża jest mocno rozdrobniona.
- W Polsce funkcjonuje ponad 3 tys. firm ochrony. I nie zmieni się to szybko. Bo choć w ostatnich latach doszło do wielu przejęć, jednocześnie pojawiło się też wiele nowych podmiotów, które próbują znaleźć dla siebie choć trochę miejsca na rynku - ocenia Krzysztof Bartuszek.
Gdy więc szefowie firm ochroniarskich siadają do rozmów ze swoimi przyszłymi i obecnymi klientami, nie mają szczególnie mocnych argumentów handlowych. Co sprzyja ochranianym, ale oczywiście znacznie mniej im - ochraniającym.
Choć ogólna liczba firm ochroniarskich nie maleje, rosną wpływy największych przedsiębiorstw, które spychają mniejsze firmy na coraz węższy margines rynku.
- Kiedyś w rękach pięciu największych graczy było około 20 proc. rynku. Obecnie udziały liderów szacuje się na ponad 40 proc. i ocenia, że osiągnęły ustabilizowany poziom - twierdzi dyrektor do spraw rozwoju Securitas.
Do tej pory ich wzrost odbywał się poprzez kolejne akwizycje. Tutaj zdecydowanym liderem jest Konsalnet.
Firma zarządzana przez fundusz inwestycyjny Value 4 Capital Eastern Europe LP w 2009 roku połączyła się ze Skorpion Security, dzięki czemu znalazła się, obok Solid Security i Impela, w gronie trzech największych firm ochroniarskich w Polsce. Poszła jednak dalej i w końcu zdobyła niekwestionowaną pozycję największej.
Stało się to dzięki temu, że najpierw przejęła kilka kolejnych firm, a potem dokonała akwizycji swojego bezpośredniego konkurenta - firmy G4S, która z rocznymi przychodami wynoszącymi około 200 mln zł zajmowała czwartą pozycję na rynku.
W ten sposób Konsalnet po zsumowaniu swoich wyników z G4S, w 2012 roku osiągnął przeszło 750 mln zł przychodów i wyprzedził dotychczasowego rynkowego lidera - Solid Security - z jego 700 mln zł przychodów. Na trzecim miejscu, z ponad 400 mln zł, plasuje się Impel Security Polska a pierwszą piątkę zamykają Juwentus i Securitas, których przychody kształtują się na poziomie około 200 mln zł. Postępując w ślad za Konsalnetem, politykę dużych akwizycji prowadzi też Impel, który pod koniec 2012 roku przejął spółki Gwarant Agencja Ochrony SA oraz Brink's C.L. Polska Sp. z o.o.
Jak wyjaśnia Adrian Downarowicz, takie działanie wynika ze strategii firmy, zgodnie z którą selektywnie kupuje ona przedsiębiorstwa wyspecjalizowane lub takie, które osiągnęły pozycję lidera regionalnego rynku.
- Chcemy ewoluować w kierunku usług bardziej skomplikowanych i droższych. Czyli tak naprawdę takich, które wymagają większego wykorzystania zaawansowanych technologii - podkreśla.
Taką usługą jest cash handling, w którym, obok transportowania i liczenia pieniędzy, specjalizowała się przejęta przez Impel firma Brink's C.L. Kłopot z tego rodzaju usługami polega na tym, że ten, kto chce je oferować, musi ponieść spore koszty. Nieliczne firmy na nie stać.
O ile samym transportem gotówki zajmują się też mniejsze firmy, to już jej liczenie znajduje się w ofercie tylko trzech największych: Konsalnetu, Solidu i właśnie Impela.
- To odpowiednia liczba wobec potrzeb rynku - ocenia Adam Pawłowicz - prezes Grupy Konsalnet SA.
Niewiele wskazuje też na to, by liczba ta mogła w najbliższym czasie się zwiększyć.
Inne firmy nie rozważają bowiem na razie ekspansji w tej części rynku.
- W Polsce na razie nie zamierzamy podejmować rywalizacji w tej dziedzinie, choć na świecie grupa Secutritas zajmuje się takimi usługami - mówi Krzysztof Bartuszek. - Specyfika tej działalności, szczególnie tak zwana obróbka gotówki, oraz wysokie bariery utrudniające wejście na ten rynek, sprawiają, iż jest to usługa obarczona dużym ryzykiem operacyjnym. Dlatego uznaliśmy, że na razie skupimy się na rozwoju innych usług.
Dzięki temu jednak, że cash handlingiem zajmuje się mało firm, usługa ta obłożona jest stosunkowo dużymi marżami. Jest na przykład bardziej opłacalna niż ochrona fizyczna. Poziom marż utrzymuje się nawet mimo tego że banki, które są głównymi klientami w tym segmencie rynku, próbują ostatnio negocjować obniżki cen.
To jednak właśnie ochrona fizyczna ma największy udział w całym rynku.
- W większości firm generuje ona od 60 do 90 proc. przychodów - informuje Adam Pawłowicz.
Jest to jednak segment, w którym występuje największa konkurencja, a przez to i presja cenowa.
- Marże na ochronę fizyczną spadają od 2010 roku. Ma to związek z brakiem możliwości restrukturyzacji kosztów osobowych, które w ochronie fizycznej stanowią prawie 90 proc. wszystkich ponoszonych kosztów - tłumaczy Adrian Downarowicz.
Koszty osobowe są najczęściej obniżane przez powszechne w branży zatrudnianie pracowników na podstawie umów cywilnoprawnych. Dlatego szefowie firm ochroniarskich alergicznie wprost reagują na próby obciążenia ich ustawowymi składkami. Według nich, przeforsowanie takiego pomysłu oznaczałoby znaczący wzrost szarej strefy.
- Niewykluczone, że wielu, zwłaszcza mniejszych przedsiębiorców, przestałoby płacić pracownikom w sposób legalny - ocenia Adam Pawłowicz.
Sam zaznacza jednak, że taka sytuacja nie dotyczyłaby w żadnym względzie jego Konsalnetu.
Płace osób zatrudnionych w firmach ochroniarskich z reguły nie wykraczają poza stawki minimalne. Zdarza się, że dorabiają na dodatkowych zleceniach.
- Dla naszej branży kryzys i ożywienie przychodzą zawsze z pewnym opóźnieniem, w stosunku do ogólnej koniunktury. 2008 rok wypadł bardzo dobrze, bo ceny były jeszcze przedkryzysowe, ale jednocześnie można już było trochę łatwiej znaleźć pracowników godzących się na niższe stawki. Rok 2009 nie był jeszcze jakoś specjalnie zły, natomiast w 2010 roku było już naprawdę trudno - tłumaczy Adam Pawłowicz.
Jego zdaniem, obecny rok nie jest lepszy, co nie znaczy jednak, że przed firmami ochroniarskimi rysują się wyłącznie złe perspektywy.
- Rynek, mimo spadających cen, cały czas się rozwija, wręcz rośnie - ocenia Adam Pawłowicz. Jako przykład podaje sieci handlowe, które choć starają się ograniczać koszty jednostkowe, globalnie wydają na ochronę coraz więcej, bo stale otwierają nowe obiekty.
Poza tym niektóre firmy i instytucje dopiero teraz zaczynają korzystać z usług firm ochroniarskich. Przykładem są tu lotniska, których w związku ze zmianami w prawie lotniczym nie ochraniają już funkcjonariusze Straży Granicznej, i które muszą organizować ochronę we własnym zakresie. Konsalnetowi przypadła już między innymi ochrona Lotniska Chopina w Warszawie, a Gwarant, należący od niedawna do Impel Security Polska, wygrał przetarg na ochronę portu lotniczego w Pyrzowicach.
Od kilu lat z usług firm ochroniarskich korzysta również wojsko, które z powodu ograniczenia liczebności armii nie zapewnia samodzielnie dozoru wszystkich swoich obiektów. Przedstawiciele branży twierdzą jednak, że armia nie jest zbyt dobrym klientem.
- W wojskowych przetargach liczy się głównie cena, przez co świadczenie takich usług jest praktycznie nieopłacalne - uważa Krzysztof Bartuszek.
Za to przyszłość leży jego zdaniem w coraz większym zaawansowaniu technicznym usług. Takich jak monitoring, trzecim, obok cash handlingu i ochrony fizycznej, najistotniejszym segmencie rynku.
- Przyszłość tej branży to technika i technologia. Pracowników będzie coraz mniej, ale za to rosnąć będą wymagania dotyczące ich wykształcenia i kompetencji - prognozuje dyrektor z Securitas.
Pole do popisu jest tu duże, bo na razie polskie firmy ochroniarskie są pod tym względem mocno zapóźnione.
- Polski rynek, w stosunku do rynków zachodnich, charakteryzuje się niskim poziomem zaawansowania technologicznego - przyznaje Adrian Downarowicz.
Dlatego najwięksi gracze deklarują, że poświęcają bardzo wiele uwagi wdrażaniu nowoczesnych technologii.
Mają przy tym nadzieję, że dzięki efektowi skali, będą mogli jeszcze bardziej zdystansować mniejsze firmy.
Paweł Szygulski, Nowy Przemysł
Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"