Sposób jak roztrwonić miliardy
Parlament Wenezueli przyznał socjalistycznemu prezydentowi Hugo Chavezowi prawo do rządzenia przez półtora roku za pomocą dekretów. Opozycja mówi o tyranii, sympatycy Chaveza wołają "socjalizm albo śmierć". Wenezuela zajmuje 8 miejsce w rankingu największych eksporterów ropy naftowej zarabiając rocznie 30 mld dol.
Parlament jednomyślnie przyjął tę decyzję, co nie dziwi, zważywszy że opozycja zbojkotowała wybory powszechne w roku 2005. W środę deputowani - wszyscy lojalni wobec Chaveza - opuścili gmach parlamentu, by na placu Simona Bolivara (XIX-wiecznego przywódcy walki narodowowyzwoleńczej ludów Ameryki Południowej przeciwko Hiszpanii) w centrum Caracas publicznie głosować za ustawą o nadzwyczajnych pełnomocnictwach dla prezydenta.
Setki sympatyków Chaveza ubranych w czerwone koszulki wiwatowały wznosząc okrzyki "Z Chavezem rządzi naród!" i "Wenezuela do socjalizmu!". Po głosowaniu przewodnicząca parlamentu Cilia Adela Flores zawołała do tłumu: "Niech żyje suwerenny naród! Niech żyje prezydent Hugo Chavez! Niech żyje socjalizm! Ojczyzna, socjalizm, albo śmierć!". Chavez, który jest u władzy od roku 1999, został w tym miesiącu zaprzysiężony na kolejną sześcioletnią kadencję. Teraz obiecuje pogłębienie "socjalizmu na modłę wenezuelską" przez budowę "nowego systemu socjalnego, ekonomicznego i politycznego".
Prezydent zapowiada nacjonalizację przemysłu naftowego, gazowego, energetyki i największej firmy telekomunikacyjnej. Uderzy ona szczególnie w zachodnie koncerny naftowe m.in -BP, ExxonMobil, Statoil czy Total. Firmy które chcą, nadal inwestować w Wenezueli, muszą utworzyć wspólne joint venture, z większościowym kapitałem państwa. Opozycja mówi o "tyranii". Koła przemysłowe wzywają rząd i parlament do poszanowania "demokratycznych wartości, takich jak swoboda przedsiębiorczości, własność prywatna oraz wolność słowa". Mianowany niedawno na stanowisko wiceszefa amerykańskiej dyplomacji John Negroponte ocenił , że prezydent Wenezueli Hugo Chavez zagraża demokracji w Ameryce Łacińskiej. "Próbuje wyeksportować ekstremistyczny populizm i myślę, że jego postawa zagraża demokracjom w regionie" - powiedział podczas przesłuchania przed senacką komisją spraw zagranicznych w Waszyngtonie.
Zbyt dużo też źle
Wielu ekonomistów twierdzi że kraje surowcowe często dotyka problem z nadmiarem środków uzyskanych ze sprzedaży swych bogactw naturalnych. Wenezuela jest tutaj świetnym przykładem. Na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza Wenezuelczycy zarobili 600 mld dolarów a paradoksalnie społeczeństwo zubożało o 15 proc. Naftowe bogactwo naraża kraj na korupcję, zahamowanie rozwoju innych sektorów gospodarki, ogromne straty ekologiczne czy wzrost przestępczości. Przy poziomie wydobycia z 2005 r. złoża ropy ulegną wyczerpaniu już za 73 lata, tymczasem o scenariuszu na dalszą przyszłość nikt nie myśli. Problem ten dotyka większość naftowych potęg świata, gdzie bogaci się zwykle tylko elita.
Podczas gdy PKB na jednego mieszkańca Norwegii - państwa, które już od jakiegoś czasu intensywnie inwestuje w przyszłość "bez ropy" - wynosi 38730 dol, ZEA - 18060 dol, a Kuwejtu 16340 dol. Tymczasem w Wenezueli wynosi ono 4080 dol., jeszcze gorsza sytuacja jest m.in. w Nigerii i Angoli, gdzie wskaźnik ten nie przekracza 1000 dolarów. Wenezuela zajmuje 8 miejsce w rankingu największych eksporterów ropy naftowej przy wielkości 2,2 mln baryłek rocznie zarabiając 30 mld dol. Do budżetu wpływa 50 proc. dochodów z produkcji. Dla porównania w Norwegii wpływa tylko 20 proc. przez co zainwestowano już 200 mld dol. oszczędności w akcje i obligacje dla przyszłych pokoleń. Fenomenem pod tym względem jest Dubaj, emirat który na przestrzeni 10 lat potroił zyski z inwestycji a nie ropy.
MZ