Sprostowania zostają

Półtora roku miał parlament na nowelizację prawa prasowego. Ale nie zdążył. Z połową czerwca powstaje więc luka prawna. Dziś, decyzją Trybunału Konstytucyjnego, przestaje obowiązywać część starych przepisów dotyczących zamieszczania - lub odmowy publikacji - sprostowań.

Adwokat Joanna Woźniak z kancelarii Cottyn zapewnia, że prawa osób prywatnych, instytucji i firm, które poczują się urażone czy zniesławione publikacją w mediach, pozostają - mimo luki prawnej - chronione. Wyjaśnia, że osoby i instytucje będą mogły domagać się sprostowania oraz - jeśli nie zgodzą się z decyzją redaktora naczelnego - odwoływać się do sądu.

W ocenie Joanny Woźniak, większy niż dotychczas problem będą natomiast mieć redakcje: zabraknie części przepisów pozwalających na ocenę sprostowań. Spory, do czasu uchwalenia nowelizacji, będą musiały rozstrzygać sądy. Sejm najwcześniej zajmie się nowelizacją prawa prasowego podczas następnego posiedzenia, czyli za dwa tygodnie. Przygotowany przez senatorów projekt trafił do Biura Analiz Sejmowych. Nie nadano mu jeszcze biegu.

Reklama

W projekcie senatorowie rezygnują z obowiązku bezpłatnego zamieszczania w mediach "odpowiedzi" i karania dziennikarzy ograniczeniem wolności. Proponują nałożenie obowiązku publikacji jedynie "rzeczowego i odnoszącego się do faktów sprostowania". Nie może ono przekraczać dwukrotnej objętości materiału prasowego, którego dotyczy. Nie może też zajmować więcej niż dwukrotność czasu antenowego, jaki zajmował kwestionowany fragment programu.

Redaktor naczelny - zgodnie z projektem - ma obowiązek opublikować sprostowanie w terminie 3 dni, albo w najbliższym numerze czy analogicznym przekazie, na przykład w audycji radiowej. Sprostowanie w drukach periodycznych powinno być opublikowane w tym samym dziale, taką samą czcionką, pod równie widocznym tytułem. W jego tekście - proponują senatorowie - nie wolno bez zgody wnioskodawcy dokonywać skrótów ani innych zmian.

Sprostowanie nie może być komentowane tego samego dnia. W przypadku sporu sprawa trafiałaby z powództwa cywilnego do sądu. Obowiązujące dotychczas przepisy zawiesił Trybunał Konstytucyjny. Sędziowie zauważyli, że prawo prasowe nie określa precyzyjnie, co jest sprostowaniem, a co odpowiedzią.

To kluczowe rozróżnienie. Przy błędnej ocenie, redaktor naczelny mógłby - w świetle starych przepisów - nawet pójść do więzienia. Początkowo senatorom zależało na utrzymaniu obowiązku zamieszczania "odpowiedzi". Wywołało to oburzenie mediów. Alarmowano, że w efekcie "pasjonaci polemik", głównie politycy, przejmą łamy gazet i zawłaszczą anteny. Bezpłatnie. Wydawcy utracą wpływ na publikowane treści, szybko też zbankrutują.

IAR/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Trybunał Konstytucyjny | prawo prasowe | prawo | Prasa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »