Sto lat działalności Banku Gospodarstwa Krajowego. "Tym państwo chciało być dla swoich obywateli"

Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych, Fundusz Wsparcia Kredytobiorców, programy mieszkaniowe, obsługa Funduszy Europejskich - to tylko część działalności jednej z najważniejszych instytucji w kraju. Dziś Bank Gospodarstwa Krajowego obchodzi swoje stulecie. Mimo upływu lat podtrzymana została ciągłość z tradycją II Rzeczpospolitej. Nie zmienił się zarówno charakter działalności, jak i siedziba banku, co w zniszczonej w czasie wojny Warszawie jest wyjątkiem. W setną rocznicę powołania banku pokazujemy, jak przez lata BGK odnajdywał się w polskim krajobrazie społeczno-gospodarczym.

W 1924 roku Polska doświadczyła prawdziwej rewolucji gospodarczej. W dobie hiperinflacji i kryzysu gospodarczego w kwietniu działalność rozpoczął Bank Polski, który dał podwaliny późniejszemu Narodowemu Bankowi Polskiemu. Rozpoczął on emisję złotego, który zastąpił dotychczasową walutę - markę polską.

Reklama

To jednak nie wszystko. Miesiąc później powstała inna publiczna instytucja finansowa, która od stu lat kształtuje polską gospodarkę. 30 maja 1924 roku powołano Bank Gospodarstwa Krajowego, który miał za zadanie zrealizować projekty, mające pomóc Polsce w odbudowie po latach zaborów. 

BGK działa do dzisiaj. To polski państwowy bank państwowy należący w całości do Skarbu Państwa. Jest polskim bankiem rozwoju - jedyną tego typu instytucją w Polsce. 

Jego siedziba znajduje się w ścisłym centrum Warszawy. Monumentalny budynek góruje nad skrzyżowaniem Alei Jerozolimskich i Nowego Światu od dziesięcioleci - jako jedna z nielicznych budowli przetrwał bombardowanie stolicy w czasie II wojny światowej. Dziś, mimo upływu stulecia, nie zmieniono charakteru jego działalności. W budynku nadal mieści się siedziba BGK, obecnie przechodząca zaplanowaną na kilka lat modernizację.

O historii banku, odbudowie Polski i zabytkowej siedzibie BGK rozmawiamy z Radosławem Milczarskim - historykiem banku i członkiem Katedry Historii Biznesu na Akademii Leona Koźmińskiego, gdzie przygotowuje doktorat związany z pracą w BGK. Pytamy go o początki instytucji, mieszczący się pod budynkiem banku pancerny skarbiec i współczesną rolę Banku Gospodarstwa Krajowego.

Początki BGK. Tak bank wspierał odbudowę niepodległej Polski

BGK powołano w trudnych dla Polski czasach. Po ponad stu latach, kiedy naszego kraju nie było na mapie, odzyskaliśmy niepodległość i staraliśmy się stworzyć nowoczesne państwo. Historia polskiego banku rozwoju doskonale pokazuje, z jakimi wyzwaniami trzeba było się mierzyć.

- Od 1918 do 1924 roku minęło trochę czasu. To było kilka wojen, kilka kryzysów - na przykład zabójstwo prezydenta, wojna polsko-bolszewicka, wielki kryzys finansowy z hiperinflacją sięgającą 35 000 procent. Banki prywatne i państwowe, które wtedy istniały, bardzo na niej straciły. Ich kapitały się mocno zredukowały i bardzo ciężko było je odbudować - opowiada nasz rozmówca o warunkach, w jakich narodził się pomysł powołania BGK. 

- Drogi, kolej - na tego typu rzeczy, które wiązały się z ogromnym postępem cywilizacyjnym, brakowało pieniędzy. Pieniędzy nie było w bankach państwowych czy prywatnych, których było dużo, ale które nie dysponowały takimi sumami. Ludzie byli bardzo zubożali - dodaje.

Jak wskazuje historyk, w kraju funkcjonowały wtedy banki, wywodzące się jeszcze między innymi z Galicji, które - jak wtedy mówiono - miały "nie być chciwe zysku". To był na przykład Bank Krajowy, założony jeszcze w XIX wieku. Te banki, zamiast działać z nastawieniem na krótkoterminowy zysk akcjonariuszy, finansowały projekty społeczne, które docierały do różnych klas społecznych, nie tylko do kupców czy ziemiaństwa. - Postanowiono kontynuować tę tradycję i rozszerzyć ją na cały kraj, korzystając z doświadczeń ludzi, którzy w tych bankach galicyjskich pracowali. Z ich połączenia powołano Bank Gospodarstwa Krajowego, który miał być platformą finansową do udzielania długoterminowych kredytów - mówi Milczarski o założeniu BGK. 

- Chodziło o to, by nie udzielać tylko krótkoterminowych pożyczek, gdzie bank szybko zyskuje, a akcjonariusze mają wysoki przychód, ale aby finansować długoterminowe projekty. W ich ramach mogło powstać coś, co nie przyniesie od razu zwrotu, ale będzie służyło rozwojowi - infrastruktura, melioracja, kanalizacja, domy dla mniej zamożnych. Dla miast bardzo ważnymi inwestycjami były hale targowe i rzeźnie. To była dla nich wtedy pierwszoplanowa potrzeba. Bez nich miasto funkcjonowało jak w średniowieczu, gdzie na targ przyjeżdżali okoliczni chłopi i na tym targu na miejscu przeprowadzano ubój - dodaje.  

Taka instytucja jak BGK mogła gwarantować spłatę kapitału, a przez to - co bardzo ważne, ściągać go z zagranicy, gdzie był dostępny. - Państwo polskie było wtedy trochę jak młody człowiek, który dopiero wchodzi na rynek pracy i jest mało wiarygodny dla banku, bo nie wiadomo, ile będzie zarabiał. O Polsce się mówiło, że to państwo sezonowe, że jest bękartem Wersalu i tym podobne. Bano się pożyczać nam cokolwiek, bo państwo wyglądało na efemerydę, która zaraz zniknie i z nim znikną zainwestowane pieniądze - opisuje Milczarski. Zagraniczni pożyczkodawcy woleli więc zawierać umowy z bankiem, który miał pewną renomę. - I tak dzięki temu pozyskiwaliśmy pieniądze z komercyjnych amerykańskich pożyczek, choć te kapitały były pożyczane na bardzo niekorzystnych warunkach - wskazuje historyk. Jak opowiada, koszty pożyczek były tak duże, że ostatnie z zaciągniętych przed II wojną zobowiązań spłacono dopiero na początku lat 90.

- Ta historia to także opowieść o tym, co znaczy dla młodego, półperyferyjnego kraju pomoc rozwojowa. Teraz mamy organizacje międzynarodowe, Unię Europejską, międzynarodowe banki rozwoju. Instytucje międzynarodowe wiedzą o tym, że dzięki pomocy finansowej biedny kraj zacznie budować silną gospodarkę i dzięki temu później będzie mógł wejść do systemu rynkowego oraz powiększyć wolumen wymiany handlowej - na czym zyskają wszyscy - mówi Milczarski w rozmowie z Interią. - Tymczasem wtedy funkcjonowało przekonanie, że biednym się nie daje. Cały czas w użyciu były kolonialne klisze, że można eksploatować jakieś kraj, ale nie pozwalać mu na to, żeby się bogacił na równi z innymi i tworzył konkurencję.

Najważniejsze projekty BGK. "Tym państwo chciało być dla swoich obywateli"

- Rzeczą, która się wybija na pierwszy plan, są programy mieszkaniowe - odpowiada Milczarski na pytanie o najważniejsze inwestycje banku z okresu dwudziestolecia międzywojennego. - BGK był głównym dysponentem funduszy - i na kredyty budowlane, i na kredyty rozwojowe dla miast i miasteczek. Wykupywał ziemię i parcelował ją pod budowę. 

Jak opisuje historyk, bank miał wtedy rolę miastotwórczą. Wynikało to z obowiązującego w latach 20. i 30. podejścia do urbanistyki - planowało się całe miasta, nie tylko osiedla. - Zaczęło się od Gdyni, która jest najsłynniejszym przykładem. Potem, ucząc się także na swoich błędach, planowano i budowano Mościce pod Tarnowem, czy Stalową Wolę. Od zrębów budowano zróżnicowane społecznie osiedle i miasta, które miały spełniać szereg funkcji - opisuje Milczarski. Jak zaznacza, w pierwszej kolejności miała powstawać infrastruktura. Fundusze na jej budowę także pochodziły z BGK. - Osiedle, które powstawało, z zasady miało mieć podłączenie do kanalizacji, linii komunikacji zbiorowej, oraz powinno być połączone siecią dróg itp. BGK organizował konkursy na projekty niskoczynszowego budownictwa. Najlepsi architekci nadsyłali swoje projekty tanich domów - z 437 BGK zakupił 49. Wydano ich katalog, z którego korzystano w całej Polsce. Za tym szły tanie kredyty z BGK na ich budowę - wskazuje rozmówca Interii.  

- Była to próba zagospodarowania problemu mieszkaniowego, co w II RP do końca się nie udało. Ale te programy sygnalizowały, czym państwo ma być dla swoich obywateli - mówi Milczarski.

Symbolem tego, czym chce być II RP, był też sam budynek Banku Gospodarstwa Krajowego. To modernistyczny gmach, który powstawał w latach 1928-1931 i który przetrwał do dziś - także dzięki swojej modernistycznej konstrukcji. 

- Budynek przy Alejach Jerozolimskich powstał dopiero po sześciu latach funkcjonowania BGK. Wcześniej gnieździł się po różnych kamienicach. Na przykład w kamienicy na Królewskiej, Siennej i na Czackiego, ale też w Pałacu Potockich-Tyszkiewiczów, tam, gdzie jest teraz Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego. Był rozsiany po całym mieście - mówi o początkach siedziby BGK Radosław Milczarski.

- Pojawił się pomysł, by został zbudowany w miejscu, gdzie tak naprawdę Warszawa dopiero zaczynała się rozrastać i tym modernistycznym nurcie, który dopiero się zaczynał. Już wtedy korzystał z usług artystów pokroju rzeźbiarza Jana Szczepkowskiego czy malarki Zofii Stryjeńskiej. Polscy artyści, twórcy polskiej odmiany art deco, starali się wtedy podkreślać istnienie i odrębność polskiej kultury, pokazywać, że nie jest ona jedynie jakimś odgałęzieniem kultury niemieckiej czy rosyjskiej - wskazuje.

Jak dodaje, koncepcja budynku była starannie przemyślana. Siedziba BGK miała korespondować z misją banku i tym, jak postrzegano odrodzone polskie państwo.

Budynek BGK - projektu prof. Rudolfa Świerczyńskiego - jest jego zdaniem właśnie takim "projektem nowoczesności". - To, co teraz kojarzymy z przedwojennymi gmachami administracji, ministerstw, banków - to był modernizm, który promowano, żeby pokazać nowoczesne i demokratyczne podejście państwa - mówi Milczarski.

- Modernizm nie chciał epatować przechodniów ornamentami. Odpowiadał na potrzeby nowoczesności. Oczekiwano, że budynki będą podziwiane z okien przejeżdżających samochodów albo nawet przelatujących samolotów. Funkcja miała rządzić formą. Funkcjonalne mieszkanie, funkcjonalne państwo - to była idea, która w tym czasie dominowała - opisuje styl, w którym zbudowano siedzibę nowego banku.

Jak dodaje, w dwudziestoleciu gmach dla banku był tym czym dzisiaj jest jego logo. - Komunikował, jaka idea za nim stoi oraz jakie ma aspiracje. Na przykład uskoki na szczycie budynku nawiązują do Manhattanu i nowojorskich drapaczy chmur, gdzie budowano tak, by dzięki tym uskokom światło słoneczne miało szanse dotrzeć do ulic. W Warszawie oczywiście jeszcze nie było takich wysokości, choć już siedem pięter to było już bardzo dużo - opisuje nasz rozmówca.

Rękopisy w skarbcu i dziewięć bomb. Jak BGK przetrwał wojnę?

Elementem tej nowoczesności, dzięki któremu BGK w ogóle przetrwał wojnę i cały czas stoi na swoim pierwotnym miejscu jest także to, że zbudowano go na szkielecie żelbetowym. W czasach, gdy powstawał, było w Warszawie jedynie kilka budynków korzystających z tej nowoczesnej jak na tamte czasy technologii. - I one w większości przetrwały wojnę i powstanie warszawskie, podczas gdy wiele innych, nawet jeśli nie było całkiem zniszczonych, zawaliło się samych lub musiało zostać zburzonych. Jeśli w kamienicę wpadnie bomba, to jej konstrukcja jest nieodwracalnie naruszona i nie da się jej naprawić w żaden sposób. Na BGK spadło w 1939 roku dziewięć półtonowych bomb i trzy piętra były naruszone, ale potrzeba było tylko remontu - mówi o historii budynku Milczarski.

Jeśli chodzi o działalność samej instytucji, to trwała nadal ona w czasie wojny. Okupanci wywarli jednak na niej swoje piętno. - Wojny mają to do siebie, że banki nie są obiektem, który okupant czy najeźdźca chce zamykać. Woli go eksploatować. I w tym przypadku było tak samo. W trakcie II wojny światowej Niemcy przejęli BGK. Zmienili jego nazwę, ograniczyli zatrudnienie o dwie trzecie i obcięli pensje pracowników o połowę - mówi nam Milczarski. I dodaje: - To dokładnie ten sam mechanizm, który teraz obserwujemy na okupowanych terenach Ukrainy - najeźdźcy zależy na tym, żeby bank działał i na ściągał raty udzielonych do tej pory kredytów. Bo teraz ten kapitał pracuje na niego.  

W BGK w czasie wojny był niemiecki nadzór, ale pracownicy pozostali polscy. Jak wskazuje nasz rozmówca, zorganizowali się w spółdzielnię pracy "Spólnota". - Pomagali zwolnionym pracownikom zasiłkami, ale także na przykład wystawiali fałszywe Kenkarty poświadczające zatrudnienie w BGK. Dzięki takiej karcie można było w łapance uniknąć aresztowania czy wywózki - mówi Milczarski.

Swoją rolę odegrał też skarbiec BGK. To także zresztą konstrukcja, która przetrwała do dzisiaj. - Kiedy budowano bank, od razu zbudowano na niego oddzielny budynek. Stanął na palach, których parametry kilkakrotnie przekraczały obowiązujące wtedy wskaźniki bezpieczeństwa. Założono, że ruch dookoła skarbca i drgania ziemi będą narastały. Skarbiec otoczono więc także suchą fosą. Jest to więc jakby drugi oddzielny budynek pod głównym budynkiem. Tak zresztą buduje się dzisiaj serwerownie - żeby w ogóle nie miały połączenia z resztą, żeby były zabezpieczone przed jakimkolwiek drganiem czy katastrofą budowalną - opisuje Milczarski.

Skarbiec zabezpieczono dodatkowo elektrycznym alarmem i dwoma parami czterotonowych pancernych drzwi z mostem zwodzonym. To wszystko do dzisiaj znajduje się 5 metrów pod poziomem Alei Jerozolimskich.  

W 1939 roku w skarbcu pod BGK zgromadzono z kolei najcenniejsze zbiory Biblioteki Narodowej podczas wielkiej akcji ewakuacji dóbr kultury. - Były tam partytury Chopina, rękopisy Norwida i średniowieczne zabytki polskiego piśmiennictwa. Była także bezcenna Biblia Gutenberga - dziedzictwo rangi światowej - wylicza Milczarski. Zanim przetransportowano je przez Rumunię i Francję do Kanady, część z nich ukryto pod BGK. 

Budynkowi w czasie powstania warszawskiego pozwoliło przetrwać wykorzystanie go przez Niemców. Bank liczył siedem pięter i dominował konstrukcją nad otoczeniem. Okupanci utrzymali budynek jako punkt kontroli skrzyżowania, przy którym mieściła się słynna barykada, przez którą można było przejść z północy na południe. 

- Budynek został uznany za zabytek już w 1965 roku - czyli miał zaledwie 35 lat. Dzięki opiece konserwatorskiej w budynku przetrwały oryginalny wystrój, elementy modernistyczne, kamieniarka. Wnętrze było już kilka razy odnawiane, ale substancja zabytkowa jest w takiej samej formie, w jakiej była wtedy - podkreśla Radosław Milczarski. - I obecnie chcemy ją przywrócić. Mamy ją także zamiar bardziej niż dotychczas otworzyć na mieszkańców.  

Pożyczka od Amerykanów pomogła w działalności BGK

W okres powojenny BGK wszedł łatwiej niż inne instytucje. Po pierwsze dlatego, że w czasie okupacji zachował ciągłość działania, stąd po jej zakończeniu pracownicy zaczęli wracać do obowiązków, starając się odtwarzać bank siłą kultury organizacyjnej. Po drugie zaś - pracownicy mieli po prostu dokąd wracać. Co więcej, ocalały budynek został siedzibą nie tylko banku, ale fakt, że przetrwał wojnę wykorzystało wiele instytucji - także ratusza, który komuniści przenieśli z prawobrzeżnej części miasta - ulicy Ostrobramskiej. 

- BGK zatrudniał wtedy najwięcej ludzi, bo przed wojną był największym bankiem w II RP; banki prywatne zaczęły padać, więc nie miał konkurencji. Przed wojną zatrudniał 1500 osób, a po wojnie - 3 tys. - wskazuje Milczarski.

Początkowo BGK skupił się na udzielaniu pożyczek na odbudowę kraju, co działo się do 1948 roku. Później nastąpiła era PRL. Historyk podkreśla, że w stalinowskim, scentralizowanym modelu bankowości nie było już miejsca dla BGK.

- Związek Radziecki po rewolucji odciął wszystkie swoje należności i stwierdził, że jest innym państwem niż Rosja carska, więc żadne długi ich nie dotyczą. Natomiast PRL miał to do siebie, że jednak starał się unormować te stosunki, starano się spłacić ten kapitał zagraniczny. I właśnie jedna z pożyczek, które przed samym na samym początku istnienia wzięta od Amerykanów spowodowała, że bank nie został zlikwidowany przez cały PRL, bo wierzyciele zza oceanu chcieli rozliczać się tylko z bankiem, który znali i poważali. Skończył spłacać dopiero w 1993 roku. To też pokazuje, jak drogi był kapitał na początku naszej niepodległości - podkreśla nasz rozmówca.

Powrót do tradycji II RP po czasach PRL

Tuż przed wyborami 4 czerwca komuniści uwolnili handel dewizami, Nasz rozmówca wyjaśnia, że wynikało to z faktu, że widzieli oni gospodarczą katastrofę i przed tego typu elementy rynkowe chcieli zmniejszyć swoją odpowiedzialność za kryzys, dopuszczając do głosu opozycję. Już po transformacji jednym z pierwszych zadań BGK była emisja obligacji, czego nie było w PRL. Milczarski wyjaśnia, że pierwsze emisje cieszyły się bardzo dużą popularnością. 

BGK tym samym pokazał, że stara się zerwać ciągłość z PRL, ale powrócić do tradycji przedwojennych. Wyraz temu dawano zarówno przy realizacji projektów - mieszkaniowych czy infrastrukturalnych, jak również pomocą w nieprzewidzianych sytuacjach. 

- W 1998 roku otworzyliśmy pierwszy oddział we Wrocławiu – kredytowaliśmy ofiary powodzi. To były najlepiej spłacane pożyczki. Wtedy ludzie je brali i spłacali, bo nie dostaliby takich warunków w innej sytuacji, a chcieli spłacić je szybko. Dokładnie tak samo było w latach 30., gdzie była jeszcze większa powódź na Wiśle. Taką akcję BGK wówczas też zorganizował, włącznie z tym, że pracownicy BGK się samoopodatkowali na rzecz ofiar - opowiada.

Przedwojenny budynek w wirtualnej rzeczywistości

Obecnie, podobnie jak i w pierwszych latach funkcjonowania BGK wykorzystuje fundusze zagraniczne, opierające się na międzynarodowych działalności. Milczarski wyjaśnia, że już przed wojną wykorzystywano przedstawicielstwa za granicą, jak np. w Nowym Jorku w 1925 roku, gdzie zabiegano o pożyczki, mimo że bank nie miał jeszcze oddziałów krajowych. 

- Dzięki infrastrukturalnym inwestycjom zmienialiśmy geostrategiczne położenie Polski. Na przykład powstała linia kolejowa na Śląsk, łącząca zagłębie węglowe z nowo wybudowanym portem w Gdyni. Gdynia powstała, ale nie dało się tam dojechać niczym, już nie mówiąc o tym, żeby transportować tony węgla, które wcześniej transportowano do Gdańska. To był czas, gdy istniały głównie szlaki wschód-zachód, a inwestycje BGK zmieniały ten układ, tworząc połączenia północ-południe, dając jednocześnie szansę na lepsze połączenie z południową Europą - wskazuje. 

Obecnie od kilku lat trwa remont budynku. W międzyczasie nasz rozmówca stworzył wirtualny obraz siedziby BGK - dzięki goglom VR pracownicy mogli zobaczyć przestrzeń, w której pracowali przed tymczasową przeprowadzką, zaś nowo zatrudnieni - poznać, czym tak naprawdę jest budynek przy Al. Jerozolimskich. 

- Wiemy, że budynek to cześć tożsamości pracowników BGK. Jesteśmy z niego dumni i staramy się tak to pozycjonować i jakby teraz przez tą wyprowadzkę zachować to poczucie, że i tożsamość pracowników jest związana również z miejscem i poczuciem, że od 100 lat w tym samym miejscu ludzie robią bardzo podobne rzeczy. Jednym z celów remontu był powrót do przedwojennego układu pomieszczeń. Ściany wewnątrz były zbudowane właśnie po wojnie, dlatego zdecydowano się je w większości zburzyć. Przed wojną był to swego rodzaju open-space - mówi Milczarski. Oznacza to więc, że znane z dzisiejszych biur koncepcje układy pomieszczeń, a więc brak wydzielonych pokoi w zamian za otwarte przestrzenie były znane na wiele lat przed wejściem do Polski zagranicznych korporacji.

Plan zakłada, że pracownicy powrócą do historycznej siedziby w 2025 roku. Nowością ma być otwarcie części pomieszczeń dla wszystkich chętnych - tak, aby każdy, kto mija monumentalny budynek w centrum stolicy mógł zobaczyć, co kryje w środku i niejako móc przenieść się do realiów przedwojennego miasta. A o to w dzisiejszej Warszawie nad wyraz trudno.

Martyna Maciuch, Paulina Błaziak

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »