Stocznia w Gdańsku bez rządowej pomocy. Zbankrutuje?

Legendarna gdańska stocznia nie dostanie pieniędzy z budżetu. Pomóc zakładowi nie może m.in. Agencja Rozwoju Przemysłu, bo zabrania tego unijne prawo. Teraz najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest bankructwo i upadłość.

Stocznia w Gdańsku przynosi straty. Pod koniec ubiegłego tygodnia jej ukraińscy właściciele wstrzymali wypłacanie pensji pracownikom. Szanse na to, że zakład przetrwa są niewielkie. Ukraiński koncern ISD, który kilka lat temu kupił zakład, twierdzi, że nie ma pieniędzy. Środków nie może też wyłożyć należąca do państwa Agencja Rozwoju Przemysłu. Takiej pomocy zabrania unijne prawo. Stocznia kilka lat temu dostała 150 milionów złotych wsparcia. Pomoc publiczna może być udzielana raz na 10 lat.

To co można teraz zrobić, żeby ratować stocznię, to podnieść kapitał spółki. Problem w tym, że do Ukraińców należy 75 procent udziałów w zakładzie a do Agencji Rozwoju Przemysłu jedynie 25 procent. Oznacza to, że trzy czwarte pieniędzy na dofinansowanie zakładu musieliby wyłożyć Ukraińcy. Na to jednak nie ma co liczyć.

Reklama

Gdańscy stoczniowcy nie dostali wypłat. Możliwy protest

Po tym jak Ukraińscy wstrzymali wypłatę pensji, pracownicy stoczni weszli w spór zbiorowy ze Stocznią Gdańską S.A. Spółka deklaruje, że pieniądze wypłaci w dwóch ratach - do 17 i 27 maja. Związkowcy nie ukrywają, że jeśli obietnice nie zostaną spełnione, mogą rozpocząć protest. Będziemy się bronić - powiedział wczoraj Karol Guzikiewicz ze stoczniowej "Solidarności".

Stoczniowcy przyznają, że po raz pierwszy od ponad pół roku nie dostali nawet zaliczek wynagrodzenia za swoją pracę. Zarząd o kłopotach finansowych mówi niewiele. Wynagrodzenia za kwiecień zostaną wypłacone w dwóch transzach. Pierwsza zostanie uruchomiona w tym tygodniu, a druga najpóźniej do 27 maja. Zakład, podobnie jak wiele firm w branży, przeżywa problemy związane z płynnością finansową. Zarząd spółki wspólnie z właścicielami pracuje nad rozwiązaniem problemu, który jest efektem kryzysu w branży okrętowej - tłumaczyła w poniedziałek Aldona Dybuk, rzecznik zakładu.

Potrzeba 6 milionów złotych

Nieoficjalnie wiadomo, że tylko na pierwszą transzę potrzeba mniej więcej 6 milionów złotych. Związkowcy zapowiadają, że jeśli w piątek nie zobaczą pieniędzy na kontach, rozpoczną walkę. - Będziemy czekać do poniedziałku rano i żądać zwołania natychmiastowo komisji trójstronnej. Wyjaśnienia tego - czy publicznie, czy przy drzwiach zamkniętych - z ministrem. Niewykluczone, że będziemy musieli rozpocząć protest i tutaj w Gdańsku, i również może w Warszawie. My będziemy się bronić. Całe problemy polegają na tym, że stocznia poniosła dużą stratę budując statki niewyposażane i właściciele,czyli Skarb Państwa i większościowy udziałowiec z Ukrainy, muszą tę dziurę jak najszybciej zasypać, żeby nie groziło najgorsze - podkreślał Karol Guzikiewicz ze stoczniowej "Solidarności".

Problemy zakładu przekładają się jednak także na spółki budujące konstrukcje do wież wiatrowych, czy konstrukcje stalowe. Według naszych informacji, pieniędzy nie dostali także pracownicy innych spółek wchodzących w skład grupy kapitałowej, do której należy stocznia. W sumie to około 2200 osób.

Krzysztof Berenda

Zagłosuj w internetowym referendum w sprawie OFE

RMF
Dowiedz się więcej na temat: Stocznia | stoczni | ARP | pomoc | Gdańsk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »