Straszą Polskę podwyżką

Rosyjski niedźwiedź znowu pohukuje na swoich unijnych partnerów. I wykorzystuje do tego modną ostatnio broń w postaci surowców energetycznych. Koncern naftowy Łukoil postraszył wczoraj swoich partnerów z Polski, Czech, Słowacji i Niemiec, że zamierza podnieść ceny ropy naftowej.

Gdyby Rosjanie podnieśli ceny, dla Orlenu i Lotosu mogłoby to oznaczać wzrost kosztów nawet o 1 mld zł. Spółki uspokajają. - Chcemy przeprowadzić rozmowy z kontrahentami o podniesieniu ceny zakupu. Naszym zdaniem, cena powinna być sprawiedliwa, rynkowa i konkurencyjna wobec innych kierunków - stwierdził we wtorek Wagit Alekpierow, prezes rosyjskiego koncernu naftowego. O 350 mln USD więcej

Część analityków bije na alarm. Podkreślają, że groźby Rosjan są realne i jest to skutek naszej negatywnej polityki w stosunku do wschodnich sąsiadów. - Niedawno Rosjanie rozmawiali o podniesieniu o 2,5 dolara na baryłce ceny ropy naftowej dla niemieckiej rafinerii w Schwedt. Nie wiadomo ostatecznie, jak zakończyły się negocjacje. Gdyby jednak ten sam scenariusz powtórzyli w Polsce i udało się im doprowadzić do podniesienia cen o tę kwotę, to dla polskich rafinerii oznaczałoby to wzrost kosztów zakupu ropy o 350 mln USD (980 mln zł) rocznie - podkreśla Andrzej Szczęśniak, niezależny ekspert paliwowy. Jak dodaje, nie wiadomo tylko, czy zrealizują to dopiero po zakończeniu kontraktów, którymi dysponują polskie rafinerie, czy też zdecydują się na wcześniejsze renegocjacje kontraktów.

Reklama

- Dziś co prawda polskim rafineriom ropę sprzedają pośrednicy zaopatrujący się w nią z różnych źródeł. Jednak realizowana ostatnio przez Rosję polityka energetyczna oznacza, że ich czas już się kończy. Rolę dostawcy ropy czy gazu przejmują bezpośrednio koncerny związane z państwem. Dla potentatów takich jak Łukoil nie jest więc trudnym zadaniem doprowadzenie do odcięcia dostaw ropy pośrednikowi lub utrudnienie mu jej przesyłu, i tym samym samemu zajęcie jego miejsca na rynku - zauważa Andrzej Szczęśniak.

Rafinerie uspokajają

Gróźb ze strony rosyjskiego koncernu zdają się nie obawiać dwie największe polskie spółki paliwowe - PKN Orlen i Grupa Lotos. Przedstawiciele pierwszej podkreślają, że firma nie ma żadnego kontraktu z Łukoilem na dostawy ropy. - Dla kontraktów terminowych, które pokrywają ponad 80 proc. zapotrzebowania Orlenu, nie ma to znaczenia. Jak się zachowa rynek spotowy, pokaże czas. A nawiasem mówiąc - gdy ktoś może podnieść cenę, to robi to, a nie tylko o tym mówi - twierdzi Cezary Filipowicz, wiceprezes ds. wydobycia i handlu ropą w Orlenie. Spokój zachowuje także Lotos.

Jego przedstawiciele informują, że Łukoil (ani jego pośrednicy) nie dostarcza dla rafinerii ropy. - Poza tym z naszymi dostawcami mamy podpisane kontrakty i odpowiednie zabezpieczenia dostaw. Rosja nie może nam zagrozić: jak nie weźmiecie po wyższej cenie naszej ropy, to sprzedamy ją gdzie indziej. Problem w tym, że niewiele jest rafinerii, które mogą przerabiać rosyjską ropę - tłumaczy Jarosław Kryński, wiceprezes zarządu Grupy Lotos ds. handlu.

Paweł Janas

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: strasz | ceny ropy | straszenie | Rosjanie | Łukoil
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »