Strefa euro ma przyszłość, ale narodowe waluty tym bardziej
Podkreślanie zalet samodzielnej polityki monetarnej przy jednoczesnym zasygnalizowaniu, że jej możliwości też się wyczerpują i czas na aktywniejszą politykę fiskalną - tak można podsumować 9. międzynarodową konferencję NBP na temat przyszłości europejskiej gospodarki.
- Czy kraje Europy Środkowo-Wschodniej, które pozostają poza strefą euro rozważą przystąpienie do klubu euro? To niekończąca się dyskusja. (...) Patrząc jednak na makroekonomię tych krajów, ciężko jest uznać, że posiadanie własnej waluty było w jakikolwiek sposób szkodliwe dla ich gospodarek. Wręcz przeciwnie, narodowa waluta i niezależna polityka pieniężna dostosowana do specyfiki danego kraju, wydaje się dawać znacznie lepsze wyniki gospodarcze - mówił w przemówieniu otwierającym konferencję 25 października prof. Adam Glapiński, prezes NBP.
Podkreślał też, że niezależna polityka pieniężna jest jednym z atutów Polski i innych krajów regionu. Ten czynnik, obok wzrostu produktywności i inwestycji, odpowiada za to, że wzrost gospodarczy w Europie Środkowej i Wschodniej jest dużo wyższy niż w strefie euro, a inflacja znajduje się bliżej celu.
- Tak, istnieje życie, przynajmniej życie gospodarcze, poza strefą euro. W Polsce mamy wzrost gospodarczy i umiarkowaną inflację (...) Nie chcę twierdzić, że to tylko dlatego, że mamy własną walutę. Ona pomaga, ale nie jest jedynym czynnikiem - mówił prof. Łukasz Hardt, członek Rady Polityki Pieniężnej.
Nawet paneliści z krajów, które są w strefie euro nie prezentowali tylko samych zalet przyjęcia wspólnej waluty.
- Euro jako takie nie jest celem samym w sobie, nie oznacza, że gdy przystąpimy do euro wszystko się ułoży. W moim kraju kluczowe były reformy fiskalne jeszcze przed przystąpieniem, bo potem ciężko byłoby to zrobić - przekonywał Ľudovít Ódor, wiceprezes Narodowego Banku Słowacji.
- Przed osiągnięciem poziomu 90 proc. PKB per capita strefy euro wchodzić tam nie ma sensu. Trochę nas od tego momentu dzieli, bo mamy około 70 proc. PKB - mówił z kolei Márton Nagy, wiceprezes węgierskiego banku centralnego. Banku, który poza kryteriami z Maastricht wyznaczył sobie także pięć kryteriów dodatkowych, którymi zazwyczaj posługuje się w dyskusji o ewentualnej akcesji do euro.
Być może Europa Środkowo-Wschodnia spojrzy na strefę euro przychylniejszym okiem, kiedy ta się zreformuje? O zadaniach stojących przed strefą euro mówił prof. Marcel Fratzscher, prezes Instytutu DIW w Berlinie.
Inflacja jest niska, więc stopy proc. są niskie. Projekcje EBC dotyczące dynamiki cen od lat są regularnie zbyt optymistyczne, a oczekiwania inflacyjne zakotwiczają inflację poniżej oficjalnego celu już nawet w średnim terminie. To skutkuje utratą zaufania do banku centralnego. EBC stoi bowiem przed trudnym zadaniem właściwie od samego początku swojej misji - jak ustalić politykę pieniężną dla heterogenicznej wspólnoty, jaką jest strefa euro. Krytycy europejskich władz monetarnych znajdują się po obu stronach barykady - są zarówno tacy, którzy uważają, że EBC nie pobudza wystarczająco gospodarki, ale i tacy, którzy sądzą, że prowadzi on zbyt luźną politykę. Przy braku wsparcia ze strony polityki budżetowej, który łatwo politykom uzasadnić unijnymi kryteriami fiskalnymi, bank centralny staje się łatwym celem ataków i ulubionym "kozłem ofiarnym" polityków, co zaś jeszcze bardziej osłabia zaufanie do tej instytucji.
Nowe kierownictwo EBC powinno dokonać przeglądu strategii i narzędzi do jej realizacji - postuluje Fratzscher. Być może nawet pokusić się o przedefiniowanie swojego mandatu na bardziej elastyczny. To wszystko zaś miałoby doprowadzić do jak najszybszej realizacji oficjalnego celu oraz zwiększenia roli euro w obrocie międzynarodowym. Jednak odbudowa zaufania do EBC wymagać będzie także zrozumienia roli komunikacji banku centralnego - nie tylko z rządami, rynkami i innymi bankami centralnymi, ale i z opinią publiczną. Może gdy Europejczyk zrozumie, że brak oprocentowania jego oszczędności na rachunku bankowym jest ceną za to, że firma, w której pracuje była w stanie stworzyć jego miejsce pracy, wzrośnie jego wiara w skuteczność polityki pieniężnej.
Własna polityka pieniężna nie jest jednak uniwersalną receptą. W zglobalizowanym świecie rola amerykańskiej Rezerwy Federalnej może być większa niż krajowych banków. Wskazują na to badania MFW zaprezentowane przez ekonomistkę funduszu Ratnę Sahay. Wynika z nich, że wpływ luzowania w USA na sektor bankowy innych krajów był większy niż krajowego luzowania, co wynikało z napływu dolarowego kapitału na te rynki. Dlatego MFW stara się zbadać, czy i jakie narzędzia krajowe mogą wpływać na te przepływy, bowiem inaczej przebiegają one w spokojnych czasach, a inaczej w okresie szoków.
Okazuje się, że opieranie "linii obrony" wobec odpływu kapitału na zacieśnianiu polityki pieniężnej nie redukuje średnioterminowych ryzyk. Interwencje walutowe mogą krótkoterminowo łagodzić skutki odpływu kapitału, ale ceną za ich wykorzystywanie jest hamowanie rozwoju rynku. Kontrola kapitału raczej nie działa. Odporność na szoki związane z nagłym odpływem kapitału wydają się - zdaniem MFW - zwiększać takie czynniki jak sprawne instytucje, głębszy rynek finansowy czy płynny kurs walutowy. I o ile w krótkim terminie zmienność w takich warunkach może być większa, to odbicie przychodzi potem szybciej. Przewagę mają zatem te kraje, które prowadzą politykę makroostrożnościową w sposób skoordynowany. Tam gdzie ciężar polityki gospodarczej nie jest spychany przez rząd na bank centralny.
Wielu panelistów w Warszawie podkreślało przy tym, że polityka pieniężna w rozwiniętych gospodarkach ma duże zasługi, ale też coraz bardziej widoczne granice. Przy stopach procentowych bliskich zera i przy wykorzystaniu niekonwencjonalnych narzędzi ciężko sobie wyobrazić dalsze kroki.
Prof. Łukasz Hardt przekonywał, że poziom reversal interest rate, czyli stopy procentowej, przy której efekty łagodzenia polityki pieniężnej ulegają odwróceniu i zaczynają ograniczać akcję kredytową jest zróżnicowany w każdym kraju UE, ale generalnie jesteśmy blisko tego efektu - także w Polsce. Nie sposób więc mówić o obniżkach stóp procentowych, a skoro nawet 1,5-proc. stopa proc. jest blisko reversal interest rate, to akcent w polityce gospodarczej powinien być położony na politykę fiskalną.
- Dlaczego więc nie przemyśleć na nowo kryteriów z Maastricht? Dlaczego nie przemyśleć średnioterminowej reguły wydatkowej w Polsce, by uczynić ją bardziej elastyczną i przyjazną cyklicznie? - pytał prof. Hardt.
Przy czym nie jest to takie proste, że polityka monetarna zrobiła swoje, a teraz czas wyłącznie na fiskalną. Prof. Michael C. Burda z Uniwersytetu Humboldtów w Berlinie snuł teoretyczne scenariusze, w których długoterminowe stopy procentowe nagle rosną, a polityka monetarna odzyskuje pole do działania. Co musiałoby się stać, by rynek uwierzył, że w dłuższym horyzoncie koszt pieniądza będzie wysoki?
Patrząc na przykłady z historii, prof. Burda ocenił, że przyczyn może być wiele: gwałtowny wzrost cen energii, spowodowany np. zakłóceniami w dostawach ropy naftowej; powrót inflacji po globalnym szoku podażowym; nagłe wstrzymanie napływu kapitału z Azji albo innych krajów BRIC na rynki rozwinięte, szczególnie do USA; fundamentalny przełom technologiczny, który zaabsorbuje zasoby kapitałowe; zsynchronizowana zmiana w politykach fiskalnych na świecie. Jaki by ten powód nie był, kraje dysponujące własną polityką pieniężną i własnym bankiem centralnym także i w takim scenariuszu będą miały jednak przewagę.
Maciej Jaszczuk, Marek Pielach
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze