Świat 2020: Polska kukułczym jajem

"Świat w roku 2020" jest trzecim już raportem, przygotowanym w ostatnich latach przez NIC, National Intelligence Council, ale dopiero po raz pierwszy jego zawartość podano do publicznej wiadomości.

"Świat w roku 2020" jest trzecim już raportem, przygotowanym w ostatnich latach przez NIC, National Intelligence Council, ale dopiero po raz pierwszy jego zawartość podano do publicznej wiadomości.

"Nie radzę ślepo wierzyć Michaelowi Moore`owi, który twierdzi, że amerykańska klasa rządząca składa się z prymitywnych analfabetów niezdolnych pojąć złożoność współczesnego świata..." - pisze we wstępie do francuskiego wydania raportu historyk i dziennikarz, Alexandre Adler.

Narodowa Rada Wywiadowcza jest organizmem o charakterze konsultatywnym, a w jej skład wchodzą dyplomaci, rekrutujący się z CIA oficerowie wywiadu, wojskowi eksperci, czy naukowcy. Nad tegorocznym sprawozdaniem 25 osób pracowało przez ponad 2 lata.

Na wstępie autorzy stawiają tezę, że nigdy od roku 1949, to znaczy od powstania NATO - klasycznym porozumieniom międzynarodowym nie zagrażało tak duże niebezpieczeństwo. Koniec zimnej wojny uruchomił - zdaniem amerykańskich ekspertów, mechanizmy podobne do ruchów tektonicznych, których ostatecznych efektów nie tylko nie znamy, ale i z trudem potrafimy je przewidwieć.

Reklama

To geologiczne porównanie nie jest przypadkowe, bo właśnie pojawienie się "nowych kontynentów", głównie Chin i Indii zaprząta myśli prognostyków. Jakkolwiek jednak przebiegałby rozwój nowych gigantów, autorzy uznają za aksjomat hipotezę, że "główną rolę w przyszłym świecie odgrywać będą Stany Zjednoczone, a ich polityka decydowała będzie o losach wszystkich uczestników polityczno-ekonomicznego ładu, zarówno państwowych, jak i pozapaństwowych...".

Jeśli chodzi o Chiny, to przewiduje się, iż ich Produkt Narodowy Brutto będzie wyższy, niż w większości krajów zachodnich, ale niższy, niż w USA. PNB Indii będzie zaś tylko nieco niższy od chińskiego. Biorąc pod uwagę populacje obu krajów (1.4 i 1.3 miliarda), żaden z nich nie potrzebuje wyższego wzrostu gospodarczego, aby być uważanym za światową potęgę. Pozostaje oczywiście pytanie jaką politykę wybiorą te przyszłe kolosy: współpracy czy konkurencji... Oprócz Chin i Indii, inne kraje mogą również dołączyć do grona najbogatszych. Raport wspomina o Brazylii i Indonezji.

Stosunkowo mało uwagi poświęcono Rosji, jakby jej pozycja podlegać miała ewolucji stosunkowo umiarkowanej. Z jednej strony, postrzega się Rosję jako ważnego eksportera ropy naftowej i gazu, naturalnego sojusznika Europy w zaspokajaniu części jej energetycznych potrzeb, ale również jako kraj o wysokiej śmiertelności i niskim poziomie opieki lekarskiej. Rosja jest również - obok Afryki - uważana za jedno z głównych ognisk epidemii AIDS. Konflikty, w jakie jest pośrednio, bądź bezpośrednio uwikłana - nie tylko się nie załagodzą, ale mogą wręcz przenieść się na rosyjskie terytorium.

Megatendencja - globalizacja

Oczywiście wszystkie tendencje rozwoju w różnych krajach podlegać będą jednej "megatendencji" - "globalizacji, co do której sukcesu Amerykanie nie mają żadnych wątpliwości. Cokolwiek by się nie stało - ona modelować będzie najbliższe piętnastolecie.

I tak gospodarka światowa rozwinie się w sposób nieoczekiwany: do 2020 roku będzie o 80 proc. przewyższała rezultaty osiągnięte w roku 2000, a średnie dochody jednostki zwiększą się o 50 procent. Podział tych dóbr nie może być jednak równy.

Najwięcej skorzystają ci, którzy najlepiej przyswoją nowe technologie. Nie precyzując, które technologie zaważą najbardziej na rozwoju, analitycy ograniczają się do przepowiedni, że to znów Indie i Chiny będą ich pionierami, a ponieważ nowe technologie będą coraz tańsze - coraz większy do nich dostęp będą miały kraje biedniejsze, nawet najbiedniejsze.

Tym ostatnim nie tylko będzie coraz trudniej dogonić nie tylko kraje od nich bogatsze, ale również nowo powstałe międzynarodowe korporacje, których bogactwo przekraczać będzie coraz częściej majątki "narodowe". Ponadnarodowe przedsiębiorstwa będą coraz bardziej wymykały się państwowej kontroli i staną się niezależnymi bytami - sztandarami wszechobecnej globalizacji. Autorzy nie definiują granic takiego trendu, ale w innym miejscu raportu potwierdzają, że "w nowym porządku światowym państwa-narody zachowają znaczenie dominujące".

Dziwne jest natomiast, że tym państwom-narodom raport poświęca tak mało miejsca. Nie tylko nie dowiemy się, co stanie się w takich krajach, jak Niemcy, Wielka Brytania, Francja, czy Włochy, ale nawet o samej Wspólnocie Europejskiej mówi się niewiele. Cóż więc wspominać o Polsce, którą wymienia się dwukrotnie. Raz, jako kraj, na który - obok Turcji - Stany Zjednoczone będą zmuszone wywierać presję, by ułożyła jak najlepiej swe stosunki z Rosją i drugi raz - kiedy mowa jest o tym, "że dziesiątka nowo przyjętych do Unii krajów zahamuje rozwój integracyjnych instytucji europejskich"...

Zapomną o zasługach USA

Choć autorzy rzadko powołują się na historię, to warto zwrócić uwagę na to, w jaki sposób widzą groźbę wzrastającego antyamerykanizmu. Nie analizują, co prawda, antyamerykańskich nastrojów w Europie, Rosji, Ameryce Południowej, Afryce, czy świecie arabskim, ale obawiają się, że wraz z upływem czasu kredyt sympatii do Ameryki będzie się wyczerpywał. Mówiąc kolokwialnie - coraz mniej żyło będzie na świecie ludzi pamiętających zasługi Stanów Zjednoczonych w walce z faszyzmem i komunizmem.

Bez odpowiedzi pozostaje też postawione w raporcie pytanie o to, jak długo jeden kraj (Stany Zjednoczone) będzie mógł narzucać reszcie świata swą politykę. Autorzy wspominają jedynie o możliwych próbach izolacji USA, bądź o poszukiwaniach alternatywnych do amerykańskich programów rozwiązywania takich problemów, jak na przykład walka z terroryzmem.

Mniej lub bardziej konkretne analizy doprowadzają autorów raportu do sformułowania czterech scenariuszy opisujących planetę za 14 lat.

Możliwe scenariusze

Pierwszy z nich nazywają "światem według Davos", aluzja do dorocznego szczytu ekonomicznego. Zgodnie z tą prognozą, pomyślnie przebiegał będzie proces globalizacji, zmodyfikowany jedynie o wzrastającą potęgę gospodarczą Chin i Indii.

Dla ilustracji tak szczęśliwej przyszłości planety, autorzy raportu spreparowali fikcyjny list przyszłego dyrektora Forum do byłego szefa amerykańskiego Banku Centralnego (FED), w którym dotychczasowy gospodarz informuje, że postanowił przenieść konferencję ze Szwajcarii do Chin. Licząc na wyrozumiałość kolegi, dzieli się z nim również swym zadowoleniem, że ich wnuczki studiują język chiński w Pekinie.

Drugi scenariusz - "pax americana", nawiazuje do hasła rzuconego w USA, w okresie II wojny (wzorowane na Pax Romana i Pax Ecclesiastica) przez amerykańskiego wydawcę Henry'ego R. Luce'a (1898-1968) z myślą o narzuceniu światu - po zakończeniu działań wojennych - pokoju na warunkach amerykańskich. Podobnie jak w poprzedniej hipotezie, istotą analizy jest zachowanie amerykańskiej dominacji polityczno-gospodarczej.

Mniej optymistyczna jest kolejna możliwość, umownie zwana ,,nowym kalifatem", który odwołując się do muzułmańskiego państwa teokratycznego, przedstawia widmo świata ogarniętego zradykalizowanymi ruchami religijno-politycznymi.

Upowszechnienie się takich ruchów zagrażałoby realizacji dwóch wcześniej wymienionych scenariuszy. Egzemplifikacją tego koszmaru jest hipotetyczny list wnuczka Bin Ladena do swojego kuzyna. Potomek terrorysty "ubolewa, że dziadek tego nie dożył" i szczególnie cieszy go, iż nawet dobrze sytuowani muzułmańscy obywatele Wspólnoty Europejskiej ulegają masowemu ruchowi powrotu do ojczyzn praojców...

Czwartą wreszcie hipotezą jest "świat powszechnego chaosu", czy inaczej mówiąc -ogarniającej ludzkość "spirali strachu". Polegałaby ona na prawie nieograniczonej proliferacji różnego rodzaju broni, a każda działalność mająca zapewnić obywatelom bezpieczeństwo -niosłoby za sobą groźbę ewolucji w kierunku społeczeństwa "orwellowskiego".

Przyglądając się proponowanym scenariuszom, nietrudno oprzeć się wrażeniu, że wnikliwi analitycy z National Intelligence Council nie proponują żadnej poważnej strategii zapobieżenia realizacji jednego z dwóch katastroficznych prognoz. Po przeczytaniu książki ma się również wrażenie, iż "wszystkie te tematy gdzieś i kiedyś już przerabialiśmy".

Pax americana wydaje się dziwnie przypominać czasy informatycznego boomu, rozwoju handlu i wzrostu giełdy w epoce Billa Clintona. Wtedy też obowiązywało hasło "zero ofiar", do czego najlepiej pasowała koncepcja "ratowania za wszelką cenę żołnierza Ryana".

Równie łatwo - wydaje się - dawano sobie radę w sytuacjach przypominających scenariusz "chaosu'. Wobec zagrożenia mobilizuje się armię, szuka mniej lub bardziej wiernych sojuszników i deklaruje wydawanie na zbrojenia miliarda dolarów dziennie.

O względnej łatwości realizacji scenariusza "Davos" nie wspomnę. Wystarczy, by kraje rozwinięte zgodziły się współpracować. Pozostaje czwarta możliwość - powszechny chaos, czyli globalny konflikt z siłami, które Amerykanie zwykli nazywać umownie "złem", ale których autorzy raportu dokładniej nie identyfikują.

Być może w następnym raporcie pojawi się piąta hipoteza. Scenariusz wielobiegunowej współpracy. Ale aby taki powstał, kolejni analitycy musieliby zrezygnować z podstawowego założenia, jakim jest dziś jednostronnie obowiązujący "pax americana". Ponad dwustustronicowy raport pozostawia pewien niedosyt. Miejmy nadzieję, że istnieją inne, objęte wyższym stopniem tajności.

Mariusz Kowalczyk

Nowe Życie Gospodarcze
Dowiedz się więcej na temat: technologie | Intelligence | świat | świata | USA | analitycy | scenariusz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »