Świat czeka na przemówienie Colina Powella

Sekretarz stanu USA przedstawić ma dziś dowody, świadczące, że Irak posiada broń masowego rażenia. Dla USA to główny argument przemawiający za atakiem na Bagdad. Rynki są coraz bardziej nerwowe.

Sekretarz stanu USA przedstawić ma dziś dowody, świadczące, że Irak posiada broń masowego rażenia. Dla USA to główny argument przemawiający za atakiem na Bagdad. Rynki są coraz bardziej nerwowe.

Colin Powell, amerykański sekretarz stanu, ma dziś na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ przedstawić dowody, świadczące o tym, że Irak nie stosuje się do rezolucji rady i wciąż jest w posiadaniu broni masowego rażenia. Administracja USA chce w ten sposób wyręczyć inspektorów rozbrojeniowych, którzy pracują w Iraku i dotąd nie znaleźli jednoznacznych dowodów, świadczących o winie Saddama Husajna. Rząd USA wielokrotnie oświadczał, iż jest w posiadaniu dowodów, dających zielone światło interwencji zbrojnej w Iraku. Nigdy ich jednak nie przedstawiono.

Reklama

Amerykanie uparcie twierdzą, że rozwiązanie irackiego problemu wymaga użycia siły. Jednak społeczność międzynarodowa domaga się dowodu, że reżim Saddama Husajna okłamuje Radę Bezpieczeństwa ONZ. Dopóki takie dowody nie zostaną przedstawione, dopóty m.in. Niemcy i Francja będą sprzeciwiać się interwencji.

Także sama Rada Bezpieczeństwa nie udzieliła dotąd autoryzacji ewentualnemu atakowi, czekając na dowody. Nie dostarczyli ich inspektorzy. Amerykanie mają nadzieję, że przedstawi je Colin Powell. Choć podkreślają, że są gotowi "rozwiązać problem iracki" nawet bez specjalnej rezolucji ONZ, zezwalającej na użycie siły.

Tymczasem światowe rynki w napięciu czekają na jakiekolwiek rozwiązanie kwestii irackiej. Z każdym oficjalnym wystąpieniem inwestorzy stają się coraz bardziej nerwowi. Powoduje to szybkie i spore zmiany indeksów giełdowych, kursów walut, cen surowców.

Analitycy mają świadomość, że wojna jest nieunikniona. Twierdzą jednak, że skoro do wojny musi dojść, lepiej, żeby doszło do niej szybko, i by szybko się skończyła.

- Jestem zdecydowanym przeciwnikiem wojny, bo obawiam się długoterminowych konsekwencji dla świata, ale jeśli już ma wybuchnąć, to im szybciej, tym lepiej - twierdzi Piotr Kuczyński, analityk "PB".

Jego zdaniem, wojna może więc zacząć się w drugiej połowie marca. W lutym otwiera się więc okienko, w którym inwestorzy nadal będą się bali, ale indeksy mogą wzrastać - choćby tylko spekulacyjnie.

Obligacje

Niepewność, wywołana perspektywą wojny w Iraku, psuje sentyment inwestorów do polskich obligacji. Traci na tym resort finansów, który będzie zmuszony zaakceptować niższe ceny papierów.

Inwestorzy zagraniczni do czasu rozpoczęcia konkretnych działań w Iraku wstrzymali swoją aktywność na rynkach Europy Środkowej i Wschodniej. Polski rynek najpierw odczuł to podczas silnego spadku wartości złotego, a później w trakcie nieudanego przetargu obligacji 5-letnich.

Resort finansów musi się więc przygotować, że także podczas dzisiejszego przetargu papierów 2-letnich będzie musiał zaakceptować niskie ceny. Chyba że znów nie sprzeda całej puli wartej 2,8 mld zł.

Bez pazerności

Analitycy nie są przekonani, czy oferowanie obligacji 2-letnich o wartości 2,8 mld zł w obecnej sytuacji na rynku jest dobrym posunięciem. Popyt, zarówno na obligacje, jak i bony skarbowe, z tygodnia na tydzień słabnie.

- Obligacje dwuletnie kupują przede wszystkim inwestorzy krajowi, gdyż papiery te nie należą do tak płynnych jak 5-letnie. Rynek bardzo odczuwa brak inwestorów zagranicznych, którzy byli jeszcze w pierwszej połowie stycznia bardzo aktywni - mówi Przemysław Magda, analityk Amerbanku.

Łukasz Tarnawa, główny analityk banku PKO BP, przypomina, że inwestorzy, którzy podeszli do styczniowego przetargu 2-latek, kupili papiery poniżej rentowności rynkowej. Wielu jednak zaproponowało ceny, których resort finansów nie zaakceptował.

- W styczniu popyt ze strony inwestorów wyniósł ponad 9 mld zł. Wielu nie udało się kupić tych papierów. Będą mieli więc okazje zrobić to podczas dzisiejszej aukcji. Dlatego zainteresowanie inwestorów tymi papierami powinno być spore, choć już nie tak duże, jak przed miesiącem - uważa Łukasz Tarnawa.

W kraju też się dzieje

Należy także pamiętać, że na zachowanie inwestorów w Polsce mają wpływ również czynniki krajowe. Po redukcji stóp procentowych przez RPP rynki oczekują dalszych cięć.

Konflikt wewnątrz koalicji, dotyczący dopłat dla rolników, nie wpływa korzystnie na inwestorów. Analitycy spodziewają się poprawy na rynku obligacji dopiero w połowie lutego, kiedy zbliży się termin publikacji danych na temat inflacji w styczniu.

Giełdy

Z dnia na dzień ubywa chętnych do kupna akcji. Inwestorzy nie chcą, by wojna zastała ich z portfelami pełnymi walorów spółek.

We wtorek większość światowych indeksów spadała. Główne indeksy rynków we Frankfurcie i Amsterdamie traciły 3 proc., a w Londynie i Paryżu ponad 2 proc. W kraju indeksy niemal przez całą sesję były warte ponad 1 proc. mniej niż na poniedziałkowym zamknięciu.

- Już wczoraj widać było pierwsze sygnały tego, co czeka inwestorów w najbliższych dniach. Wystąpienie Colina Powella może wywołać spadki przez kolejne 2-3 sesje. WIG20 dąży do poziomu 1040 punktów. Jego pokonanie może doprowadzić do głębszej przeceny - ocenia Katarzyna Płaczek, dyrektor inwestycji własnych Beskidzkiego Domu Maklerskiego.

Kolejnej fali spadków spodziewa się większość specjalistów.

- Inwestorzy boją się wojny. Każde oświadczenie dotyczące Iraku może okazać się dobrym pretekstem do przeceny. Do momentu wybuchu wojny indeksy giełdowe będą traciły. Jednak w momencie rozpoczęcia działań zbrojnych rynki powinny odrabiać straty - uważa Grzegorz Leszczyński, prezes Internetowego Biura Maklerskiego.

W Polsce - podobnie jak na innych rynkach - brakuje chętnych do kupna tanich akcji.

- Ostrożność inwestorów widać po bardzo niskich obrotach , które nieznacznie przekroczyły 100 mln zł - podkreśla Katarzyna Płaczek.

Jednak nie wszyscy przywiązują wielką wagę do wystąpienia Colina Powella.

- Dzisiejszy dzień nie będzie dla rynku tak istotny, jak początek wojny z Irakiem, która wydaje się być nieunikniona. Do momentu wybuchu konfliktu na giełdach nic znaczącego nie powinno się wydarzyć. Jeśli działania wojenne będą przebiegały sprawnie i nie potrwają długo, to giełdy na tym zyskają. Jednak jeśli dojdzie do komplikacji przedłużających interwencję w Iraku, przecena na rynkach akcji będzie bardzo długa - ostrzega Grzegorz Cimochowski, wiceprezes GTFI.

Rynki towarowe

W przeddzień wojny z Irakiem spekulacje na rynkach towarowych trwają w najlepsze. Ceny złota są najwyższe od listopada 1996 r., platyny od 1980 r.

Jeśli dziś Colin Powell, szef amerykańskiej dyplomacji, udowodni że Irak posiada broń masowego rażenia, wojna będzie nieunikniona. To spowoduje dalszy silny wzrost notowań złota i innych metali. Ceny ropy nie powinny jednak mocno pójść w górę. Ten rynek jest dużo bardziej odporny na spekulacje.

To nie koniec

Jeśli ktoś zainwestował w złoto przed rokiem, dziś jest bogatszy o ponad 30 proc. Tylko w styczniu inwestorzy zyskali na tym metalu prawie 7 proc. We wtorek płacono już 376,75 USD za uncję. To najwyższy poziom od listopada 1996 r. Wszystko wskazuje na to, że złoto będzie jeszcze droższe.

- Ceny złota mogą ustanawiać jeszcze kolejne rekordy. Wzrost notowań tego kruszcu jest możliwy aż do wybuchu wojny na Bliskim Wschodzie. Jednak przy inwestycjach w złoto trzeba być ostrożnym. Jeśli interwencja w Iraku szybko się zakończy, nastąpi przecena tego surowca - uważa Marek Zuber, niezależny analityk rynków finansowych.

Drożeją też inne metale. Na giełdzie w Londynie platyna zdrożała do poziomu najwyższego od października 1980 r. Droga jest też miedź. Za tonę tego metalu trzeba zapłacić już ponad 1730 dolarów.

Stabilna ropa

Za to na rynku ropy nie ma paniki.

- Samo wystąpienie Powella nie powinno wywołać gwałtownej zwyżki. Przypuszczam, że do kolejnego oświadczenia inspektorów ONZ, które spodziewane jest w połowie lutego, trudno oczekiwać nagłych zmian kursu. W najbliższych dniach cena ropy Brent powinna wynosić około 31 dolarów za baryłkę. Nie można jednak wykluczyć wahań w górę bądź dół o 2 dolary na baryłce - ocenia Urszula Cieślak, analityk paliwowego biura maklerskiego Reflex.

Zdaniem analityków, przełomowym momentem dla rynku może być ogłoszenie terminu działań zbrojnych i sam moment wybuchu wojny. Wówczas możliwe są silniejsze wzrosty cen paliw, dochodzące do kilku dolarów na baryłce podczas jednej sesji. Także krajowi konsumenci powinni być przygotowani na podwyżki dochodzące nawet do 10 groszy na litrze paliwa.

Rynek paliw żyje jednak nie tylko informacjami dotyczącymi Iraku. Pojawiły się też inne, równie istotne czynniki decydujące o cenach ropy.

- Duży wpływ na notowania tego surowca mają wydarzenia w Wenezueli, gdzie rośnie wydobycie ropy. Ważna jest też decyzja OPEC o zwiększeniu produkcji od lutego o 1,5 mln baryłek dziennie. Normalnie takie informacje spowodowałyby znaczny spadek cen paliw. Jednak spekulacje dotyczące wojny z Irakiem utrzymują ceny ropy powyżej 30 USD za baryłkę na dość wysokim poziomie - dodaje Urszula Cieślak.

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »