Sypialnia na sali sejmowej

Jedną dobrą dniówkę, około 8 godzin, zajęła Sejmowi debata nad sprawozdaniem z wykonania budżetu państwa za rok 2002, wraz z przedstawioną przez Najwyższą Izbę Kontroli analizą wykonania budżetu i założeń polityki pieniężnej w 2002 roku.

Jedną dobrą dniówkę, około 8 godzin, zajęła Sejmowi debata nad sprawozdaniem z wykonania budżetu państwa za rok 2002, wraz z przedstawioną przez Najwyższą Izbę Kontroli analizą wykonania budżetu i założeń polityki pieniężnej w 2002 roku.

Nie była to jednak zbyt dobrze przepracowana dniówka. Cała debata wzbudziła mocno umiarkowane zainteresowanie posłów; ławy poselskie świeciły pustkami, wypowiedzi też nie wniosły jakichś nowych, sensacyjnych wątków. Najbardziej zdumiewające jest jednak to, że ławy rządowe nie świeciły pustkami - zwyczajnie: były puste. Podczas prezentacji sprawozdania sejmowej komisji finansów, która - zgodnie z oczekiwaniami - zarekomendowała Izbie przyjęcie sprawozdania i udzielenie rządowi absolutorium za ubiegły rok, w ławach rządowych nie było ani jednego konstytucyjnego ministra.

Reklama

Gdzieś w końcowych rzędach siedziała wyraźnie znudzona "wiecznie żywa", stanowiąca "ostateczne wyjście awaryjne", wiceminister Halina Wasilewska - Trenkner. Podobnie zresztą było podczas prezentowania analizy wykonania budżetu dokonywanej przez prezesa NIK, Mirosława Sekułę. Okazuje się, że członkowie rządu niezbyt biorą sobie do serca uwagi i opinie ciał konstytucyjnych i posłów.

Niejako zgodnie już z tradycją Leszek Balcerowicz, prezes Narodowego Banku Polskiego, po wygłoszeniu sprawozdania z działalności NBP w ubiegłym roku, w którym oświadczył m.in., że "...stabilny pieniądz i zdrowy system bankowy to dwie niezbędne podstawy długofalowego rozwoju gospodarki. NBP wnosi swój wkład w proces, od którego zależy poprawa warunków życia społeczeństwa" opuścił salę obrad. Nie mógł w związku z tym wysłuchać nawet tradycyjnego już "Balcerowicz musi odejść" w wykonaniu Andrzeja Leppera. Na sali było wyjątkowo sennie, oklaski niemrawe, a porywające wystąpienie Andrzeja Raczko, ministra finansów, wygoniło z sali ostatnich cierpliwych, z wyjątkiem tych, którzy już dawno drzemali.

Po obejrzeniu tej "pasjonującej" debaty sejmowej trudno oprzeć się wrażeniu, że - skoro niemalże nikogo to nie interesuje - trzeba by zastanowić się nad zasadniczą zmianą regulaminu prac Sejmu, reformą trybu pracy. Tym bardziej, że tam, gdzie, symbolicznie, bo symbolicznie, ale jednak prezydent przecinał kolejną wstęgę i ratyfikował nasz Traktat Akcesyjny do UE, (a także na towarzyszącej tej uroczystości lampce szampana) parlamentarzyści reprezentowani byli licznie.

Znacznie bardziej interesująco było natomiast poza salą posiedzeń plenarnych. Platforma Obywatelska, jakby jeszcze nie wierząc, że premier Leszek Miller, mówiąc o możliwości wprowadzenia podatku liniowego czy choćby o poważnych rozważaniach nad nim, zwyczajnie sobie żartował, prowadziła intensywne konsultacje w tej sprawie i usiłowała przekonać do tej idei polityków PSL i LPR. Ci, przynajmniej na razie, pozostają sceptyczni. PiS nie podjęło jeszcze w tej sprawie decyzji, chociaż jego liderzy skłaniają się do takiego rozwiązania. "Gospodarce potrzebne jest obniżenie podatków" - podkreślił Wiesław Walendziak z PiS, ale wyraził też obawę, że zapowiedzi premiera Millera w tej sprawie są "raczej manifestacją polityczną niż deklaracją merytorycznej dyskusji".

Opozycja nie traci jednak nadziei. Wyrazem tego jest złożenie, właśnie przez PiS, drugiego już projektu ustawy regulującej gospodarkę. Po wniesieniu, w kwietniu, projektu ustawy o zasadach nieodpłatnego przekazania udziałów i akcji Skarbu Państwa w niektórych spółkach jednostkom samorządu terytorialnego (umożliwiłaby zasadnicze przyspieszenie prywatyzacji), złożono projekt ustawy o sekurytyzacji, który reguluje emitowanie papierów wartościowych zabezpieczonych prawami majątkowymi. Ich szybkie przyjęcie byłoby milowym krokiem umożliwiającym chociażby podjęcie poważnych prac nad oddłużeniem służby zdrowia. Tylko, czy rząd i koalicja, zajęte Rywingate, Starachowicegate, Masa i mafiagate i dziesiątkami innych afer, słowem strachem o własne gacie, znajdzie jeszcze czas na gospodarkę? Chyba jednak coraz mniej. Tym bardziej, że to taka trudna dziedzina.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: sypialnia | Salo | debata | Prawo i Sprawiedliwość | salami | NAD
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »