Szalę przechyliła chciwość w systemie bankowym
- Trzy lata od wybuchu kryzysu jesteśmy po głębokiej recesji i relatywnie słabym ożywienia, które napotkało na wyraźne problemy. Jeśli nie uda się tych problemów rozwiązać, możemy doświadczyć długiej stagnacji gospodarczej - powiedział w wywiadzie dla Interia.pl dr Przemysław Kwiecień, główny ekonomista X-Trade Brokers Dom Maklerski SA.
Krzysztof Mrówka: Trzy lata temu świat uświadomił sobie, że znajduje się w kryzysie. Recesja, która potem nastąpiła rozlała się na cały glob. Gdzie znajdowały się źródła zawirowań i czym były spowodowane?
Przemysław Kwiecień: - Zasadniczą przyczyną globalnego kryzysu były globalne nierównowagi. Mówiąc krótko Ameryka i południowa Europa za dużo wydawały, a Azja i północna Europa zbyt dużo oszczędzały. Azja rosła dzięki eksportowi do zachodnich konsumentów, a aby utrzymać konkurencyjność wiele krajów utrzymywało niedowartościowane waluty, przez co ich dobra były tanie. Tani import z Azji pozwolił krajom Zachodu łączyć niską inflację z niskimi stopami procentowymi, te zaś zachęcały do konsumpcji. W końcowej fazie tego boomu zaważyła także chciwość w systemie bankowym, gdzie obniżono (głównie w USA) wymagania przy udzielanych kredytach, co ostatecznie musiało się skończyć stratami gdy kredytobiorcy nie mogli wywiązywać się ze swoich zobowiązań.
W jakiej fazie kryzysu finansowego znajdują się rynki? Zakładając, że to drugie dno możemy oczekiwać trzeciego?
- Każdy kryzys przebiega inaczej, trudno mówić zatem o konkretnej fazie kryzysu. Jesteśmy po głębokiej recesji i relatywnie słabego ożywienia, które napotkało na wyraźne problemy. Jeśli nie uda się tych problemów rozwiązać, możemy doświadczyć długiej stagnacji gospodarczej.
Obywatel - instytucja - państwo: czy kryzys finansowy banków i państw oddziaływać będzie na obywateli. Jeśli tak - jak długo i w jakiej mierze?
- Jednym z istotniejszych problemów jakie napotyka teraz ożywienie jest brak zaufania uczestników życia gospodarczego (gospodarstw domowych i przedsiębiorstw) do rządzących. Zarówno w Europie jak i USA dominują obawy, iż społeczeństw nie będzie stać na obecne systemy świadczeń przy obecnych systemach (i stawkach) podatkowych. Potrzebne są zatem reformy strukturalne (ograniczanie świadczeń i podnoszenie konkurencyjności), które taką wiarę przywrócą. W innym przypadku może być trudno o wzrost inwestycji i konsumpcji, które są filarem ożywienia gospodarczego.
Jak w dobie kryzysu radziła sobie Polska? Dlaczego nasz kraj nie borykał się z recesją, co dotknęło naszych sąsiadów i niemal wszystkie kraje Unii Europejskiej? Wszak w Polsce nie upadł wtedy żaden bank...
- Polska gospodarka doświadczyła silnego spowolnienia gospodarczego, więc trudno tu mówić o dużym sukcesie. Jesteśmy krajem rozwijającym się i powinniśmy porównywać się raczej do Azji niż Europy Zachodniej - przynajmniej jeśli chodzi o rozwój. To, że nie doświadczyliśmy recesji wynikało po części ze szczęśliwego zbiegu okoliczności. Po pierwsze, jesteśmy na etapie wyraźnego wzrostu (dofinansowywanych z UE) skali inwestycji publicznych. Po drugie pomogła obniżka podatków bezpośrednich i składek, choć za cenę wyraźnego wzrostu deficytu, który teraz trzeba ograniczać. Jeśli chodzi o system bankowy, zaowocowały po części doświadczenia z poprzedniej recesji i banki ostrożniej udzielały kredytów. Niestety nie jesteśmy uniezależnieni od koniunktury w UE, jednak wprowadzając reformy strukturalne (głównie mające na celu wzrost konkurencyjności i wskaźnika zatrudnienia) możemy podnieść tempo wzrostu gospodarczego w długim okresie.
Jak kryzys przeszedł ze szczebla instytucji finansowych na poziom państw?
- Jest to pewne, niestety dość powszechne używane, uproszczenie (poza odosobnionymi przykładami Islandii i Irlandii). Rzeczywiście kryzys z 2008 roku można nazwać kryzysem instytucji finansowych, choć jak zaznaczyłem na wstępie jego podłoże było makroekonomiczne. Natomiast obecna kryzysowa sytuacja jest nie tyle następstwem pomocy którą otrzymał sektor finansowy w latach 2008-2009, a strukturalnymi problemami finansów publicznych w wielu krajach UE i USA, które zostały wyeksponowane przez głęboką recesję. W zdrowym systemie finansów publicznych w okresie prosperity powinniśmy notować nadwyżki budżetowe, a w wielu krajach pomimo wysokiego wzrostu gospodarczego notowany był deficyt. Jak wiadomo recesja oznacza spadek wpływów podatkowych i wzrost części wydatków, a zatem pogłębienie deficytu. Efekt to lawinowy wzrost relacji długu do PKB (który w wyniku recesji spadł) i obawy inwestorów o to, że przy braku reform strukturalnych rządy nie będą w stanie zatrzymać tego procesu, a w konsekwencji w pewnym momencie nie wywiążą się ze swoich zobowiązań. Często mówi się o kryzysie greckim, jednak Grecja to jedynie najbardziej jaskrawy przykład problemu, z którym boryka się wiele innych krajów.
Jak długo - zwłaszcza Niemcy - będą i mogą być strażnikiem Unii Europejskiej, a szczególnie unii walutowej? Jaka jest przyszłość strefy euro? Czy utrzymają się w niej słabsi gracze - Grecja, Portugalia, Włochy, Hiszpania i Irlandia (kraje PIIGS)? Czy UE po ewentualnym wykluczeniu tych państw z eurostrefy będzie jeszcze Unią Europejską?
- Wydaje mi się, iż mówienie teraz o wykluczaniu kogokolwiek ze strefy jest przedwczesne. Należy pamiętać, że strefa euro jest projektem politycznym. Myślę, że skończy się na umorzeniu większej części greckiego długu. Natomiast rzeczywiście żeby strefa mogła funkcjonować potrzebne są odważne decyzje - reformy strukturalne, o których już mówiłem, a także silne proeuropejskie przywództwo, którego teraz brakuje.
Czy nowym graczem zostaną Chiny, wielki bankier Stanów Zjednoczonych poprzez ich obligacje?
- Chiny są coraz istotniejszym graczem w układzie globalnym i gołym okiem widać to, iż Azja zyskuje na znaczeniu kosztem Europy i USA. Natomiast są to zmiany długoterminowe, liczone w pokoleniach, a nie w latach.
Rozmawiał Krzysztof Mrówka