Szczepionka na kryzys
W fazę spowolnienia gospodarczego wchodzimy bezpośrednio po czasie intensywnego rozwoju: lata 2005-2008 okazały się najlepsze w historii polskiej transformacji. Jeśli wykorzystamy ten atut, kryzys odczujemy łagodniej niż najbogatsze kraje.
Kryzys finansowy? Darmowe wiadomości biznesowe i kursy walut prześlemy ci SMS-em co dzień przez 7 dni - tak reklamowaną usługę oferuje sfrustrowanym klientom banków jedna z największych sieci komórkowych. Dla bardziej prostodusznych znajduje nawet propozycję w postaci porady astrologicznej "czy nadchodzące zmiany będą korzystne".
Jak jest - wszyscy widzą, jak będzie - nikt nie wie
Według listopadowego badania CBOS 70 proc Polaków odczuło w ostatnich trzech miesiącach wzrost cen mięsa, pieczywa i nabiału. 55 proc rodaków, przepytywanych z kolei przez OBOP, uznało, że sprawy ich kraju idą w złym kierunku. Zaś 56 proc obecnych na giełdzie spółek zanotowało pogorszenie wyników netto. "Jak jest - wszyscy widzą. Jak będzie - z pewnością nikt nie wie" - zauważa sentencjonalnie Maciej Grelowski, przewodniczący Rady Głównej Business Centre Club ("Puls Biznesu" z 24 listopada).
Załamanie gospodarek Węgier (rządzonych przez postkomunistycznego liberała Ferenca Gyurcsany'ego) oraz Ukrainy (zdominowanej z kolei przez oligarchów), zmuszonych korzystać z pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Unii Europejskiej, pokazuje - przy równocześnie bardziej stabilnej kondycji ekonomii Polski czy Czech - że zrównoważony rozwój chroni przed najgorszymi zawirowaniami. Nie stanowi jednak niezawodnej polisy ubezpieczeniowej na przyszłość. Skutki kryzysu w realizującej praktykę nieustannego społecznego dialogu Francji okazują się łagodniejsze niż w USA, gdzie za rządów republikanów państwo pozostawiło udzielającym kredytów bankom prowadzenie polityki społecznej - ale światowa flauta nikogo nie ominie. Dla Polski, obok zdrowych fundamentów gospodarki (wysoki wzrost produktu krajowego brutto, 5,4 proc w br) odtrutkę na rozpoczynające się spowolnienie stanowią pozytywne tendencje, które ujawniły się w ostatnich trzech latach dobrej koniunktury. Jeśli w kryzysie nie zanikną, nadwiślańska gospodarka może nawet umocnić swoje miejsce w zjednoczonej Europie. Choć oznacza to tylko tyle, że stracimy mniej niż inni.
- Ostatnie dane, zwłaszcza informacje, że inwestycje w dużych firmach w trzecim kwartale spadły, nie potwierdzają już, że okażemy się tak odporni na kryzys - zakłada jednak Maciej Reluga, ekonomista z Banku Zachodniego WBK: - Pojawiły się mniej korzystne prognozy, nawet 0,4 proc wzrostu PKB w przyszłym roku według BNP Paribas. Mój scenariusz zakłada, że będzie to raczej 2-3 proc, podczas gdy w USA i w strefie euro odnotujemy spadek PKB o 1 proc. Trudno, żebyśmy tego nie odczuli. Słabnąć będzie eksport i inwestycje, nastąpi zacieśnienie warunków kredytowych. Pewnie najlepiej zachowa się konsumpcja, która najmniej spowolni, choć gorsze wyniki firm przełożą się również na zwolnienia i mniejszy wzrost płac. Wspiera nas również obniżka podatków.
Zamożniejsi, wykształceni, rozwarstwieni
Szybszy rozwój, niż w latach 2006-2008, Polska czasu transformacji ustrojowej notowała tylko w okresie 1995-1997 r, który jednak trudno uznać za złoty wiek, skoro zapisał się też katastrofalną powodzią i konfliktami społecznymi.
- Lata 2006-8 były najlepsze nie tylko dla nas, ale dla całej gospodarki światowej - mityguje Maciej Reluga z Banku Zachodniego WBK.
Przez ostatnie trzy lata zarówno tempo wzrostu produktu krajowego brutto jak realnego wzrostu dochodów, pozostających w dyspozycji gospodarstw domowych przekroczyło 6 proc. "W rezultacie w latach 2006-2008 dochody polskich rodzin zwiększą się, w wymiarze realnym, o jedną czwartą" - zauważa ekonomista Tadeusz Chrościcki w "Parkiecie" (z 22-23 listopada). "Jednocześnie jednak obserwuje się niekorzystne społecznie zjawisko wysokiej polaryzacji, tj. bardzo istotnych różnic między sytuacją gospodarstw domowych lepiej sytuowanych i rodzin biednych". Dowód? "W 2007 r. przeciętne miesięczne wydatki 20 proc osób o najwyższych dochodach w ogólnej liczbie gospodarstw były 3,8-krotnie wyższe od wydatków 20 proc osób o najniższych dochodach". Korzystnym przejawem pozostaje za to redukcja skrajnego ubóstwa, "zdefiniowanego jako niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb, prowadząca do biologicznego wyniszczenia. W 2007 r. w zasięgu ubóstwa skrajnego znajdowało się 2,5 mln osób, tj. 6,6 proc ogółu społeczeństwa, ale jeszcze w 2005 r. - 4,7 mln, tj, 12,3 proc".
Ponad połowa Polaków w wieku 19-23 lat studiuje. Lepszym wynikiem pochwalić się mogą tylko USA i Kanada. Boom edukacyjny stał się społecznym zjawiskiem, potwierdzanym przez statystyki. Wzmacnia konkurencyjność polskich pracowników.
Według wyliczeń Banku Światowego polscy emigranci zarobkowi tylko w tym roku przesłali do kraju 11 miliardów dolarów. Taka wartość przekazów od wyjeżdżających za chlebem daje nam piątą pozycję w świecie za Indiami, Chinami, Meksykiem i Filipinami - krajami o niewspółmiernie liczniejszej ludności. Wiadomo jednak, ze czas wyjazdów zarobkowych się kończy. Wraz z koniunkturą na Wyspach Brytyjskich i w USA słabnie zapotrzebowanie na pracę cudzoziemców. "Londyńczycy" wracają, oby z pieniędzmi i znajomością angielskiego, czas szykować dla nich miejsca pracy w kraju.
Prognoza OECD dla 30 najbardziej rozwiniętych państw zakłada, że łączne bezrobocie w tych krajach przez dwa lata wzrośnie z 34 do 42 mln.
W Polsce zwolnienie ponad tysiąca osób przygotowuje koncern hutniczy Arcelor Mittal. Renomowana firma consultingowa Deloitte przestrzega banki przed pozbywaniem się pracowników. Wskazuje, że gdy koniunktura powróci, znalezienie i przeszkolenie kogoś w miejsce wcześniej zwolnionego może je kosztować nawet równowartość dwóch rocznych pensji poprzednika. Wobec zakończenia boomu budowlanego Dom Development zwolni co czwartego zatrudnionego, J.W. Construction już pozbył się 20 pracowników.
- Redukcje załogi wchodzą w grę m.in. w wypadku American Tobbaco i PZU. Wiele firm budowlanych zatrudnia okresowo i teraz pozbywa się pracowników. Obawiamy się zwolnień w Elektrowni Kozienice po jej przejściu do Enei - ocenia Zdzisław Maszkiewicz, przewodniczący Regionu Ziemia Radomska Solidarności: - Siłą inercji dobrniemy jakoś do Bożego Narodzenia. Potem staniemy przed problemem, gdy wrócą Polacy z Irlandii i innych krajów. Obawiam się, że nawet wielu fachowców poszukiwać będzie pracy bez efektu. Przypomina to czasy, gdy Leszek Balcerowicz chłodził gospodarkę. Przydałby się rozsądny minister pracy, który nie wygaszałby emerytur pomostowych, zabezpieczających ludzi, którzy oddali dla Polski 35 lat ciężkiej pracy. Z perspektywy Radomia, miasta, które zawsze było robotnicze, obawiam się, że zwalniani pracownicy będą zmuszeni sięgnąć do oszczędności, by zaspokajać podstawowe potrzeby.
Na Zachodzie zagrożone firmy dofinansowuje budżet państwa, u nas na pomoc mogą liczyć banki, ale już nie stocznie Gdańska czy Szczecińska - podkreśla Zdzisław Maszkiewicz: - Nie uratuje się popytu konsumpcyjnego, jeśli nie zachowa się miejsc pracy. To one nakręcają rozwój przemysłu i nauki, pracującej na jego potrzeby. Dlatego nawet przy zakupie bonów świątecznych dla pracowników zakłady powinny dbać o to, by nabywać je w polskiej firmie i w ten sposób chronić tam miejsca pracy.
Po pierwsze: popyt
Nadzieją pozostaje utrzymanie konsumpcji. Komisja Europejska ogłasza plan stymulujący rozwój, zakładający inwestycje i obniżkę podatków, kosztem 1,5 proc PKB krajów Unii. Uznaje za opłacalne pobudzenie popytu i zwiększenie siły nabywczej Europejczyków nawet kosztem przekroczenia dopuszczalnego dotychczas pułapu deficytu budżetowego - 3 proc. PKB. - Gdzie indziej zaczął się etap działań. Tylko nasi decydenci wychodzą z założenia, że w Polsce nie ma kryzysu - dziwi się analityk gospodarczy Janusz Szewczak: - Jacek Rostowski zapowiada trwanie przy niskim deficycie budżetowym. To dowód, że ministrowie tego rządu tkwią w księżycowej ekonomii Balcerowicza. Nie chcą zmieniać budżetu, choć jego wskaźniki są już nieaktualne. Więc to budżet... może ich zmienić.
We Francji przyjmuje się sprzyjające rozwojowi, choć kosztowne rozwiązania - jak refundowanie przez państwo miejsc pracy w regionach zagrożonych bezrobociem. Wydatki konsumentów w październiku zmniejszyły się bowiem w wyniku cięcia etatów przez firmy. Z kolei Amerykanie mniej niż co roku wydadzą nawet na prezenty gwiazdkowe. Prezydent elekt Barack Obama zakłada stworzenie do 2011 r. aż 2,5 mln nowych miejsc pracy, choć bezrobocie (6,5 proc) pozostaje tam niższe niż w Polsce (8,8 proc).
Zwalczanie kryzysu... po jego zakończeniu
Uchwalony już przez sejm pakiet wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda zawiera zasadę załatwiania spraw w jednym okienku przez przedsiębiorców, zaczynających działalność i gwarantuje firmom odszkodowania za straty, przysporzone - jak w sprawie Romana Kluski - przez łamiących prawo kontrolerów. Nie jest to jednak pakiet antykryzysowy: był pomyślany i zaczął powstawać wcześniej. Ułatwi działalność przedsiębiorcom, ale prowokuje równocześnie pytanie: a co dla pracowników?
Tymczasem analityk Xelionu Piotr Kuczyński ironizuje na łamach "Parkietu" (z 24 listopada), że jeśli "działania Polski wobec kryzysu finansowego" - czyli strategia rządowa - "będą realizowane tak długo, jak długo trwa przygotowanie tego dokumentu, to zostaną wprowadzone w życie po zakończeniu kryzysu". Przypomina też, że pod wrażeniem krachu na rynkach finansowych "na całym świecie myśli się o tym, jak pomóc jak największej liczbie obywateli". Oby Polska nie okazała się wyjątkiem od tej reguły.
Łukasz Perzyna