Szczyt strefy euro: Jest porozumienie w sprawie długu Grecji
Przywódcy eurolandu porozumieli się z sektorem bankowym w sprawie redukcji długu Grecji z 50 proc. stratami dla posiadaczy greckich obligacji - poinformował przewodniczący Herman Van Rompuy. Grecki dług zmniejszy się o 100 mld euro, z obecnych 350 mld euro.
Po prawie 10 godzinach negocjacji, przywódcy państw strefy euro zakończyli szczyt przed godz. 4 rano w czwartek. Wcześniej uzgodnili "zwielokrotnienie" do około biliona euro mocy pożyczkowych Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej (EFSF) oraz dokapitalizowanie kluczowych unijnych banków o ok. 106,4 mld euro.
- W negocjacjach z bankami przedstawiliśmy naszą ofertę bez obaw i to była nasza ostatnia oferta. Teraz udział prywatnego sektora będzie większy i znacznie szerszy - podsumowała wyniki szczytu kanclerz Niemiec Angela Merkel.
Prezydent Francji Nicolas Sarkozy potwierdził, że w wyniku porozumienia grecki dług zmaleje o około 100 mld euro, dzięki pogodzeniu się banków ze stratami w wysokości 50 proc. greckich obligacji.
- Chcemy doprowadzić Grecję na taką ścieżkę, by do 2020 obniżyła swój dług publiczny do 120 proc. PKB (z obecnych 162 proc. - PAP) - powiedział przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy na konferencji prasowej po szczycie. Szef Komisji Europejskiej Jose Barroso przestrzegł, że walka z kryzysem strefy euro będzie trwała, a postanowienia szczytu będą dopracowywane. Do końca roku ma być zakończona rewizja drugiego pakietu pomocowego dla Grecji uzgodnionego w lipcu. - To jest maraton, a nie sprint - powiedział Barroso.
Restrukturyzacja greckiego długu była ostatnim trudnym punktem obrad przywódców eurolandu. W ostatniej fazie negocjacje toczyły się już nie tylko między przywódcami, ale między strefą euro i przedstawicielami sektora bankowego, a dokładnie Charlesem Dallarą, dyrektorem zrzeszającego banki Instytutu Finansów Międzynarodowych (IIF). By osiągnąć porozumienie, w negocjacje z bankami osobiście włączyli się Merkel, Sarkozy a także dyrektor generalna Międzynarodowego Funduszu Walutowego(MFW)Christine Lagarde.
Na tak duże, bo 50 procentowe, straty dla inwestorów naciskały Niemcy, największa gospodarka w eurolandzie. Merkel już w środę w Bundestagu zapowiadała, że chce, by grecki dług został zredukowany do 120 proc. PKB w 2020 roku. O potrzebie minimum 50 proc. strat sektora prywatnego mówił też raport o spłacalności greckiego długu, jaki przygotowali eksperci tzw. trojki, czyli Europejskiego Banku Centralnego, MFW i Komisji Europejskiej.
Van Rompuy poinformował, że osiągnięto też polityczne porozumienie w sprawie "zwielokrotnienia" mocy funduszu ratunkowego strefy euro (EFSF), głównego narzędzia, jakim dysponuje euroland by próbować powstrzymywać rozszerzenie się kryzysu greckiego na inne kraje. Obecnie EFSF ma zdolność pożyczkową na poziomie 440 mld euro.
- EFSF będzie miał zdolność interweniowania w wysokości około biliona euro - poinformował Van Rompuy.
Zgodnie z decyzją szczytu eurolandu, "zwielokrotnienie" EFSF odbędzie się na zasadzie tzw. lewarowania, czyli bez zwiększania kwoty gwarancji ze strony państw-udziałowców funduszu (to był warunek Niemiec).
Jak poinformował Van Rompuy, ma się to dokonać dwoma metodami. Po pierwsze, EFSF ma mieć prawo do ubezpieczania części strat inwestorów na obligacjach zagrożonych krajów strefy euro. Po drugie, EFSF ma być wsparty nowym instrumentem finansowym, który mógłby przyciągać kapitał z rynków (inwestorzy tacy jak Chiny, państwowe fundusze inwestycyjne znad Zatoki Perskiej czy inwestorzy prywatni). Ponieważ nie wiadomo, jak duże będzie zaangażowanie inwestorów z krajów wschodzących, trudno przesądzić o ostatecznej wysokości wzmocnionego EFSF - wskazywały źródła dyplomatyczne.
Paryż już przed szczytem zrezygnował z postulatu, by Europejski Bank Centralny (EBC) zaangażował się we wzmocnienie EFSF, na co kategorycznie nie zgadzały się Niemcy przywiązane do niezależności banku. Francja, jak oceniają obserwatorzy ustąpiła Niemcom, bo to francuskie banki były najbardziej zagrożone w razie braku porozumienia. Mają one nie tylko największą część greckiego długu, ale też pożyczały pieniądze samym greckim bankom. Ponadto stanowisko negocjacyjne Francji zostało bardzo osłabione przez groźbę obniżenia ratingu wiarygodności kredytowej.
O zachowaniu niezależności EBC zapewniał po szczycie Van Rompuy. Ale zastrzegł, że dopóki nie wejdzie w życie reforma EFSF, EBC - jeśli sam uzna to za słuszne - może kontynuować skup obligacji zagrożonych krajów eurolandu na rynku wtórnym.
Wcześniej w środę, gdy w Brukseli na szczycie byli przywódcy całej UE, uzgodniono też zasady rekapitalizacji kluczowych banków w UE, podwyższając z 5 do 9 proc. tzw. wskaźnik kapitałowy - niezbędny do spełnienia przez banki, by sprostały nowym, bardziej rygorystycznym testom. W ocenie Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego (EBA) unijne banki potrzebują dokapitalizowania rzędu 106,4 mld euro. Wśród krajów, których banki potrzebują dokapitalizowania, EBA nie wymienia Polski. Najwięcej dodatkowych kapitałów potrzebują banki w Grecji, Hiszpanii, a także we Włoszech.
- Do zakończenia rekapitalizacji banki powinny ograniczyć wypłatę premii i dywidend - zaapelowali szefowie Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej.
Wyrazili też zadowolenie z przedstawionych podczas szczytu przez włoskiego premiera Silvio Berlusconiego sposobów redukcji długu. - Włochy zobowiązały się do osiągnięcia zrównoważonego budżetu do 2013 roku - powiedział Van Rompuy. A Barroso sprecyzował, że oceną włoskiego planu reform oraz nadzorem jego wdrażania zajmie się Komisja Europejska.
Obaj politycy podkreślali znaczenie lepszego zarządzania gospodarczego w strefie euro. Do marca ma być sfinalizowany raport o ograniczonej zmianie traktatu UE w tym celu.
- Obserwując kurs euro względem dolara czy zachowanie giełdowych indeksów z Europy Zachodniej można dojść do wniosku, że od kilkunastu dni inwestorzy powoli dają się przekonać politykom twierdzącym, że sytuacja strefy euro jest pod kontrolą. Kolejne nadzwyczajne szczyty i przedłużające się negocjacje potwierdzają, że z jednej strony politycy zdają sobie sprawę ze skali zagrożenia, ale z drugiej strony proces decyzyjny w zbiurokratyzowanej Unii jest zbyt złożony, by podejmować błyskawiczne decyzje. Jedno jest pewne: nie ma co liczyć na magiczne rozwiązanie narastających problemów, a co najwyżej na nakreślenie długofalowej strategii defensywnej strefy euro i kilku najbliższych kroków.
Sądzę, że w przeciąganiu liny między koncepcjami Niemców i Francuzów, górę wezmą Niemcy. Proponowane przez Francję zwiększenie aktywności Europejskiego Banku Centralnego może być konieczne na późniejszym etapie porządkowania systemu bankowego na Starym Kontynencie, a obecnie przeforsowany zostanie pomysł wykorzystania wspólnych składek członków EFSF, jednak bez podnoszenia wkładu Niemiec. Ponadto w życie powinny wejść korzystne dla niemieckich banków, a znacznie mniej wygodne dla greckich, regulacje wymuszające straty inwestorów prywatnych. Niemieckie banki od wielu tygodni zmniejszały zaangażowanie w obligacje Grecji wyprzedając je po śmiesznie niskich, rynkowych cenach, ale sądząc po pozytywnych kwartalnych wynikach Deutsche Banku, wyszło im to na dobre.
- Skąd wziąć ok. 110 mld euro w celu odciążenia Grecji? To niewłaściwe pytanie. Pytanie brzmi komu je zabrać, bo chodzi przecież o spisanie na straty papierów, które kupowali prywatni inwestorzy. Udziałowcy greckich banków nie mają pieniędzy na podwyższenie funduszy własnych, a to jest pierwszy konieczny do podjęcia krok blokujący dalszą restrukturyzację finansów Grecji. Uważam, że to właśnie EFSF dokapitalizuje greckie banki, natomiast największe zachodnioeuropejskie instytucje finansowe, ze względu na większe zaufanie rynku, albo pozyskają świeży kapitał z emisji akcji (Chiny kupiłyby je chętniej niż obligacje funduszu ratunkowego), albo przyjmą straty na swoje bilanse.
- Ze wspólnych pieniędzy dokapitalizowane zostaną więc jedynie najsłabsze banki, ale to pozwoli zapobiec rozprzestrzenieniu się problemów na cały system bankowy. W dalszym horyzoncie trzeba będzie stawić czoła nowym wyzwaniom, w większym stopniu związanym z polityką niż rynkiem długu i instrumentów pochodnych - gruntowna przebudowa strefy euro (zmiany Traktatu UE) i wprowadzenie limitów zadłużenia do konstytucji państw członkowskich będzie bowiem wymagało politycznej zgody i jednomyślności nie tylko na poziomie Brukseli, ale również w każdym rządzie europejskiego państwa.
Łukasz Wróbel, zespół analiz Noble Securities
Notował Krzysztof Mrówka
- - - - -
Ustalenia europejskiego szczytu w sprawie Grecji i kryzysu zadłużenia w strefie euro wydają się bardzo odważne. Jest to jednak odwaga spóźniona o co najmniej półtora roku.
Gdyby udało się przeprowadzić 50-proc. redukcję prywatnego zadłużenia Grecji w kwietniu 2010 roku, to przynajmniej problem tego państwa byłby bliższy rozwiązania. Wtedy Grecja nie korzystała jeszcze z żadnych pożyczek z UE i MFW i połowa ze 144 proc. PKB zadłużenia oznaczałaby jego redukcję do 72 proc. czyli nieco poniżej średniej unijnej. To dawałoby szansę i motywację, by wyjść z pętli zadłużenia. Taki efekt można by osiągnąć dziś redukując zadłużenie prywatne o 70-80 proc. Niestety obrona (krótkoterminowych w gruncie rzeczy) interesów europejskich banków nie pozwoliła na taki ruch.
Uzgodniona w nocy redukcja jest zbyt płytka, by pojawiła się szansa na trwałe rozwiązanie problemu. Odpisanie połowy zadłużenia prywatnego w sytuacji, w której znaczący udział w finansowaniu greckiego długu mają instytucje publiczne, oznacza obniżenie zadłużenia tylko o około 100 miliardów euro. W rezultacie Grecy będą zadłużeni na poziomie 120 proc. PKB. To zaś w sytuacji, gdy ich deficyt budżetowy cały czas jest wysoki, oznacza, że dług publiczny będzie dalej rósł.
Oczywiście prywatni kredytodawcy ani myślą pożyczać więcej - za kilka lat niemal całość zadłużenia będą finansować UE, MFW i EBC. Wtedy kolejna redukcja, moim zdaniem nieuchronna w ciągu dwóch-trzech lat, dotknie już tylko podmioty publiczne.
Być może w optymistycznym scenariuszu, który zapowiada kanclerz Merkel, dług Grecji zacznie w końcu maleć i w 2020 roku ponownie osiągnie 120 proc. PKB. To jednak zakłada dziewięć lat spokoju oraz szybki powrót wzrostu gospodarczego. Niestety trudno rozsądnie na to spojrzeć.
Powrót recesji w strefie euro jest możliwy choćby za sprawą trudności sektora bankowego i ograniczenia akcji kredytowej, w związku z konieczności spełnienia ostrzejszych wymogów kapitałowych uzgodnionych w trakcie szczytu. Włochy najprawdopodobniej już bez tego są w recesji i aż strach myśleć, co może się stać, gdyby na przykład doszło do kolejnych globalnych zawirowań, jak na przykład (coraz bardziej prawdopodobnego) twardego lądowania gospodarki Chińskiej.
- - - - -
Decyzja unijnych polityków rozczarowuje, choć wpisuje się w ton poprzednich postanowień władz UE. Decydenci stawiają niewielki krok naprzód, lecz tym razem płacą za to wysoką cenę, ponieważ jest to ewidentnie ponowne odwlekanie bardziej stanowczych działań.
Rynek zadowoli się "czymkolwiek" ponad "nic". "Nic" tak naprawdę nigdy nie wchodziło w rachubę i rynek może świętować brak rozwiązania po raz n-ty, podczas gdy decydenci zalewają rynek pieniędzmi w nadziei na zakończenie kryzysu związanego z niewypłacalnością,.
Teraz kolejnym etapem w gospodarce będzie spowolnienie wzrostu, recesja lub cięcia oprocentowania przez EBC i w końcu dodruk pieniądza.
Środowy szczyt prawdopodobnie zapisze się w historii jako Waterloo Unii Europejskiej, ponieważ oznacza koniec 12-letniego okresu "relatywnych sukcesów" UE, euro i EBC. Taki stan rzeczy nie mógł trwać wiecznie i w rezultacie historyczne wysiłki władz unijnych zawiodły w budowie fundamentu prawdziwie zjednoczonej Europy, czyli unii fiskalnej. Od tej chwili coraz częściej będziemy mogli oglądać Europę ograniczającą się do starych tematów - bezpieczeństwa i polityki zagranicznej, a mniej skupioną na sprawach gospodarczych.
Ograniczona w stosunku do niegdysiejszych wspaniałych planów wizja europejska mogłaby się spełnić po przyjęciu poprawionych regulacji, lecz perspektywa wielkiej napoleońskiej wizji amerykańskiego snu w Europie gwałtownie się oddala.