Szkocja chce budować niepodległość na ropie
Jedną z głównych osi, na której budowana jest idea szkockiej niepodległości jest potencjał tego kraju w zakresie złóż ropy i gazu. Na brytyjskim szelfie kontynentalnym znajduje się od 15 do 24 mld baryłek ekwiwalentu ropy naftowej (1,5 bln funtów). Jest więc o co się bić.
Według najświeższych dostępnych danych w roku podatkowym 2011-2012 przychody do szkockiego budżetu z wydobycia ropy i gazu wyniosły 10,6 mld funtów, co jest drugą największą kwotą w historii w wartościach nominalnych. Wkład tego sektora w szkockie PKB wynosi nawet 25 mld funtów, co stanowi 17 proc. wartości tamtejszej gospodarki.
Tymczasem, według grupy Wood Mackenzie, aż 85 proc. tych rezerw (zarówno ropy jak i gazu) znajduje się w szkockiej strefie brytyjskiego szelfu. Biorąc pod uwagę tylko ropę naftową, szkockie rezerwy stanowią nawet 90 proc. pozostałych zasobów Wielkiej Brytanii.
W oparciu o obecnie dostępne dane, szkockie zasoby ropy naftowej mogą stanowić nawet 60 proc. zasobów pozostałych we wszystkich krajach Unii Europejskiej. W przypadku gazu ziemnego takie dane nie są obecnie dostępne, ale niektóre szacunki mówią, że Szkocja może być w posiadaniu drugich największych rezerw tego surowca w UE (po Holandii). Dane te nie uwzględniają jednak złóż niekonwencjonalnych.
Rekordowe inwestycje w złoża ropy i gazu na brytyjskim szelfie w dwóch poprzednich latach pozwalają przypuszczać, że wydobycie tych surowców będzie stopniowo rosło. Niektórzy eksperci przewidują nawet 30 proc. wzrost do roku 2017.
Przed nadmiernym optymizmem w tym zakresie przestrzegają jednak eksperci z think-tanku Centre for Public Policy for Regions (CPPR). Ich zdaniem argumenty uzasadniające optymizm niektórych polityków, mówiące o rekordowych nakładach inwestycyjnych na wydobycie węglowodorów na brytyjskim szelfie, nie oznaczają jeszcze rekordowych przychodów do budżetu. Tak duże nakłady są bowiem spowodowane coraz większymi kosztami wydobycia wynikającymi z konieczności wydobywania ropy i gazu z coraz trudniej dostępnych złóż.
Komentatorzy największą wagę przykładają jednak do prognozowanych przychodów do budżetu z tytułu opodatkowania wydobycia ropy i gazu ze szkockich złóż. Jest to bowiem jeden z kluczowych argumentów zwolenników oderwania się od Wielkiej Brytanii. Ich zdaniem niepodległa Szkocja będzie w stanie zapewnić stabilne wpływy do budżetu właśnie z tego źródła. Według zwolenników niepodległości Szkocji, przychody z wydobycia ropy i gazu sprawią, że w perspektywie kilku najbliższych lat PKB tego kraju na mieszkańca osiągnęłoby poziom wyższy niż w przypadku pozostałej części Wielkiej Brytanii.
Szkocki rząd przyjął pięć przykładowych scenariuszy dotyczących przyszłych przychodów budżetowych w zależności od cen ropy i wielkości wydobycia. Wynika z nich, że w najlepszym razie szkocki budżet może liczyć nawet na 57,1 mld funtów z opodatkowania wydobycia ropy i gazu w latach 2012-2018. W sytuacji skrajnie pesymistycznej ta wartość spada jednak prawie o połowę, bo aż do 31,3 mld funtów. Większość ekspertów skłania się jednak ku górnej części tego przedziału i sugeruje, że przychody mogą wynieść od 41 do 57 mld funtów.
Innego zdania jest brytyjskie Office for Budget Responsibility (OBR), czyli organ odpowiedzialny za prognozowanie i kontrolę wydatków rządowych. Według OBR, przychody budżetowe z ropy i gazu w roku podatkowym 2017-2018 wyniosą nieco poniżej 34 mld funtów, czyli znacząco mniej niż w swoich prognozach zakładają szkoccy działacze niepodległościowi. Stawiałoby to pod dużym znakiem zapytania przyszłość całej szkockiej gospodarki.
Przestrogi ekspertów i niekorzystne prognozy brytyjskiego rządu nie zniechęcają jednak polityków Scottish National Party (SNP) do grania kartą naftową w debacie towarzyszącej referendum. Zapowiadają oni, że w przypadku zwycięskiego referendum, szkocki rząd powoła fundusz naftowy na kształt rozwiązania znanego choćby z Norwegii.
Politycy SNP zarzucają londyńskiemu rządowi rażące zaniedbanie, jakim ma być niepowołanie do tej pory funduszu inwestującego przychody z wydobycia ropy i gazu na szelfie Morza Północnego. Powołują się przy tym na dane Sovereign Wealth Fund Institute (SWFI), z których wynika, że Wielka Brytania pozostaje jedynym liczącym się krajem wydobywającym ropę i gaz, który nie posiada tego typu funduszu.
Zdaniem ministra ds. energii w szkockim rządzie Fergusa Ewinga, nie ma obawy, że fundusz ten pozostanie w dużej mierze fikcją ze względu na spadające wydobycie ze złóż na Morzu Północnym. Jego zdaniem pozostałe jeszcze do wydobycia zasoby ropy i gazu są na tyle duże, że gwarantują znaczące przychody z ich wydobywania, a nowe odkrycia w brytyjskiej czy norweskiej strefie Morza Północnego pokazują, że zasoby te mogą jeszcze wzrosnąć.
Osobną kwestią i sporym znakiem zapytania jest ostateczny podział zasobów ropy i gazu między niepodległą Szkocję a Wielką Brytanię. Według ekspertów z edynburskiego David Hume Institute, brytyjski rząd nie odda bez walki zasobów, które stanowią źródło istotnych wpływów do budżetu.
Jeśli problemu nie uda się rozwiązać polubownie, sprawa może trafić Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, którego werdykt trudno dziś przewidzieć. Co jednak ważniejsze taki spór może być rozstrzygany całymi latami, a to może zniechęcić potencjalnych inwestorów do eksploatacji złóż na spornym terenie.
Zamieszanie towarzyszące referendum odbija się także na firmach z sektora naftowo-gazowego, które obawiają się o stabilność reżimu prawnego i podatkowego w przypadku uzyskania przez Szkocję niepodległości.
Z badania przeprowadzonego przez Fraser of Allander Institute na Uniwersytecie Strathclyde oraz Aberdeen Chamber of Commerce wynika, że 38 proc. spółek działających obecnie na brytyjskim szelfie kontynentalnym uwzględnia fakt referendum w swoich planach inwestycyjnych. Jednocześnie odsetek firm twierdzących, że referendum nie wpłynie na sytuację sektora poszukiwań i wydobycia węglowodorów spadł z 65 do 57 proc. w stosunku do poprzedniego badania przeprowadzonego w 2013 roku.
Jedna trzecia uczestniczących w badaniu firm stwierdziła również, że ogłoszenie przez Szkocję niepodległości może oznaczać dla nich dodatkowe komplikacje w działalności poszukiwawczo-wydobywczej. - Z jednej strony podkreślają oni dotychczasowe pozytywne doświadczenia ze współpracy ze szkockim rządem, ale z drugiej zwracają uwagę na brak jasnej deklaracji ze strony zwolenników niepodległości co do ewentualnych zmian w reżimie prawnym i podatkowym dla sektora naftowego - komentował Cliff Lockyer, jeden z autorów raportu.
Publicznie swoje obawy co do niepodległości Szkocji w kontekście przyszłości sektora naftowego wyrażali w ostatnich miesiącach m.in. przedstawiciele władz koncernów BP czy Shell.
W lutym tego roku, podczas wyjazdowego posiedzenia brytyjskiego rządu w szkockim Aberdeen, premier David Cameron przekonywał Szkotów, że samo posiadanie zasobów naturalnych nie oznacza jeszcze, że będzie się z nich czerpać realne korzyści. - To siła całej brytyjskiej gospodarki sprawia, że możemy inwestować w źródła energii w długiej perspektywie. Obiecuję, że Wielka Brytania nie przestanie inwestować w ten sektor, byśmy w dalszym ciągu mogli przyciągać inwestorów, tworzyć nowe miejsca pracy, rozwijać nowe umiejętności wśród młodych ludzi i skutecznie konkurować w globalnym wyścigu - powiedział Cameron w oświadczeniu wydanym z okazji posiedzenia. Według niego tylko pozostanie Szkocji w Wielkiej Brytanii gwarantuje, że potencjał korzyści wynikających z posiadania znaczących złóż ropy i gazu zostanie w pełni wykorzystany.