Szwedzki taxi szwindel

Turysta przylatujący do Sztokholmu staje się natychmiast obiektem polowania taksówkarzy, którzy w stolicy Szwecji od 1991 r. mogą żądać za kurs tyle, ile tylko sobie życzą. Poważne korporacje ustaliły stawki maksymalne, lecz "wolni strzelcy" liczą sobie nawet 500 zł za kilometr i klient nic nie może zrobić, ponieważ dzieje się to zgodnie z prawem.

Taksówki muszą mieć na tylnej bocznej szybie informację o cenie za szwedzką milę, czyli 10 kilometrów. Normalnie przyjęta cena to 250-325 koron (125-160 zł), a wszystkie korporacje mają stałą stawkę na lotnisko Arlanda wynoszącą 395-520 koron (200-260 zł). Większość taksówek ma kolor czarny, więc dla turystów wszystkie są takie same, lecz jak się okazuje nie do końca.

Norweski turysta, który przypłynął promem z Helsinek wsiadł do pierwszej taksówki na postoju i poprosił kurs na lotnisko. Przed terminalem odlotowym po niecałych 40 kilometrach jazdy, taksometr wskazał 38 tys. koron (19 tys. zł). Zaskoczony Norweg wezwał policję, lecz ta wyjaśniła mu, że nic nie może zrobić, ponieważ na tylnej bocznej szybie widnieje karteczka z ceną... 1000 koron (500 zł) za kilometr.

Reklama

W innym przypadku Amerykanin Kevin Mason, który miał odczyt na kongresie w Sztokholmie, spiesząc się na samolot z braku czasu nie zamówił taksówki przez telefon, lecz wsiadł do stojącej na ulicy. Na lotnisku zapłacił karta kredytową i dopiero w domu zorientował się, że zapłacił 770 dol. - Napisałem list do zarządu transportu, lecz otrzymałem odpowiedz: Sorry, ale nic nie możemy zrobić... - żalił się na łamach dziennika "Aftonbladet".

Duńczyk Thorbjoern Macholm miał więcej szczęścia, ponieważ zapłacił za przejazd na lotnisko tylko 3000 koron (1500 zł), czyli pięć razy tyle, ile kosztuje to w korporacji Taxi Stockholm.

Dziennikarze "Aftonbladet", udając turystów postanowili w czerwcu pojechać z dworca centralnego na Arlandę. Wiedzieli, że należy zwracać uwagę na karteczki z cenami. - Pierwsza taksówka miała cenę 2014 koron za milę, czyli kurs za 40 kilometrów kosztowałby 8 tysięcy koron (4 tys. zł) - opisali. Zapytali kierowcę, skąd taka cena, na co on odpowiedział: - Nie musicie jechać ze mną. Weźcie następną taksówkę. W tej cena była niższa, lecz kurs kosztował 3200 koron (1600 zł).

Kierowca, który liczy sobie 200 koron (100 zł) za kilometr, powiedział dziennikarzom: - Wystarczy mi jedna, dwie jazdy dziennie i nie muszę już pracować, a znam takich, którzy pracują jeden dzień w tygodniu. Ja nie łamię prawa, a klient niech uważa, gdzie wsiada.

Tommy Akslund kierownik ds. transportu firmy Svedavia, operatora szwedzkich lotnisk, stwierdził krótko: - Jest to skandal, który nabiera już światowego rozmiaru, lecz odbywa się w świetle prawa. Oskubani z pieniędzy turyści opowiadają o tym procederze w swoich krajach i ostatnio byli u nas dziennikarze BBC, którzy nakręcili reportaż o sztokholmskiej mafii taksówkowej.

Wyjaśnił, że walka z tym procederem jest trudna. - Z odbierającymi pasażerów z lotniska mamy podpisane umowy o cenie maksymalnej do miasta w wysokości 670 koron (335 zł). Oni otrzymują od nas specjalne transpondery, które otwierają szlabany pod terminal przylotowy. Na odlotach jest jednak inaczej, ponieważ każdy ma prawo przywieźć pasażera na Arlandę - i osoba prywatna, i taksówka.

- Byłem świadkiem, gdy turysta zapłacił 38 tys. koron (19 tys. zł) i widziałem, jak zażenowani policjanci rozłożyli ręce. To skandal, ponieważ Szwecja kojarzy się na świecie z uczciwością - mówi Akslund.

Zbigniew Kuczyński

Private Banking
Dowiedz się więcej na temat: Szwecja | taksówka | turystyka | 500 zł | Sztokholm
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »