Ta sezonowa obniżka nie świadczy o niczym

Wczorajsza syntetyczna informacja Głównego Urzędu Statystycznego o sytuacji społeczno-gospodarczej kraju w maju nie przyniosła niespodzianek, jako że wszystkie podstawowe wskaźniki monitorowane są na bieżąco.

Wczorajsza syntetyczna informacja Głównego Urzędu Statystycznego o sytuacji społeczno-gospodarczej kraju w maju nie przyniosła  niespodzianek, jako że wszystkie podstawowe wskaźniki monitorowane są na bieżąco.

Uzyskaliśmy liczbowe potwierdzenie, iż tempo wzrostu w roku 2003 jest zdecydowanie lepsze niż w roku 2002, ale daleko mu do optymistycznego wskaźnika 3,5 proc., nakazanego polskiej gospodarce przez wicepremiera Grzegorza Kołodkę. Okoliczność ta potwierdza oczywistą prawdę, że zjawisk ekonomicznych nie można tak sobie zadekretować. Notabene profesor rok temu, zaraz po objęciu stanowiska, zarządził również obniżanie się od listopada 2002 r. stopy bezrobocia. Jak mu wyszło - najlepiej obrazuje diagram obok.

W stosunku do kwietnia, majowe zarejestrowane bezrobocie rzeczywiście znacząco spadło. O tej porze roku jest to jednak zjawisko naturalne i sezonowego przyrostu liczby miejsc pracy (większość z nich powstaje pod gołym niebem) nie należy odnosić do ogólnej sytuacji na rynku, która wciąż jest zła. Słabiutkim światełkiem w tunelu jest zgłoszenie do urzędów pracy nieco większej liczby ofert, niż miało to miejsce rok temu. Majowy spadek stopy bezrobocia spowodowany został głównie większą liczbą wyrejestrowań z systemu niż nowych rejestracji. W sytuacji, gdy zaledwie 15,9 proc. ogółu zarejestrowanych bezrobotnych (czyli 0,5 mln z 3,16 mln osób) posiada obecnie uprawnienia do otrzymania zasiłku lub świadczenia przedemerytalnego, generalnie spada motywacja do rejestrowania się.

Reklama

Zmieniające się w Polsce ekipy rządowe w podobnym stylu żonglują stopą bezrobocia, zwłaszcza przy konstruowaniu budżetu. Radę Polityki Pieniężnej, której słusznie zarzuca się nietrafianie od kilku lat w cel inflacyjny, charakteryzuje przesadna ostrożność. Za to Rada Ministrów - kierowana i przez Jerzego Buzka, i przez Leszka Millera - zawsze widzi grudniowe bezrobocie dużo bardziej optymistycznie, niż potem okazuje się ono w rzeczywistości. Budżetowa prognoza na koniec roku 2003 określona została przedziałem, od 17,7 do 18,3 proc. O wskaźniku dolnym nie ma nawet co marzyć, z każdym miesiącem coraz mniej realne staje się również dotrzymanie górnego. Jeśli powtórzą się tendencje charakterystyczne dla kilku ostatnich lat, to na koniec roku można się spodziewać przekroczenia granicy 19 proc. (może nie w statystykach grudnia, ale na przełomie roku, co wyjdzie dopiero w danych za styczeń 2004 r.). Cały czas pamiętajmy, że owe statystyki obejmują tylko kategorię bezrobocia zarejestrowanego, mierzonego w stosunku do cywilnej ludności aktywnej zawodowo. Umyka im ogromne bezrobocie ukryte, głównie na wsi.

Rząd Leszka Millera wykonuje kierunkową dyrektywę polityczną, iż w warunkach "nowego otwarcia" musi następować "dalsza systematyczna poprawa". Nic dziwnego, że sezonowe obniżenie się stopy bezrobocia spadło premierowi z nieba i zostanie odpowiednio wyeksponowane podczas nadchodzącego II Kongresu SLD. Dla pewnego zrównoważenia ocen i schłodzenia bezpodstawnego entuzjazmu, dedykujemy rządzącej partii nasz diagram.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: bezrobocie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »