Tajemniczy konsultant i 20 mln USD
Podejrzeniami o korupcję przy kontrakcie na obsługę Totalizatora zajęła się ABW i FBI. To skutek tekstów "PB" o Józefie Blassie.
Nasze publikacje o tajemniczym konsultancie, któremu amerykański GTech za zdobyty w 2001 r. i wart 250-300 mln dolarów kontrakt z Totalizatorem Sportowym (TS) zapłacił aż 20 mln dolarów, nie pozostają bez echa.
- Informacje podane przez "PB" sprawiły, że nasze śledztwo ruszyło z miejsca. Mimo że jest formalnie zawieszone, wykonujemy wiele niezbędnych czynności. Bardzo prawdopodobne, że wątek dotyczący działalności pana Blassa zostanie wydzielony do odrębnego prowadzenia - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Podejrzany monitoring
Przypomnijmy: kilka tygodni temu ujawniliśmy, że komisja ds. loterii stanu Teksas sprawdza, na co poszło 20 mln dolarów, które GTech zapłacił pochodzącemu z Polski Blassowi. Podejrzenie komisji wzbudziło to, że nie ma dowodów potwierdzających wykonaną przez Blassa pracę, a on sam zeznał, że był opłacany m.in. za "monitorowanie" polskiego rządu.
Tym monitorowaniem, według Blassa, miało zajmować się dwóch, specjalnie do tego wynajętych Polaków. Z naszych informacji wynika jednak, że pieniądze otrzymały nie dwie, lecz trzy osoby. Jedna z nich pojawia się w aktach śledztwa prowadzonego od 2001 r. przez łódzką prokuraturę. Do momentu publikacji w "PB" śledczy nie mieli za to w ogóle informacji o samym Blassie.
Śledztwo trwa od ponad pięciu lat. Dotyczy zarzutów korupcji przy przetargu na obsługę online TS z 2001 r. Kontrakt Totalizatora z GTechem podpisano w 2001 r. w atmosferze wielkiego skandalu (w trakcie procedury przetargowej politycy dwa razy zmienili prezesa TS, zarząd spółki był w permanentnym konflikcie, a spór przeniósł się nawet na poziom ówczesnego rządu AWS i Unii Wolności, co zaowocowało m.in. dymisją ministra skarbu Andrzeja Chronowskiego).
Przedstawiciele ówczesnego konkurenta GTechu - też amerykańskiej AWI Corporation, zawiadomili polskie władze o tym, że ówczesny prezes Totalizatora Sportowego Władysław Jamroży (on wszystkiemu zaprzecza) żądał od nich wręczenia łapówki.
- Informacja o dziwnych płatnościach dla konsultanta GTechu, związanych z przetargiem z 2001 r., koreluje z wcześniejszymi twierdzeniami o żądaniach wręczenia korzyści majątkowej, ujawnionymi przez szefów AWI. Wszystko układa się w logiczną całość - ocenia nasz informator.
Międzynarodowe śledztwo
Po naszym tekście w śledztwo łódzkiej prokuratury włączyła się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Swoje robią też Amerykanie. Udało nam się dowiedzieć, że jeszcze w tym roku komisja ds. loterii stanu Teksas kolejny raz przesłucha Blassa i władze GTechu.
- Komisja podchodzi do tego bardzo poważnie. Ponieważ ma duże uprawnienia, podobne do tych z naszego postępowania karnego skarbowego (przesłuchania pod przysięgą, wgląd we wszystkie dokumenty), to GTech musi się jej podporządkować. Jeśliby tego nie zrobił, mógłby stracić licencję na organizację loterii w Teksasie, a to jego największy kontrakt - wyjaśnia nasz informator.
Ustaliliśmy, że polska prokuratura nawiązała już kontakt z teksańską komisją. Nie tylko zresztą z nią. Sprawą opisaną przez "PB" zajmuje się też polskie przedstawicielstwo FBI. Łódzka prokuratura liczy, że nowe informacje o GTechu skłonią FBI do zintensyfikowania swoich działań. Od czterech lat strona polska nie może doczekać się na wykonanie pomocy prawnej. Chodzi o przesłuchanie dwóch kluczowych świadków: byłych pracowników AWI, których do tej pory amerykańskie organa ścigania nie mogły zlokalizować (taka przynajmniej była oficjalna odpowiedź z USA).
Blass za Kulczyka
Jednocześnie z toczącym się śledztwem, w "PB" ujawniamy kolejne fakty z życiorysu Józefa Blassa. Dziś piszemy o jego polskich interesach. Okazuje się, że Józef Blass inwestuje w Polsce co najmniej od 1993 r. Wtedy jego wybór padł na Euroad. Ta spółka transportowo-spedycyjna z amerykańskim kapitałem powstała w grudniu 1990 r. Rok później jej większościowym udziałowcem miał zostać Jan Kulczyk. Mimo że na walnym zapadły odpowiednie decyzje, poznański biznesmen nie opłacił swoich udziałów. Ostatecznie, w 1993 r., przejęła je amerykańska spółka Kościuszko Incorporation (KI). Już w czerwcu tego roku była jedynym udziałowcem Euroadu.
Co wiemy o KI? To powstała w grudniu 1991 r. spółka z siedzibą w Ohio, której prezesem i właścicielem był Józef Blass. W Polsce reprezentował ją Adam Schaff, do 1968 r. szef szkolenia kadr partyjnych PZPR, odpowiedzialny za "właściwy rozwój" polskiej filozofii i socjologii. Po marcu 1968 r. wykluczony na jakiś czas z PZPR, wrócił w latach 80., po części odzyskując pozycję głównego partyjnego intelektualisty.
Dlaczego taki człowiek dostał od Józefa Blassa pełnomocnictwo do inwestycji w imieniu KI na kwotę do 6 mln dolarów? To proste. Adam Schaff to ojciec Ewy Schaff-Blass, żony Józefa.
Dopiero wejście KI pozwoliło Euroadowi ruszyć z miejsca. Blisko 0,5 mln dolarów poszło na podwyższenie kapitału spółki, kolejne 450 tys. dolarów trafiło do niej w formie pożyczki. Pozwoliło to na zakup 10 używanych tirów MAN. Kolejne 30 samochodów ciężarowych tej marki Euroad wziął w leasing od kontrolowanej przez Blassa amerykańskiej Kościuszko Leasing.
Jeszcze w 1993 r. przychody firmy wyniosły zaledwie 2,5 mln zł. Potem (m.in. dzięki bardzo dużemu kontraktowi z producentem puszek: Continental Can Polska) było coraz lepiej: w 1996 r. przychody sięgnęły 24,1 mln zł, a w 2001 r. 106 mln zł. To właśnie dopiero na początku XXI wieku Euroad po raz pierwszy w historii zakończył rok minimalnym (0,1 mln zł), ale jednak zyskiem. Rok później było znacznie lepiej (6,3 mln zł czystego zysku przy 128,3 mln zł przychodów). I wtedy zapadła decyzja: sprzedajemy.
Kapitał Euroadu (dzięki kolejnym podwyższeniom przekroczył 30 mln zł) kontrolował już nie KI, a jego następca, też kontrolowany przez Józefa Blassa fundusz Polish Investment. W kwietniu 2003 r. sprzedał wszystkie swoje udziały holenderskiemu potentatowi: Vos Logistics. Kwota transakcji nie została podana. Z naszych informacji wynika, że było to około 15 mln euro.
Następca Adama Schaffa
Prezesem Euroadu od 1998 r. był Grzegorz Bielowicki, dziś 33-letni menedżer, który zastąpił Adama Schaffa w roli polskiego pełnomocnika Józefa Blassa. To on m.in. zdecydował o tym, że część środków uzyskanych ze sprzedaży Euroadu zostanie zainwestowana w sektor wyrobów termokurczliwych. W 2003 r. za blisko 11 mln zł pod kontrolę Blassa trafił kontrolowany przez NFI Piast Radpol, producent rur termokurczliwych z polietylenu, wykorzystywanych w izolowaniu przewodów energetycznych i linii ciepłowniczych.
Już rok później osiągający roczne przychody na poziomie 18 mln zł Radpol chciał wejść na GPW. Do KPWiG trafił nawet prospekt emisyjny spółki, a jej władze (szefem rady nadzorczej jest Grzegorz Bielowicki) chciały zebrać z rynku 40 mln zł. Plany zostały jednak zmienione i dziś blisko 70 proc. głosów na WZA Radpolu należy do funduszu Tar Heel Capital (THC), następcy Kościuszko Incorporation i Polish Investment Fund.
Formalnym nabywcą akcji Radpolu w 2003 r. była firma Ceramique Polska (CP). W maju 2002 r. założył ją Grzegorz Bielowicki, który objął prawie cały kapitał: 59,5 tys. zł. Symboliczny jeden udział, wart 500 zł, trafił do spółki Kościuszko Leasing. I to właśnie podmioty związane z Józefem Blassem wyłożyły pieniądze na funkcjonowanie ceramicznej spółki.
Ceramika, magnez i byki
W drugiej połowie 2002 r. CP za ponad 2 mln zł kupiła od syndyka upadłe zakłady ceramiczne w Łysej Górze, gdzie zaczęła produkować donice (na rozwój tej działalności poszło kolejnych kilka milionów złotych).
- Zamierzam zarobić na ceramice trzy razy tyle, ile zainwestowałem - zapowiadał Grzegorz Bielowicki.
Na deklaracjach się skończyło. Grzegorz Bielowicki i Józef Blass potknęli się na ceramicznych donicach. W czerwcu 2006 r. sąd oddalił wniosek o upadłość spółki, bo nie znalazł w niej nawet 65 tys. zł potrzebnych na koszty postępowania upadłościowego. W tym samym czasie długi spółki sięgnęły 5 mln zł. 60 wierzycieli CP (w tym fiskus i pracownicy) musiało obejść się smakiem.
- Próbowaliśmy wybrnąć z kłopotów przez założenie nowej spółki: Ceramik Studio, ale nic z tego nie wyszło. Prawda jest taka, że ten biznes nie mógł być rentowny - wyznaje Jan Galewski, do niedawna prezes CP.
Mimo tej porażki Józef Blass nie stracił entuzjazmu do inwestycji. W lipcu 2005 r. powstał Euromag, który w Kędzierzynie-Koźlu zajął się odlewaniem komponentów magnezowych dla firm z branży motoryzacyjnej, elektromaszynowej i IT. Wszystkie udziały w spółce objął Tar Heel Capital, reprezentowany (z pełnomocnitwa Ewy Schaff-Blass) przez Grzegorza Bielowickiego, który na dobry początek wyłożył milion dolarów.
Dotychczasowe wydatki THC pozwoliły Euromagowi stać się największą gorącokomorową odlewnią magnezu w Polsce. A plany sięgają znacznie wyżej. Zainwestowanie łącznie 30 mln dolarów do 2008 r. ma zapewnić spółce pozycję lidera na rynku eruropejskim.
Ostatnią inwestycją Józefa Blassa w Polsce jest Metalplast-System. W sierpniu 2006 r. THC za około 10 mln zł kupił tę spółkę od fińskiej grupy przemysłowej Ruukki. Do funduszu należy 85 proc. udziałów tej zajmującej się cynkowaniem ogniowym i produkcją obiektów kontenerowych firmy. W I półroczu 2006 Metalplast-System zanotował 20 mln zł przychodów i 1,4 mln zł zysku netto.
Paletę polskich firm związanych z Józefem Blassem uzupełniają dwie spółki Tar Heel Capital: z ograniczoną odpowiedzialnością i komandytowa, które mają reprezentować interesy THC w naszym kraju. Z naszych informacji wynika, że Józef Blass spore środki zainwestował też w hodowlę byków, którą prowadzi blisko spokrewniony z Ewą Schaff-Blass Jerzy Starczewski, działacz Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego. Próbowaliśmy go o to zapytać. Nie chciał odpowiedzieć na żadne z naszych pytań.
Wstrzemięźliwość posła
Zresztą nie tylko on. Większość byłych i obecnych partnerów w interesach czy współpracowników Józefa Blassa nie chciała o nim rozmawiać.
- Poznałem pana Blassa bardzo dobrze i mam o nim nie najlepsze zdanie, ale wypowiadać się nie chcę. Sami pisaliście, jakie ma znajomości. A jeszcze nie wiecie wszystkiego - ucina jeden z byłych partnerów w interesach.
Podobnie na prośbę rozmowy reaguje Zbigniew Janas, historyczny szef Solidarności w Ursusie, na początku lat 90. wybrany przez Georga Sorosa, miliardera i filantropa, na prezesa założonej przez niego Fundacji im. Stefana Batorego. Ten poseł na Sejm w latach 1989-2001 (kolejno w klubach OKP, Unii Demokratycznej i Unii Wolności) dziś zajmuje się działalnością doradczą.
- Czytałem pana teksty, ale o opisywanej przez "PB" sprawie nic nie wiem. Nie byłem i nie jestem tak blisko pana Blassa, jak się panu zapewne wydaje. Poza tym nie rozmawiam o takich sprawach przez telefon. Proszę zadzwonić po Nowym Roku - szybko kończy rozmowę Zbigniew Janas.
Zadzwoniliśmy do niego nie bez powodu. Zasiadał w radzie nadzorczej Euroadu, do dziś jest członkiem RN Radpolu, zdarzało mu się też występować na walnych spółek związanych z Blassem jako pełnomocnik funduszu THC.
- Jestem tylko pomocnikiem, interesami pana Blassa zarządza Grzegorz Bielowicki, on powinien być właściwym rozmówcą - dorzuca na koniec były poseł.
Skąd ta dyskrecja?
Postępujemy zgodnie z sugestią i trafiamy do Grzegorza Bielowickiego. Prezes Euromagu, szef rady nadzorczej Radpolu i współudziałowiec THC pracuje dla Józefa Blassa od 1996 r. Dziesięć lat temu studiował zarządzanie na Uniwersytecie Warszawskim i - jako szef młodzieżówki Unii Demokratycznej - planował karierę polityczną. Zmieniła to rozmowa ze Zbigniewem Janasem, który zaproponował mu pracę dla Blassa.
- O profesorze Blassie mam jak najlepsze zdanie. Wielokrotnie przekonałem się o najwyższych zasadach, jakimi się kieruje. Mam wrażenie, że sprawa, opisana przez "PB" jest wyraźnie inspirowana i szkoda, że w sposób nieprawdziwy przedstawia tak zasłużonego człowieka. Nie mam żadnych wątpliwości, że profesor Blass nigdy nie podjąłby się jakiegokolwiek nieetycznego działania - zapewnia Grzegorz Bielowicki.
Twierdzi, że o relacjach między Józefem Blassem, GTechem i Totalizatorem nie ma żadnej wiedzy. Jednocześnie przyznaje, że to dzięki Blassowi możliwe były inwestycje w Euroad i kolejne spółki. O właścicielach wszystkich reprezentowanych przez niego funduszy mówi jednak enigmatycznie: "amerykańscy inwestorzy". To bardzo charakterystyczne. Mimo że Grzegorz Bielowicki wielokrotnie w mediach opowiadał o prowadzonych przez siebie interesach, nigdy nie wymienił nazwiska odgrywającego w nich kluczową rolę Józefa Blassa. Zamiast tego padały określenia: "prywatne osoby z USA" czy "Amerykanie polskiego i żydowskiego pochodzenia". Dziś Grzegorz Bielowicki zapewnia, że Józef Blass i członkowie jego rodziny nie są większościowymi udziałowcami THC. Czy największymi? Nie chce odpowiedzieć.
Przed komisją ds. loterii stanu Teksas Józef Blass zeznał, że zatrudniając w Polsce ludzi m.in. do "monitorowania" rządu, nie pozwolił im na używanie swego nazwiska w połączeniu z ich obowiązkami. Jak się okazuje, także w swojej innej działalności biznesowej Józef Blass woli pozostawać w cieniu. Czy ma powody?
Dawid Tokarz