Tę politykę trzeba napisać na nowo. Unijna reforma pochłonie miliardy

Nowa unijna dyrektywa budynkowa może zacząć obowiązywać już wkrótce. Polska będzie musiała wdrożyć zmiany, które doprowadzą do zmniejszenia emisji CO2 z ogrzewania budynków. Jeśli reforma będzie przeprowadzona źle - czeka nas wzrost ubóstwa energetycznego, alarmują eksperci. Ale skorzystanie z możliwości, jakie otwiera nowe prawo, daje szansę na prawdziwą cywilizacyjną zmianę.

  • Koszty ogrzewania i prądu to ponad 11 proc. wydatków Polaków - to więcej niż unijna średnia
  • Duża część społeczeństwa - według różnych miar od kilku do kilkudziesięciu procent - jest dotknięta zjawiskiem ubóstwa energetycznego
  • Ogrzewanie budynków jest nie tylko źródłem wysokich kosztów dla mieszkańców, ale także wysokich emisji CO2
  • 400 mld zł do 2030 roku - to rząd wielkości inwestycji w renowację budynków potrzebnych, żeby zmniejszyć koszty utrzymania oraz dostosować polskie warunki do nowych unijnych wymogów 

Reklama

Polaków czeka rewolucja związana z budynkami. Wszystko ze względu na nową unijną reformę. UE pracuje nad drugą nowelizacją tzw. dyrektywy budynkowej. Jej założenia opisywaliśmy w tym artykule. Obecne prace są częścią pakietu reform związanych z Zielonym Ładem. Zmiany mają sprawić, że ogrzewanie i chłodzenie budynków będzie generowało mniej emisji gazów cieplarnianych. Obecnie generuje ono jedną trzecią emisji bloku pochodzących ze zużycia energii. Tymczasem UE ma ambicje osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 roku.

Nowe przepisy wpłyną na cały szereg podmiotów - od samorządów przez deweloperów po właścicieli domów i mieszkań. Od tego, jak zostanie przeprowadzona reforma, będzie zależało nie tylko to, czy Polsce uda się zmniejszyć emisje. Dla większości z nas dużo bardziej palącą kwestią jest to, jak nowe przepisy wpłyną na koszty ogrzewania i nasz standard życia. "Jeśli wprowadzimy zmiany mądrze, mamy szansę na poprawę jakości życia, zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego i korzyści środowiskowe" - uważają eksperci think tanku Forum Energii. W przeciwnym razie, wiele gospodarstw domowych będzie narażonych na ubóstwo energetyczne wskutek wysokich kosztów ogrzewania - alarmują.

Tak jest teraz: rachunki drążą dziurę w kieszeni Polaków

Obecnie na ogrzanie i oświetlenie domu wydajemy jako społeczeństwo całkiem sporo. Energia elektryczna i ciepło to druga po żywności najkosztowniejsza pozycja w budżetach polskich rodzin. Przeciętne gospodarstwo domowe w 2022 roku przeznaczało na ten cel ok. 11,4 proc. swoich całkowitych wydatków - podaje Forum Energii na podstawie danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS). To więcej niż przeciętna w krajach Unii Europejskiej, która wynosi 4,1-8,4 proc. w zależności od typu i zamożności gospodarstwa. 

To kwestia niższych zarobków Polaków na tle państw zachodniej Europy czy warunków klimatycznych - ogrzanie domu na Podlasiu jest bardziej wymagające niż ogrzanie domu na Sycylii. Ale kolejnym powodem jest "niska jakość tkanki mieszkaniowej" - wskazuje Forum Energii w raporcie "Czysta i tania energia w polskich domach". Chodzi o to, że nieocieplone domy czy mieszkania z nieszczelnymi oknami i mało efektywnym źródłem ogrzewania dużo trudniej ogrzać. 

Problem wysokich wydatków na energię mocniej dotyka przy tym osoby najuboższe. Statystycznie płacą one niższe rachunki - bo np. korzystają z tańszych form ogrzewania albo zamieszkują mniejsze nieruchomości. Ale te rachunki stanowią większą część ponoszonych przez nich kosztów. Cześć tej dysproporcji wynika z tego, że mniej zamożne osoby częściej zamieszkują starsze budynki. A to właśnie takie nieruchomości - np. stare wiejskie domy albo nigdy nieocieplone kamienice - są statystycznie najmniej efektywne energetycznie. To jednak oznacza też, że będą potrzebowały największej interwencji, jeśli Polska ma zacząć wdrażać unijne przepisy. A co za tym idzie, dużych nakładów finansowych.

Koszty transformacji. Wiadomo głównie, że będą ogromne

Są już pewne szacunki związane z tym, ile może nas kosztować wprowadzanie nowej unijnej reformy. Pierwszą przeszkodą będzie nie tylko to, że dyrektywa budynkowa będzie nas kosztować bardzo dużo. Problemem jest także to, że nie do końca wiadomo, ile i na co trzeba będzie wydać.

- Przyjęta w 2022 roku przez Radę Ministrów "Długoterminowa strategia renowacji budynków" umieszcza te potrzeby na poziomie ok. 400 mld zł do 2030 roku, a w perspektywie do 2050 roku nawet na poziomie ok. 1,5 bln zł - wskazała na prezentacji raportu Forum Energii ekspertka think tanku, Konstancja Ziółkowska. - Sądzę jednak, że to bardzo szacunkowe dane - zaznacza ekspertka. Jak tłumaczy Ziółkowska, w Polsce brakuje kompleksowych informacji o efektywności energetycznej budynków.

Nawet jeśli przyjąć, że kilkaset miliardów złotych to tylko rząd wielkości, jeśli chodzi o potrzebne inwestycje, to i tak rodzi to pytania o możliwości i źródła sfinansowania takiej transformacji. Z UE - w ramach KPO i Społecznego Funduszu Klimatycznego - Polska ma otrzymać bezpośrednio na ten cel ok. 14,6 mld euro. To ok. 63 mld zł, czyli mniej więcej 16 proc. tego, co trzeba będzie zainwestować tylko do 2030 roku. Poza środkami unijnymi trzeba będzie więc zaangażować olbrzymie środki państwowe i prywatne. 

Pieniądze to tylko początek. "Dla wielu obywateli nie ma rozwiązań"

Ogromne nakłady finansowe to tylko część wyzwań związanych z nowymi wymogami. Potrzeba jest przede wszystkim całościowego planu, który weźmie naraz pod uwagę zmiany demograficzne, potrzeby mieszkaniowe Polaków, unijne wymogi związane z emisjami i możliwości finansowe oraz logistyczne samorządów, firm i obywateli.  "Polska musi od nowa zaprojektować politykę publiczną, która wesprze realizację ambitnych celów" - wskazują autorzy raportu Forum Energii. 

Oprócz lepszego systemu danych, który da państwu i samorządom dokładniejsze wyobrażenie o skali i rodzaju potrzebnych inwestycji, trzeba pomyśleć, w jakiej formie umożliwiać korzystanie z publicznych funduszy przeznaczonych na renowację. Na przykład teraz istnieje szereg programów, w których są pieniądze na wymianę kopciucha - takich jak "Czyste powietrze" czy programy samorządowe. Ale kładą one za mały nacisk na termomodernizację lub są niespójne z ogólną polityką energetyczną państwa - punktują eksperci Forum Energii. 

Do tego osoby z mniejszymi dochodami nie zawsze mogą z nich skorzystać - bo nie stać ich, żeby najpierw wyłożyć na inwestycję, a potem ubiegać się o zwrot środków. Są też takie grupy, które po prostu nie kwalifikują się do żadnego programu. "Dla wielu obywateli nie ma dziś odpowiednich rozwiązań. Typowe gospodarstwo domowe nadmiernie obciążone wydatkami na energię to samotna starsza osoba zamieszkująca w zbyt dużym w stosunku do potrzeb domu jednorodzinnym" - czytamy w raporcie. "Osobom takim trzeba zaproponować rozwiązania alternatywne do bardzo kosztownej kompleksowej termomodernizacji domu" - wskazują jego autorzy. Ubodzy właściciele mieszkań w budynkach wielorodzinnych to kolejna grupa społeczna, która w większości "nie może liczyć choćby na ułamek wsparcia przewidzianego dla właścicieli domów jednorodzinnych" - dodają.

Kolejną barierą jest fakt, że kompetencje związane z różną częścią reformy są rozbite między dwa resorty - Ministerstwo Rozwoju i Technologii oraz Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Lepsze byłoby skupienie tych zadań w ręku jednego "lidera" w ramach rządu - oceniają analitycy think tanku.

Rząd chce ułatwiać zamiast zmuszać

Na skoncentrowanie kompetencji w jednym resorcie się na razie nie zanosi. Tak można wywnioskować ze słów wiceministra Ignacego Niemczyckiego z resortu rozwoju i technologii. - Na razie nie ma wypracowanej formuły - przekazał podczas prezentacji raportu Forum Energii, pytany o tę kwestię. Jak wskazywał, odpowiednie departamenty z różnych ministerstw będą ściśle współpracować.

Wiceminister przekazał także, jakimi trzema zasadami będzie się głównie kierował gabinet Donalda Tuska, wdrażając unijne przepisy. To stabilność, konsolidacja i dopasowanie do warunków rynkowych. Chodzi o to, żeby zasady nowych rządowych programów nie ulegały częstym zmianom i żeby dostosować je o tego, co dzieje się na rynku pomp ciepła, remontów itd. Do tego można się spodziewać, że rząd będzie raczej modyfikował istniejące programy, zamiast tworzyć nowe - mówił Niemczycki.

- Trzeba będzie podjąć jakieś działania na poziomie indywidualnym. Ale nikt nikogo nie zmusi, żeby zmodernizował swój dom - dodał Niemczycki o założeniach reformy. - My będziemy chcieli stworzyć taki system wsparcia, żeby ten proces był łatwy i żeby jego efektem były niższe rachunki - podkreślił. Jak wskazał, zachęty i programy docelowo mają się koncentrować na osobach, które są mają mniejszą wiedzę o tym, jak przeprowadzić proces renowacji i mają gorszą sytuację finansową.

Na szczegóły rządowych programów będziemy musieli poczekać do czasu wdrożenia dyrektywy budynkowej do polskiego prawa. W pierwszej połowie marca przegłosowano ja w Parlamencie Europejskim, teraz musi jeszcze przyjąć Rada Unii Europejskiej. Ponieważ już wcześniej ustalano jej kształt z tym organem, przyjęcie tego dokumentu jest raczej formalnością. 

Martyna Maciuch

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »